Lord Fang

2 0 0
                                    

Wiele lat temu, miasto przechodziło ciężki okres. Spowodowane było to panowaniem Wielkiego, jak to kazał siebie tytułować, Lorda Fang'a.

Ludzie byli napadani, okradani i gwałceni. Nikt nie mógł zaznać spokoju. Przynajmniej dopóki nie urodził się syn Lorda Fang'a - Thean Fang.

Od tego czasu, Lord Fang, wychowywał swojego syna, nie przejmując się już miastem.

Gdy Thean osiągnął wiek szesnastu lat, oddał mu miasto, a sam odleciał do innego, nieznanego świata. Poprzysiągł jednak, że wróci, gdy będzie taka potrzeba.

Tak teraz Thean siedział na dawnym tronie swego ojca i czekał na grupę, która miała obrobić południowo-wschodnią część miasta.

- Lordzie Fang - w jego stronę szedł dowódca armii. Ton jego głosu wskazywał na to, że stało się coś niespodziewanego. Zapewne to Bogowie. Przeklęte stworzenia.
- Nasi żołnierze zostali zaatakowani. - A więc jednak.
- Panie, to nie byli Bogowie. - Co? Więc kto? Nadal wpatrywał się w dowódcę, czekając aż odpowie na niewypowiedziane pytanie. Zrozumiał przekaz.
- To znaczy, nie z początku. Jeden z żołnierzy napadł na pewną dziewczynę, ale ona tak po prostu go powaliła. Przynajmniej tak mi powiedziano, Panie. Dopiero, gdy rozprawiła się z resztą, pojawili się Bogowie.

- Ona... mamy kolejną Boginię? - zapytał prawdziwie zdenerwowany. Jeszcze tego brakowało, jakby czwórka to było za mało.

- Nie Panie, to znaczy, prawdopodobnie nie...

- Co to znaczy PRAWDOPODOBNIE nie? - spytał ostro naciskając na przedostatnie słowo. Był zirytowany. Po raz kolejny, jego armia nie była na nic przygotowana.

- Nie miała mocy, albo po prostu ich nie używała. Pokonała żołnierzy kilkoma ruchami. Bez broni. - sprostował generał.

W tym momencie Thean poczuł, że spina się jeszcze mocniej. Jak to bez mocy?! Czy ci idioci dali się pokonać zwykłej dziewczynie?! Gdy znowu się odezwał, w jego głosie słychać było prawdziwą wściekłość.

- Dali się pokonać ZWYKŁEJ dziewczynie?! Miałeś ich wytrenować tak, aby mogli przeciwstawić się Bogom, a oni nie potrafią pokonać we czwórkę JEDNEJ dziewczyny, która nawet nie miała broni?!

- Wybacz Panie - generał wiedział, że w tej sytuacji najrozsądniej będzie odpuścić.

- Możesz się oddalić - rzucił sfrustrowany w stronę generała, po czym zwrócił się do starej kobiety o siwych włosach spiętych w niedbały kok i przestraszonym spojrzeniu. - Gallie, zrób mi herbatę ziołową. Jestem zbyt zdenerwowany, a za pół godziny ma przybyć przedstawiciel miasta.

- Rozkaz, wasza wysokość. Czy mam zawołać masażystę?

- Nie - odpowiedział, a kobieta natychmiast udała się w stronę kuchni.

Rozejrzał się po sali tronowej. Ściany wykonane z czarnego kamienia, obrazy włożone w złote ramy, często zdobione kamieniami, złoto- biały dywan i tron. Tron był wielkim fotelem, wykonanym z kości słoniowej i obitym miękkim złotym materiałem.

Minęła zaledwie chwila, gdy kobieta przyniosła herbatę Thean'owi.

Przyjął ją bez słowa i wypił. Nie czekał, aż ostygnie, mimo że w istocie była gorąca.

W końcu, gdy minęło trochę czasu, żołnierze wprowadzili do sali niskiego, siwego mężczyznę o bystrym wzroku i wyjątkowo irytującym głosie.

- Lordzie Fang - zaczął mężczyzna, a chłopak, aż się skrzywił. - Myślałem, że jesteś nieco starszy.

- Nie przyszedłeś tu, by rozprawiać o moim wieku. Ja,również nie zamierzam rozprawiać o twoim. - zmusił się na beznamiętny głos, mimo że niezwykle kusiła go chęć wydarcia się na niewinnego staruszka.

- Dobrze wiem po co tu przyszedłem. Jakie są twoje warunki? - zapytał starzec.

- Zostanę waszym władcą. Macie słuchać moich rozkazów i oddać mi miasto.... no i wydać mi Bogów - mężczyzna o mało nie udusił się słysząc te słowa. Z pewnością nie spodziewał się takich warunków.

- Dlaczego mielibyśmy na to przystać? - zapytał wciąż oburzony.

- Ponieważ moja armia nie należy do najlitościwszych, a z pewnością do najwierniejszych. Jeden rozkaz, a waszego miasta nie ma. - odpowiedział niemal uśmiechając się do staruszka. Chciał pokazać, że to on tu rządzi.

- Bogowie nas ochronią

- Jestem dużo silniejszy od Bogów! - Wrzasnął. Tak dość miał tych przeklętych odmieńców.

- Więc czemu sam ich nie pokonasz? - zapytał staruszek wpatrując się w nieprzeniknione spojrzenie chłopca.

- Spalić - wystarczyło jedno słowo, by kilku żołnierzy ubranych na czarno, tych którzy wprowadzili tu mężczyznę, ruszyło w jego stronę.

Dwóch z nich związało staruszka, a trzeci położył na kamiennym stole. Czwarty natomiast, w tym czasie zdjął ze ściany palącą się pochodnię i przyłożył do siwej brody przedstawiciela.

Ogień rozprzestrzeniał się, a żołnierz raz po raz przykładał pochodnię w kolejne miejsca na ciele starca. Skóra jęła się żywym ogniem, a on nic nie mógł na to poradzić. Jedyne co mu zostało to przeraźliwy krzyk, którym obdarzył uszy Thean'a.

- W porządku - powiedział, gdy staruszek w końcu przestał wrzeszczeć. - Jeśli chodzi o miasto... bawcie się dobrze. Pozwalam wam na grabieże i gwałty, możecie bić mieszkańców, którym coś nie będzie pasowało i podpalać domy, jednak tylko tych, którzy mogą natychmiast je ugasić.

- Panie, czy to nie jest zbyt miłosierne? Powinieneś zabijać, by się nauczyli! - odważył się jeden z wojowników, jednak szybko tego pożałował.

- Nie, głupcze! Po co mi miasto bez mieszkańców? Mają się bać i składać mi cześć, a nie ginąć - zdenerwował się chłopak. - Bierzcie się do roboty, weźcie też to co pozostało z Matrymusa i pokażcie ludziom. Niech wiedzą co ich czeka, jeśli ze mną zadrą.

- Tak jest, Panie - odrzekł i odmaszerował jeden z żołnierzy. Drugi natomiast wrzucił osmalone kości do płóciennego worka, by po chwili dogonić go za wielkimi drzwiami.

A z dziewczyną rozprawię się później - pomyślał i zawołał służącą.

- Gallie, przygotuj stół do posiłku...zbliża się obiad - uśmiechnął się w wyjątkowo szarmancki sposób. Kobieta tylko uchyliła głowę starając się ukryć dreszcze, które za każdym razem wywoływał jego głos. Jej kroki rozniosły się po sali tronowej jak echo, gdyż panowała tu cisza. Nikt nie odważył się pisnąć choć słowem gdy Thean go o to nie poprosił.

🐍Czas Bogini🐍~ Bez dobra nie ma złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz