Prolog

393 37 35
                                    

kwiecień

Dzień miał być podobny, jak każdy poprzedni różnić się drobnostkami. Jednak już poranek zwiastował, że ten dzień, to moment przełamania ciszy.

Luno zbierał się do wyjścia na polowanie, gdy słońce ledwo wychodziło ponad horyzont. Zatrzymała go jego kula, która błysnęła jasnym, błękitnym światłem kilka razy, aż jej barwa przemieniła się w krwistą czerwień.

Mężczyzna podszedł do kuli. Wziął ją w dłonie, przyglądając się jej wnętrzu, które po raz pierwszy było wzburzone. Odbywał się w środku czysty chaos.

Wzdrygnął się i zmrużył oczy. Nie miał ani krzty wątpliwości, że siła pochodziła od czegoś znacznie silniejszego niż dotychczas eliminował. Obawiał się, co to może być i nawet miał swoje podejrzenia, które martwiły go jeszcze bardziej. Wolałby, żeby okazały się nieprawdą, ale istniał jeden jedyny sposób, by się tego przekonać.

Musiał w końcu reaktywować misję, do której został tutaj powołany, a nigdy nie otrzymał sygnału, że została zakończona. Pora na wyruszenie w nieznane, by namierzyć ten krwistoczerwony punkt chaosu, jaki pojawił się na lądzie.

Kula wróciła do swojego koloru i spokojnego ruchu cząsteczek w środku. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund. Jednak to nie długość wyznaczała poziom niebezpieczeństwa, a impuls i odcień. Czerwony był najgorszy.

Wyszedł, tak jak planował. Nie zmieni dzisiejszego trybu dnia przez jedną sytuację. Nie może działać pochopnie, wszystko musi wyjść naturalnie, tak jak po raz ostatni trzynaście lat temu.

Zmierzał na polowanie. Był w centralnej części, gdy zza muru będącego ogrodzeniem jednej z chat, wyskoczył Carsen. Chłopak przykleił się do ściany, chcąc zostać niezauważalny. Z chaty dobiegały hałasy wściekłego mężczyzny.

— Kto to był?! Kto do cholery?! Zabiję gnojka!

Luno nie musiał się bardzo wysilać. Rozpoznał ten głos.

— Mało jest Omeg w mieście? — zaśmiał się — Musiałeś akurat spać z córką zastępcy oddziału?

Alfa wzbił wzrok z niebo, mając na twarzy zmęczenie.

— Powiedziała mi po fakcie.

Białowłosy wybuchnął śmiechem, kucając przy młodszym. Poklepał go pokrzepiająco po ramieniu.

— Musi Cię bardzo nie lubić.

Carsen prychnął, podnosząc się z pomocą Luno. Otrzepał się od ziemi i zaczęli oddalać się od chaty, z której wciąż słychać było wrzaski.

— To i tak... chwilowe.

— Chwilowe?

— Planuję opuścić Zunko... ale muszę to jeszcze przemyśleć. Jak spokojnie powiedzieć rodzicom, znaczy mamie. Jest przewrażliwiony, zresztą wiesz...

Luno odwrócił głowę w jego stronę, zastanawiając się, skąd taka decyzja z jego strony. Nie było tutaj źle, ale rozumiał go w pełni. Miał dosyć miejsca, w którym dorastał i które znał w każdym najbardziej brudnym zakątku. Zawsze lubił się gdzieś zaszywać i znikać. Odcinać od reszty świata, by zaznać czegoś nowego. Wypady w dzicz to jego ulubione zajęcie.

I tak długo wytrzymał w mieście.

— Zbieg okoliczności, bo również zamierzam odejść na pewien czas. Mam kilka... spraw do załatwienia, które pojawiły się znienacka.

Alfa zaskoczony, przystanął w miejscu, a jego oczy zaświeciły się, jakby ujrzał idealną okazję.

— Kiedy?

✖️ The Land of Our Blood | The Land #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz