Rozdział XXXI | Możesz to stracić na zawsze

218 19 12
                                    

Eris wsunął się pod pierze. Westchnął głęboko, zanim ułożył głowę na poduszce. Usłyszał kroki dochodzące od drzwi, ale nie odwrócił się w ich kierunku. Doskonale wiedział, że to V. Wyczuwał go intensywnie. Gniew wciąż buzował pod jego skórą. Wataha waliła mu się na głowę, gdy sytuacja z Indie potoczyła się nieodpowiednimi ścieżkami. Wilki zaczęły szeptać między sobą, narzekać i wysnuwać teorie o pozostałej dwójce, której również nie było na terenie stada.

Rudowłosy zdawał sobie sprawę, że to przytłacza jego Alfę, że jednocześnie zaprząta sobie głowę, czy traci w ich oczach autorytet i czy wataha dalej będzie za nim podążać bez sprzeciwu. Jednak Vamoia pochłaniały też inne myśli. O swojej matce, z którą nie mógł się należycie pożegnać, a przy jej wspomnieniu zawsze pojawiał się też Unig. Wszystko to go denerwowało i spinał swoje ciało przy każdym kroku zbliżającym go do łóżka.

Tonął we własnych myślach, czasami wyglądał, jakby pokrywał go cień. Do głowy przychodziły mu wtedy mroczne wizje. Gdzieś w głębi duszy Eris czuł, że nie tylko urażone ego stało na piedestale jego zmartwień, a również coś znacznie cięższego, czego nie potrafił się wyzbyć z serca.

V nie przestawał słyszeć. Ten głos nie cichł w jego uszach. Jedynie był tłumiony przez słowa pochodzące z zewnątrz, ale nie znikał i nie zostawił go w spokoju.

Potwór.

Te słowo grzmiało nieprzerwanie i cięło niczym błyskawica niebo. Zachrypnięty, obolały głos Igniusa wbijał ostrą szpilkę w słaby punkt. Żadne wcześniej wściekłe słowa nie miały znaczenia. Jakiekolwiek przez lata rzucane Nienawidzę Cię nie uderzało w niego tak jak to jedno słowo.

Było tak długo definicją w jego słowniku na Dariena lub Revana, którzy niszczyli wszystko za co się zabrali i czego dotknęli, a teraz to określenie trafiło do niego samego.

Zrzucił z siebie koszulę i usiadł na swojej stronie łoża. Przeczesał czarne włosy i położył się pod kołdrą. Leżał na plecach, wpatrywał się w sufit, podtrzymywany drewnianymi belami. Pomiędzy nim a Erisem trwała gęsta cisza. Omega wiedział, że atmosfera pcha go, by odwrócił się do V, by otworzył usta i zadał mu pytanie, ale nie potrafił tego zrobić.

Vamoi wiedział, że rudzielec nie śpi. Wyczuwał jego nasilający się zapach i reagował na nierówny oddech.

Milczeli i żaden nie kwapił się, by w końcu wydobyć z siebie słowo. Psuło się. Między nimi, w rodzinie, w całym stadzie, a oni nie potrafili rozmawiać. Eris nie miał odwagi, a Vamoi nie wiedział, jak zacząć.

Zdecydował się po kilku długich minutach, chcąc brzmieć beznamiętnie i chłodno, tak jakby w ogóle go to nie obchodziło i chciał jedynie dowiedzieć się surowych informacji. Prawdą było, że się tym przejmował, że irytowało go to. Tylko on nie wiedział. Był pewien, że tylko jego ominęła ta informacja.

— Długo wiedziałeś? — zapytał, a Eris wstrzymał oddech. Nie uszło to uwadze Alfy.

Jego dłoń spoczęła na boku Erisa. Omega zadrżał, nie spodziewając się dotyku w tej chwili, zwłaszcza tak delikatnego. Vamoi zabrał od razu rękę, jakby uderzył w niego piorun. Uniósł się lekko na łóżku, patrząc w szoku na swojego Omegę.

— Eris... bądź ze mną szczery — mruknął — Też uważasz mnie za potwora? — mocno zaakcentował ostatnie słowo.

Omega przekręcił się w stronę złotookiego. Przygryzł wargę, podnosząc się na łokciach. Spojrzał na Alfę miękko, w półmroku widział jego zapadnięte policzki. Był zmęczony. Kładł się ostatnimi dniami coraz później i wstawał wcześnie. Sypiał gorzej, czasami chyba w ogóle. Kręcił się na swojej połowie, oddychał ciężko, a kilka nocy spędził na wstawaniu i kręceniu się po chacie.

✖️ The Land of Our Blood | The Land #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz