7. Nie chcę się zatrzymywać

82 12 3
                                    

Eddie patrzył na Nathaniela jak na idiotę, kątem oka zerkając na hotelowe balkony, po których, według Nathaniela, mieli wrócić do pokoju. Czemu nie mogli wejść normalnie? Czemu nie mogli powiedzieć, że wyszli na chwilę do hotelowego baru, gdy akurat ochroniarze się zmieniali? Czemu mieli ryzykować zrobienie sobie krzywdy? Gdyby wiedział, że tak to się skończy, nie zgodziłby się na to, aby wyszli.

— To żart, tak? — spytał niepewnie, a Nathaniel spojrzał na niego poważnie. Eddie, pierwszy raz od kilku dni widział to wyraźnie, bo Nathaniel wreszcie nie miał na sobie okularów przeciwsłonecznych, które założył, gdy tylko wyszli z domu.

— Nie, inaczej nas złapią — poinformował go, a Eddie westchnął zrezygnowany. Może i Nathaniel był na tyle sprawny fizycznie, żeby to zrobić, ale on w swoje umiejętności nie wierzył i bał się tragicznego finału, który miał w głowie, gdy tylko patrzył na te metalowe barierki. 

— Wolę zostać złapany niż się zabić — odparł niepewnie, na co Nathaniel wywrócił oczami. Czasem zdarzały się chwile, gdy Eddie wyolbrzymiał zaistniałą sytuację – to był jeden z tych momentów.

— Eddie, to tylko drugie piętro i trawnik — powiedział nieco rozbawiony. — Nawet jak spadniesz to się nie zabijesz. Zaufaj mi i chodź.

— Dobrze, ale ty przodem — zgodził się, a Nathaniel westchnął, ale ostatecznie się zgodził. Szybko wykorzystał barierki pierwszego piętra – zawisnął na nich i podciągnął się, aby ostatecznie na nich stanąć, a następnie powtórzył dokładnie to samo z balkonem ich pokoju i wskoczył na niego, po czym spojrzał w dół na swojego chłopaka.

— Twoja kolej — powiedział cicho, ale jednocześnie na tyle głośno, aby Eddie go usłyszał.

Eddie się denerwował. Oczywiste, że się denerwował, ale świadomość, że Nathaniel dał radę to zrobić dodała mu odwagi i pewności siebie. Co prawda cały czas bał się, że spadnie i zrobi sobie krzywdę, a gdyby zmierzyć mu puls, byłby on zbliżony do granicy maksymalnej wartości rytmu bicia serca, ale ostatecznie udało mu się powtórzyć wyczyn Nathaniela i dostać na balkon ich pokoju.

— Nigdy więcej — powiedział stanowczo Eddie, na co Nathaniel roześmiał się cicho i poklepał go po ramieniu.

— Nie obiecuję — odparł i odsunął drzwi balkonowe, które wychodząc zostawił lekko przymknięte – wszystko idealnie zaplanował. Starał się być cicho, aby nie wzbudzić podejrzeń śpiących Gabriela i Patricka – było przed siódmą rano, więc biorąc pod uwagę ich wieczorno-nocny wypad, powinni jeszcze spać.

No właśnie – powinni. Problem pojawił się w momencie, w którym Nathaniel zdał sobie sprawę, że w pokoju nie ma ich kolegów z zespołu. Był za to Arthur, który widocznie im się przyglądał, a w jego oczach wręcz malowała się pretensja.

Nathaniel zaklął. To by było tyle, jeśli chodziło o idealny plan.

— Tak się zastanawiałem, którędy wyszliście — zaczął Arthur, a Nathaniel postanowił nie wyprowadzać go z błędu. — Gdzie byliście?

— Na plaży — powiedział Eddie, postanawiając ten jeden z nielicznych razy wziąć ciężar rozmowy na siebie. Wiedział, że jeśli to Nathaniel prowadziłby dyskusję z Arthurem, chłopak mógłby wybuchnąć, a to praktycznie oznaczałoby katastrofę.

— To by tłumaczyło mokre ubrania i rozpięte koszule — stwierdził, cały czas patrząc się na nich tak, że Eddie i Nathaniel stresowali się bardziej niż być może w tej sytuacji powinni. — Czemu wyszliście sami?

— Potrzebujemy czasem czasu dla siebie, to normalne — kontynuował Eddie, bo widział co dzieje się z Nathanielem i niestety nie było to nic dobrego.

W siódmym niebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz