Rozdział XX | Masz moje słowo

176 25 25
                                    

Wesołych, spokojnych. Smacznych jajów i mokrego poniedziałku!!🤍 Rozdział raczej mało świąteczny😅 Ale ja się nigdy nie potrafiłam wpasować. Mam nadzieję, że i tak się spodoba.
___

sierpień

Omijając Venroe trzeba uważać, kto może uznawać młode wilki na koniach z dziwnie obfitymi workami za podejrzanych. Zwłaszcza jak jadą bardzo okrężnymi, leśnymi drogami, a nie wjadą na specjalnie wydeptane ścieżki, którymi łatwiej przemieszczać się do głównych miast i podróżować dalej. To na pewno musi wyglądać jak jakiś podstęp, ale póki co, szło im nawet znośnie. Na nikogo nieprzyjemnego nie wpadli, nikt o nic ich nie pytał i mogli brnąć na północ bez nieoczekiwanych akcji obronnych, czy ucieczkowych.

Mieli czas dla siebie i tego, co było teraz najważniejsze. Revan przekazał im sztylety, ale nie udało mu się w pełni nauczyć ich walki. Poza tym Lossie nigdy nie garnęła się do nauki. Miała inne zajęcia, a same treningi wolała obserwować z boku. To Jill dobrze wyglądał z bronią i wykonując najróżniejsze schematy, które pomogą mu przetrwać w starciu nawet x góry wyglądającym na przegrane.

Teraz to on musi robić za nauczyciela, chociaż sam ma jeszcze tak niewiele doświadczenia w prawdziwej walce, z przeciwnikiem, który rzeczywiście chce go zabić.

Dziewczyna starała się go słuchać, zapamiętywać nowe informacje i jakkolwiek wykorzystywać je w praktyce. Nie było to łatwe, ale z każdym kolejnym dniem przyswajała tę wiedzę znacznie lepiej. Wiedziała, jak się poruszać, jak operować ostrzem i używać oczu tak, by nie zdradzać na pierwszy rzut swoich zamiarów.

Trening był ciężki i momentami naprawdę skomplikowany, że Omega nie była w stanie zapamiętać oraz w późniejszym etapie użyć wszystkich poznanych technik w sparingu. Mieszały jej się schematy, popełniała głupie błędy i czasami odsłaniała się w tak łatwy sposób, że gdyby to nie była tylko nauka, zginęłyby bez najmniejszego wysiłku przeciwnika.

Teraz zatrzymali się niedaleko granicy Nocnej Ganoi, a Lossie czuła potrzebę zaskoczyć brata i pokazać mu, że nauczyła się tajniki ataku niespodziewanego. Kiedy Jill przywiązywał worki na drugą stronę wierzchowca, by zrobić miejsce na torby z żywnością, które kilka dni temu zrobiły się obszerniejsze. Rodzeństwo nakupowało zapasów, by nie zatrzymywać się tak często w watahach. Nie chcieli niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi. Może i to nie było podejrzane, że młode wilki kupują coś na targach, ale jakby ktoś akurat postanowił za nimi podążyć i zauważył, że jest to tylko rodzeństwo młodych Omeg, mogliby mieć nie lada kłopoty i towarzystwo napływające z każdej strony. W końcu ile jest Alf, które chętnie skorzystałyby z „upolowania" samotnych Omeg i zatrzymania ich na własność? Okazuje się, że całe mnóstwo.

Zaczaiła się na brata, ostrożnie stawiała kroki w jego stronę, musnęła palcami rękojeść od sztyletu, by sprawnie go wyjąć u przyszpilić bruneta przy karku.

Była już tak blisko. Szła bezszelestnie. Stopy kładła tak delikatnie, jakby wcale nie stąpała po trawie i piasku, a po bardzo cienkim szkle, które jest miękkie niczym wełna, nie wydając żadnego odgłosu.

Chwyciła pospiesznie za broń, wyciągnęła je do przodu wykonując zamach, który został z gracją ominięty. Jill nie wydawał się ani trochę zaskoczony. Jego ruch był płynny, uskakujący w bok, a palce u dłoni owinęły się wokół nadgarstka siostry, szarpiąc nią w przód i zmuszając do wykonania fikołka. Leżała na plecach, wpatrując się w wyszczerzonego brata na tle kołysających się drzew. Huknęła o ziemię nie tak głośno, ale poczuła, jak zabolała ją kość ogonowa.

Skrzywiła się, gdy wstawała z przegranej pozycji.

— Byłam niesłyszalna. Kontrola ruchów i oddechu... nie rozumiem — wrzuciła dłonie w rezygnacji w powietrze, a potem wsunęła ostrze na swoje miejsce.

✖️ The Land of Our Blood | The Land #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz