rozdział 11

4.6K 253 46
                                    

Gabriel

Nie czułem nic. Ani bólu, ani smutku. Nie odróżniałem dnia od nocy, bo było mi to zupełnie obojętne. Pracowałem na autopilocie, nie mając ochoty odpoczywać. Sprawa Amandy była moim motorem i dla satysfakcji zabicia mafii z Palermo musiałem rozwiązać zagadkę.

– Nie pij więcej, lecisz do Włoch dzisiaj – mruknął Vincent, wyrywając mi butelkę whisky.

Odstawił ją z hukiem na szklany stolik i stanął nade mną. Spojrzałem na niego mętnym wzrokiem, nie mając siły się kłócić. W zasadzie nie miałem na to nastroju.

– To polecę. Pijany nie mogę?

– Nie. Masz myśleć. Trzeźwo – warknął i usiadł na fotelu. – Ogarnij się, Gabriel. Nie będziesz mi tu teraz rozpaczał, bo Allison cię zostawiła.

– Nie rozpaczam. Po prostu piję alkohol, bo mam na to ochotę – zaśmiałem się i przetarłem dłonią twarz. – Nie ma tu ukrytej logiki.

– Oczywiście.

– Tak, kurwa, oczywiście. – Spiorunowałem go wzrokiem. – Nie użalam się nad sobą, nie musisz się o to martwić. Mam gorsze zmartwienia. Na przykład to: jak mam zapewnić jej bezpieczeństwo, skoro nie wiem, gdzie przebywa?

– Szukamy informacji. – Westchnął ciężko. – Za dwie godziny masz lot.

– Myślisz, że Costa przyjmie nas z otwartymi ramionami?

Zmieniłem plany i zamierzałem lecieć z ludźmi Matteo. Było to ryzykowne, ale może Alberto Costa zechce ze mną negocjować. Teraz nie miałem nic do stracenia. Nie wiedziałem, gdzie przebywa Allison i były duże szanse, że moi wrogowie także tego nie wiedzą. W tym jednym aspekcie ufałem, że Clark dobrze ją schował. Dlaczego odeszła, chociaż obiecała, że tego nie zrobi? Na to pieprzone pytanie nie miałem odpowiedzi.

– Miejmy nadzieję, że nie zaczną do nas strzelać. Nasi ludzie, którzy tam stacjonują, mówią, że na razie się nie wychyla. Maddox dalej tam jest.

– Świetnie. Dlaczego dalej żyje?

– Chronią go.

Kiwnąłem głową, podnosząc się. Rozejrzałem się za telefonem, którego nie widziałem od dobrych dwóch dni. Może dlatego, że od tego czasu piłem whisky i pracowałem. Pochyliłem się, mrucząc coś pod nosem i zacząłem szukać pod poduszkami na kanapie.

– Czego szukasz? Nerki?

– Zaraz ci przypierdolę i będziesz szukał zębów – warknąłem, prostując się. – Widziałeś mój telefon?

– Ta, padnięty leży na stole. – Brat zmierzył mnie wzrokiem.

– O nie, oby nie dzwonili do mnie z banku – udałem przejętego i podpiąłem telefon do ładowania. – Idź już i przygotuj ludzi. Każ reszcie szukać Allison w każdym miejscu na świecie. W końcu mają coś znaleźć. Trzeba ją chronić. Nieważne, jaką decyzje podjęła.

– Wiem.

Vincent podniósł się i wyszedł z mojego domu, nic więcej nie dodając. Lekko się zataczając, udałem się do łazienki i wziąłem długi, chłodny prysznic. Próbowałem zacząć jasno myśleć, ale wtedy wracały wspomnienia, które sprawiały mi ból. Nie chciałem tego już dłużej czuć, bo nie wierzyłem, że byłbym w stanie to wytrzymać. Prosiłem Allison o jedno – by była. A ona odeszła i niczego mi nie wyjaśniła. To wszystko było jakąś utkaną intrygą, której nie potrafiłem pojąć. Ostatni czas to piekło – najwidoczniej właśnie na nie zasługiwałem.

Zszedłem na dół, zapinając guziki czarnej koszuli. Przy każdym kroku czułem ból mięśni. Przewróciłem na siebie oczami i westchnąłem ciężko. To akurat było żałosne. Czułem, że cierpię i trzeźwieję, więc jak najszybciej powinienem wyłączyć zbędne uczucia. Najgorsza była świadomość, że Allison oduczyła mnie tej umiejętności. Zatrzymałem się w holu, patrząc w stronę kanapy. Pustej, na której jeszcze miesiąc temu Allie śmiała się w głos, oglądając ze mną komedię romantyczną. Nie brałem na poważnie tego filmu i droczyłem się z nią. Tylko ona miała prawo katować mnie ekranizacją powieści jakiegoś Sparksa. Wydawało mi się, że była wtedy szczęśliwa. Potem zgotowałem jej niezrozumiały okres, który dalej trwał, ale jej już nie było. Uśmiechnąłem się krzywo, karcąc się w myślach, że byłem takim optymistą i liczyłem, że w życiu może spotkać mnie coś dobrego. Gówno prawda.

Mirror: odbicie prawdy. Tom 2|| Amerykańska mafia {Rodzina Cardin}✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz