rozdział 5

4.6K 244 49
                                    


Gabriel

Zabicie Franka była kolejnym ostrzeżeniem. Polowali na niego, gdy wracał z centrum miasta. Opuszczał akurat bank, gdy dwóch włoskich posłańców opuściło szybę samochodu i wystrzeliło serię kul. Zginął na miejscu. Costa robił z nami, co chciał i to mnie tak niemiłosiernie wkurwiało. Chciałem ukrócić jego gierki i zacząć działać, ale cały czas miałem na uwadze dobro Amandy, która mogła żyć.

– Weszli na nasz teren i na naszym terenie zabijają. Musimy wyciągnąć konsekwencje – powiedział do mnie ojciec, gdy siedzieliśmy w pierwszym rzędzie na cmentarzu, żegnając Franka.

Skinąłem głową, zgadzając się z ojcem. Chciałem wyciągnąć ogromne konsekwencje, tylko musiałem to dobrze rozplanować. Moimi celami mieli zostać synowie Alberto Costy.

– Pomówimy dzisiaj o tym – szepnąłem i spojrzałem w bok.

Liliana, moja matka i Allison stały niedaleko po lewej stronie. Każda ubrana w czerń z posępnymi minami. A ja patrzyłem tylko na nią. Doprowadziłem do tego, że była tutaj dzisiaj, smutna, przerażona i samotna. Popełniałem błąd za błędem i nie sądziłem, że mogę znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Niczego bardziej nie pragnąłem, jak wziąć Ally w ramiona i ochronić ją przed całym światem. Miałem jednak wrażenie, że w moich ramionach byłaby w wielkim zagrożeniu.

Nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Patrzyła na mnie długi moment, a potem spuściła głowę. Wiedziałem, że była wojowniczką. Nie podda się tak łatwo, nawet gdy ja zachowywałem się jak skurwysyn. Zostawiając ją dwa dni temu pod opieką Juliana, nie sądziłem, że będzie się za to tak samobiczować. Liczyłem na to, że mój brat będzie miał lepsze podejście do niej niż ja.

– Zbierajmy się – zakomunikowałem. – Nie będę narażać rodziny na spotkanie z Costą.

Chociaż wiedzieliśmy, że mogą planować zasadzkę, to nie mogliśmy postąpić inaczej. Frank zasługiwał na to, by pochować go z godnością i szacunkiem. Cała ceremonia nie trwała długo, ale była wystarczająca. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Na razie żona i syn Franka mieli zostać w obecnym domu na terenie rezydencji, ale później musieliśmy owy dom oddać nowemu szefowi ochrony. Chciałem, by został nim Ernest, jeden z bardziej oddanych żołnierzy w naszych szeregach.

Podnieśliśmy się z ojcem i dałem naszym ludziom znać, że wracamy do domu. Dzisiaj odbywała się kolejna ceremonia – tym razem przejęcia przeze mnie oficjalnie władzy. Była to formalność, ale ojciec nalegał, byśmy ją odbyli.

Zatrzymałem się przy samochodzie i spojrzałem na Allison, która właśnie podchodziła do land rovera z Ryanem. Była tak strasznie smutna, że serce na nowo pękło mi na drobne kawałki. A to oznaczało, że cały czas je miałem. Przekląłem pod nosem i podszedłem do niej. Każdy mój krok był ciężki i sprawiał mi fizyczny ból, jakby coś usilnie odpychało mnie od ukochanej. Może były to wyrzuty sumienia i strach.

Spojrzała na mnie, gdy znalazłem się dwa metry od niej. W jej oczach ujrzałem przerażenie i to mnie chyba sparaliżowało. Zatrzymałem się w miejscu, biorąc głęboki oddech. Co chwila dawałem jej nadzieję i odbierałem, ale ja sam nie wiedziałem, czego tak naprawdę chcę. Spokoju dla niej czy dla siebie?

– Jeśli zamierzasz powiedzieć coś, co znowu mnie zrani, to po prostu tego nie mów – powiedziała cicho, zmęczonym głosem.

– Nie, Allison. Przepraszam. To chciałem powiedzieć. Pomyślałem dzisiaj, że gdybym to ciebie... to ciebie żegnał na tym cmentarzu...

– Nic mi nie jest. Nic mi nie będzie. Jestem tutaj, Gabriel. Pamiętaj. – Wyciągnęła do mnie dłoń.

Delikatnie ją dotknąłem i poczułem, jak przechodzi mnie zimny dreszcz. Dawałem jej zgubne wrażenie, że wszystko się ułoży. Czułem, że jeżeli nie poznam prawdy o Amandzie, nie będzie szans na spokój.

Mirror: odbicie prawdy. Tom 2|| Amerykańska mafia {Rodzina Cardin}✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz