Rozdział VI | W końcu pokazał swoją prawdziwą naturę

263 28 61
                                    

Ignius czuł się już spokojniej, nie wydawał się nawet spięty w towarzystwie Cherco po incydencie, jaki miał miejsce w pełnie. Wyrzucił to z siebie, jak zwyczajny przypadek i wilczą otchłań, w której nie miał całkowitej kontroli. Do niczego wielkiego nie doszło, nie musiał się specjalnie nad tym głowić. Alfa również nie wykazywał szczególnego zachowania z tym związanego. Było jak zawsze. Normalnie i całkiem przyjemnie.

Siedzieli w centralnej części Siwych Pysków i rozmawiali o największych głupotach, byle nie doszło do krępującego milczenia. Pomiędzy nimi znalazła się Finse, która po powrocie od Versy, jak tylko ich zauważyła, musiała zakraść się od tyłu i głośno zagwizdać, strasząc ich.

Omega tylko przewrócił oczami i pociągnął dziewczynę za koszulę, aż poleciała do przodu, robiąc niewielkiego fikołka przed nimi. Zaśmiali się, gdy brunetka wylądowała tyłkiem na ziemi, a ona szybko fuknęła na młodszych, podnosząc się chwiejnie.

Otrzepała się, pokazując im język. Odepchnęła ich na dwie odległe strony, wciskając się na środek. Objęła dwójkę z wielkim i szerokim uśmiechem, ale od razu zszedł jej z twarzy, gdy dostrzegła, kto się do nich zbliżał. Przeraziła się, od razu łapiąc rudowłosego nieco mocniej za ramię.

Nie zdążyła nic powiedzieć.

Chłopak odwrócił do niej głowę, a napotykając wzrok Bety, prześledził go, aż również natrafił na powód, który wzdrygnął całym jego ciałem.

Złote tęczówki płonęły zgrozą, a znajdując się wystarczająco blisko, buchnęły wściekłością. Alfa złapał młodego chłopaka za rękę, szarpiąc go w swoją stronę. Uścisk był mocny i wręcz piekący, gdy zaciskał na nim swoje palce. Ignius próbował się wyszarpnąć, gdy ból był nieznośny, ale chwyt ani na sekundę nie zmalał.

— Więc przyszedłem! Tak, jak bardzo Ci zależało! — warknął przez zęby do syna, ściskając jego rękę jeszcze bardziej. Omega ugiął się lekko, pomału nie będąc w stanie już znieść tego bólu.

— Ej! — Finse krzyknęła, zbierając w sobie odwagę, by pomóc Omedze i jakkolwiek zareagować, ale jedno spojrzenie mężczyzny spowodowało, że ta pewność siebie z niej uleciała.

Bała się ruchu, jaki może w jej stronę wykonać w tak ogromnej wściekłości..

Na szczęście Cherco miał jej znacznie więcej i pomimo uczucia unoszącej się w powietrzu złości, oraz dominacji ze strony starszego Alfy, nie odpuścił tak łatwo.

Stanął przed mężczyzną, wyszarpując Omegę z jego rąk z głośnym jego piskiem, ponieważ V nie rozluźnił uścisku na ręce. Zakrył rudzielca swoim ciałem. Złoto wtedy już ani trochę go nie przypominało. Oczy były pochłonięte przez ogień, furię i chęć mordu. Cherco skłamałby, gdyby powiedział, że nie czuł strachu przed nim. Jednak nie ze względu na siebie, ale obawiał się tego, co może zrobić Igniusowi, gdy tylko odsunie się od niego kawałek.

— A ty to kto do cholery?!

— Ktoś, kto nie używa przemocy wobec Omegi i własnego dziecka w dodatku — wysyczał, czując, jak rudowłosy przylega ciasno do jego pleców.

Sytuacja ta przyciągnęła duże widowisko. Wilki były w niemałym szoku, a niektórzy zmartwieni zachowaniem przywódcy Warsów, więc popędzili do głównej chaty, by sprowadzić pomoc. Głównie do samice przejęły się tym, co widziały i jakie mogły być zaraz tego skutki.

Vamoi chwycił Cherco za ubrania, warcząc mu prosto w twarz. Był gotów go uderzyć, więc Ignius pomimo strachu, zaczął krzyczeć na ojca, by go zostawił w spokoju. Chciał odciągnąć jego rękę, ale wtedy rozbrzmiał jego donośny głos, który zaparł mu dech w piersi.

✖️ The Land of Our Blood | The Land #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz