Rozdział XXX | Nie jest tajemnicą, że mnie nie lubisz

166 23 10
                                    

Tentil było bardziej kwieciste niż mógł sobie wyobrazić. Zawsze słyszał, że to teren tysiąca zapachów i kolorów, które ciągnęły się pełnymi długościami do granic. Płachty kwiatów i innych barwnych roślin, którymi nie tylko cieszono oko, ale również wykorzystywano w lecznictwie. Stąd pobierano surowce, gdy jeszcze istniało stare Morskie Oko u władz Bet. Wraz z ostatnim wilkiem z byłej watahy Raan – Helifem – zmarła wiedza na temat leczenia Czarnej Śmierci. Nikomu nie zdradził tej tajemnicy, nikt nie został obdarzony zaufaniem, by nosić brzemię tak ogromnej odpowiedzialności. Nawet Collen nie był najwidoczniej godny takich informacji, skoro były ukochany tak śmiało unikał jakiegokolwiek tematu związanego z jego rodzinnym stadem.

Uprowadzone wilki przez Felicię zdradziły jej ten sekret. Przez tortury i odebranie godności. To była ich ostatnia deska ratunku, by jakoś polepszyć swoją sytuację. Na próżno, ponieważ Beta nie znała litości wobec słabszych od siebie.

Wykorzystała tę wiedzę i przekazała tylko kilku wilkom, które zajęły się medyczną częścią nowego imperium. Ta wiedza również umarła wraz z nimi. Po śmierci Felicii i obaleniu jej rządów, przy życiu nie pozostał żaden wilk, który miałby o tym jakieś pojęcie.

Wyleczenie się z Czarnej Śmierci znów stało się dla wilków czymś niewykonalnym i poza ich zasięgiem, ale właściwie większość nawet nie ma pojęcia, że kiedykolwiek istniało rozwiązanie. W ten sposób nie czują żalu, bo nie wiedzą, że coś stracili.

Na szczęście Czarna Śmierć uspokoiła swoje spustoszenie. Kilkadziesiąt lat temu odmieniła losy wielu watah, doprowadzając do kryzysu i zmartwień o ich przetrwanie. Wiele wilków zachodziło w głowę, czy choroba nie zakorzeniła się w nich, a objawy nie pojawiało się wewnątrz poza ich oczami. Nie jedna rodzina zastanawiała się, czy będą w stanie mieć potomstwo, czy przeżyje i czy czasem nie urodzi się z widocznymi śmiertelnymi, czarnymi plamami.

Ten lęk utrzymywał się przez kolejne lata, aż w końcu ludzie przebrnęli przez to. Zdobywali odwagę, kusili los o tragedię, która nie nastąpiła. Aż ostatecznie uznano, że choroba odeszła. Pozbawiła życia tych, których musiała, a reszcie pozwoliła przetrwać, by walczyli o lepsze jutro.

Odłamek nadziei i zgrozy zarazem pojawił się w Siwych Pyskach. Dokładnie wtedy, gdy na ich teren wkroczył Revan ze swoją przykrywką zmęczonego wędrowca. Jego blizna na twarzy dawała do myślenia medykom, chociaż nikt nie odważył się początkowo zapytać, gdy Alfa wracał do zdrowia. Nie wiedzieli, że to tylko dobra gra aktorska, ale postanowili nie zadawać pytań. Dopiero Versa odważyła się poruszyć tę kwestię. Domyślała się, że to, co widziała na jego twarzy, nie jest zwykłym wypadkiem z młodszych lat i musi nieść za sobą znacznie paskudniejszą przeszłość.

Zaczęły się badania, gdy przyznał jej rację. Jego jedyny sposób, by utrzymać się w stadzie jako osoba zaufana. Nie mogli przecież nic podejrzewać. Versa była bardzo zawzięta, by odkryć tajemnicę jego blizny i sposobu, dzięki któremu mogła ją badać, bo Alfa nie umarł. Revan nie zamierzał kłamać, gdy doszła już do pewnym wniosków. Nie zaprzeczył, wręcz utwierdził ją, że idzie w dobrym kierunku, by rozwikłać zagadkę lecznictwa Czarnej Śmierci.

Jednak dziewczyna błądziła po omacku. Miała potwierdzenia, żywy dowód, na którym mogła sprawdzić zachowanie się tkanki, ale Revan jej tego nie ułatwiał. Nie dawał odpowiedzi na tacy, a wiedział doskonale. Nikt lepiej niż on nie miał pojęcia, jak starano się uratować jego twarz i życie, ale czemu miałby zdradzać Versie tak wielki przełom? Czemu miałby pomagać komukolwiek innemu niż sobie?

✖️ The Land of Our Blood | The Land #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz