Rozdział II | Nie popełniajcie moich błędów

338 39 35
                                    

Carsen długo zabierał się, by opowiedzieć o sytuacji z rana swojemu bratu. Długie godziny kręcił się po mieście, po pewnym czasie wyszedł za mury, by w wilczej formie pobiegać po lesie. Był niespokojny, jego serce waliło jak dzwon, nie mógł znieść myśli, że tak prezentowała się prawda. Rosła w nim złość, starał się ją stłamsić. Biegł, ile sił łapy go niosły. Mięśnie brutalnie rwały z bólu, tak się napinał i osiągał własne limity.

Gdy wrócił wykończony do domu, od razu wszedł do pokoju młodszego Alfy, licząc, że nie wyszedł nigdzie i będzie mógł mu się w końcu zwierzyć.

Był tam. Siedział do niego tyłem, ale od razu wyczuł dziwną aurę i ostry zapach. Odwrócił się do niego, spotkał zmęczony wzrok, rozedrgane ciało i unoszącą się nieregularnie jego klatkę piersiową.

Lanly podszedł do brata, łapiąc go za ramiona i przyglądając się jego twarzy w niepokoju, trochę wyglądał, jakby miał zaraz stracić przytomność.

— Co z tobą? Usiądź — pociągnął go za rękę.

Chłopak przysiadł na łóżku, odchylając głowę w tył. Normował swój oddech, jednak oczy zdradzały, że do normy brakowało mu wiele. Był rozsypany w środku.

— Zapytałem... dowiedziałem się... kurwa! — przeklnął, wczepiając dłonie we włosy. Ciągnął za nie zdecydowanie za mocno, ale na chwilę obecną ten ból był niczym, zwłaszcza w porównaniu do tego, co się w nim kotłowało — Poczęto mnie w gwałcie, a pierwsze stracone szczenię... mama miał z kimś innym — Głos mu się łamał, a brązowe oczy Lanly'iego były teraz duże i okrągłe jak złote monety.

— Co ty... mówisz?

Usiadł tuż koło niego. Położył mu dłoń na ramieniu i nachylił się, by lepiej widzieć twarz brata. Nie mógł uwierzyć w te słowa, ale przecież podobna sytuacja działa się w odwrotną stronę. Teraz on musiał mu zaufać.

— Ojciec go zgwałcił, zapewne ugryzienie też wymusił, mama nienawidził go, chciał jego śmierci... kurwa przecież to jest...!

— Nieporozumieniem! — wtrącił się Lanly, czym zaskoczył brata.

Siwe tęczówki zerknęły na niego. Dlaczego tak uważał? Oczywistym było, że wyrządzono ich mamie okropną krzywdę. I zrobił to wilk, któremu tak ufali i którego kochali.

— Lan... on to zrobił — powiedział już spokojniej, chcąc przekonać brata, by mu uwierzył, ale nie wiedział, że on tak naprawdę już to robił.

— Nie, nie. Ja... wiem, nie wątpię, żebyś to wymyślił, ale to na pewno... coś innego.

— Coś innego?

Alfa bez blizny kucnął przed drugim. Zmusił go w ten sposób, by spojrzał mu ponownie w twarz. Uśmiechnął się lekko.

— To jest po prostu niemożliwe — Carsen chciał mu się wtrącić, ale Lanly uniósł rękę, uciszając go i kontynuując swoją wypowiedź — Przez te wszystkie lata, każdego dnia... Czy widziałeś kiedykolwiek, by mama był nieszczęśliwy? Widziałeś, żeby się nie kochali?

Zbiło to starszego z braci nieco z tropu. Pytania były słusznie zadane i najgorsza była na nie odpowiedź, która przeczyła temu, co zaczął myśleć.

— Przyzwyczaił się, w końcu ma znak.

— Nie! — podniósł głos — Tak nie wygląda przyzwyczajenie i ty wiesz o tym. Nie wmawiaj sobie, nie dopowiadaj tych bzdur... To musi być coś innego i powinniśmy z nimi porozmawiać. Razem i szczerze.

Carsen zastanawiał się nad tymi słowami, czuł, że jego młodszy brat ma rację. Codziennie widział przykład ich miłości. Doskonale pamiętał przeszłość, gdy uciekli z wioski, jak ich mama cierpiał z rozłąki i myśli, że już więcej nie zobaczy ich ojca. To nie mogło być przyzwyczajenie, ale w takim wypadku nie mógł zrozumieć. Jakim prawem zakochał się w gwałcicielu, przecież go skrzywdził.

✖️ The Land of Our Blood | The Land #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz