5. Zawsze byłem tym winnym

106 13 3
                                    

Wrócili późno, więc gdy dosłownie dwie minuty po powrocie telefon w ich pokoju zaczął dzwonić, uznali, że to jakaś pomyłka. Patrick mimo to postanowił odebrać, twierdząc, że jeśli nie odbiorą, telefon będzie dzwonił przez resztę nocy. Szybko jednak zrozumiał, że to nie pomyłka i po jego minie, reszta też od razu to zrozumiała.

— Dobrze, przekażę im — powiedział nieco niepewnie i odłożył słuchawkę, po czym spojrzał poważnie na Nathaniela i Eddiego. — Arthur powiedział, że macie do niego iść.

Nathaniel zmarszczył brwi. Był środek nocy. Czemu Arthur jeszcze nie spał? Czemu chciał ich widzieć?

— Teraz? — spytał niepewnie, a Patrick przytaknął.

— Lepiej tak, jest wściekły.

Nathaniel przetarł twarz dłonią.

— Co tym razem mu zrobiłem? — spytał zrezygnowany i ruszył w stronę drzwi. Eddie bez słowa ruszył za nim. Gdyby nie to, że Arthur był zły, pomyślałby, że może drugi pokój zwolnił się wcześniej, ale skoro był zdenerwowany, musiało chodzić o coś innego. Nathaniel spojrzał na Eddiego, który widocznie się stresował. — Nie przejmuj się, to pewnie nic takiego — powiedział łagodnie, chociaż bardziej próbował przekonać siebie niż Eddiego.

— Nie dzwoniłby wściekły do naszego pokoju w środku nocy, gdyby to było nic — zauważył, a Nathaniel jedynie na to westchnął, bo wiedział, że Eddie miał rację.

Zapukali do pokoju Arthura, oddalonego ledwie kilka metrów od nich, co potwierdzało, że musiał być naprawdę zły, skoro wolał zadzwonić niż do nich przyjść. Po drodze minęli jedynie Davida, który tej nocy wziął pierwszą nocną wartę i Nathaniel miał wrażenie, że ochroniarz dziwnie im się przypatruje, ale postanowił to zignorować. Arthur szybko otworzył drzwi i bez słowa ich wpuścił, obdarzając obu niezbyt przychylnym spojrzeniem, które sprawiło, że Eddie i Nathaniel zaczęli stresować się tym jeszcze bardziej.

— Usiądźcie, obaj — powiedział stanowczo, a chłopcy bez protestu usiedli obok siebie na niewielkiej kanapie, która znajdywała się w pokoju, który Arthur dzielił z kilkoma innymi ludźmi, których ledwie znali. Wiedzieli tylko, że odpowiadali za marketing, wygląd i tak dalej. To któremuś z nich Nathaniel podpadł na początku poprzedniej trasy, bez konsultacji farbując włosy.

— Powiesz co zrobiliśmy? — spytał Nathaniel. — Przychodzisz do nas, dość miły, dajesz kasę, wysyłasz do klubu, a gdy wracamy patrzysz na nas jakbyśmy zabili ci żonę i dzieci.

— Zabijacie dziecko, jakim jest wasz cholerny zespół! — krzyknął zirytowany. — Mam gdzieś kogo pieprzycie, znam rynek, wiem jak jest, ale nie mogę ignorować tego, że w zespole jest romans!

Eddie zamilkł, bo nie wiedział, co powiedzieć. Nie wiedział skąd Arthur się o nich wiedział, ale bał się, że skoro dowiedział się tak nagle, to sprawa się rozniosła. Jak głośno było już o tym w mediach? Gdzie popełnili błąd?

Nathanielowi puściły za to nerwy.

— Mam ci przypomnieć, że to ty pracujesz dla nas, a nie my dla ciebie? — spytał tonem głosu wskazującym na to, że panuje nad sytuacją, chociaż wcale nad tym nie panował. Grał. Wiedział, że to jedyna szansa, aby wszystkiego teraz nie stracić, ale był zbyt słaby, aby to utrzymać. Szybko stracił panowanie nad swoim głosem i zaczął krzyczeć. — Nie zabiłem tego zespołu, to ja dałem mu życie. To przez Gabriela jest źle! Ale tradycyjnie to jest moja wina! Wszystko złe co się dzieje to wina Nathaniela! Nawet to, że mój ojciec się powiesił to była moja pieprzona wina! Więc dalej, pieprz coś o mojej winie, jak wszyscy inni.

Zapadła cisza. Głucha niezręczna cisza. Eddie chciał go przytulić, ale bał się, że to tylko pogorszy sytuację.

— W innych zespołach też są romanse — stwierdził Eddie, próbując jakoś załagodzić sytuację. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, Nathaniel i Arthur wszystko pogorszą. — W Wham! Andrew był z Shirlie...

W siódmym niebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz