Dzień, w którym prawda wyszła na jaw

1 0 0
                                    

- Witaj... Celliot'cie Ammor.

Celliot spojrzał na nią z uśmiechem. Rozpoznała go. W końcu zrozumiała, w jak trudnej znalazła się sytuacji. W jej oczach widział łzy. Wie, że musi zginąć.

- Czyli nie wszyscy Bogowie są dobrzy - po jej policzku spłynęła słona łza. - Wiesz, nie poznałabym cię, widzę, że masz wiele tożsamości. Byłam głupia, że się nie domyśliłam od razu. Jako Bóg, nie raczyłeś nawet zmienić sobie imienia. Dlaczego?

- Chciałem żebyś wiedziała - w jego głosie nie było śladu emocji.

- Jesteś świetnym aktorem, wiesz? I skończonym dupkiem. Powiedz, kiedy mnie zabijesz? Teraz? Czy może chcesz się jeszcze mną najpierw pobawić? - teraz nie potrafiła już powstrzymać łez, które spływały niemal litrami i zalewały dekolt. Nie miało to znaczenia.

- Nie bądź śmieszna. Nigdy się tobą nie bawiłem.

- Nie? To jak nazwiesz to okłamywanie mnie, granie kilku osób, oszukiwanie na każdym kroku i przyznanie się do tego tak po prostu, a w krótce zabicie mnie, bo znam twój sekret?

- Myślę, że nazwę to obowiązkiem. - odpowiedział spoglądając w sufit.

- Mam jedno pytanie. Widziałam cię martwego. Pogrzebaliśmy cię, a ty stoisz tu przede mną. Jak?

- Twoja śmierć, również została sfingowana, więc nie powinno cię to dziwić, lecz przyznaję, moja w nieco inny sposób - uśmiechnął się chłopak. - Myślałaś, że posiadam tylko moc wiatru? Nie jestem tak słaby jak Halla, Gres i Rean. Jestem tak silny jak ty, lub nawet silniejszy, kto wie?

- Nie rozumiem, moja moc nie została odkryta, a ty twierdzisz, że jest potężna?

- Wiem jaką masz moc, Nora. Wiem to bardzo dobrze.

Spojrzała na niego osłupiała.

- Powiedz mi - powiedziała, choć wiedziała, że tego nie zrobi. Nie był głupcem.

- Nie mogę tego zrobić - odpowiedział zgodnie z jej oczekiwaniami. - Nie póki jesteś dla mnie zagrożeniem. Muszę cię dekoncentrować, abyś nie odkryła jej przedwcześnie.

- Dlaczego zdradzasz mi swoje plany ?

- Możesz je znać.

- No tak, w końcu i tak zamierzasz mnie zabić - odpowiedziała z bólem. Mimo, że raz już umarła, ciężko jej było pogodzić się z tym, że może umrzeć już na zawsze i, że śmierć stoi tuż przed nią.

- Myślałem, że jesteś inteligentna, Bogini umysłu. Coś się jednak nie zgadza, gdyż aktualnie nie używasz rozumu - zaśmiał się Celliot patrząc w zielone oczy dziewczyny. Bawiło go jej zaskoczenie i coś pomiędzy szokiem, a przerażeniem. - Jak to pięknie wcześniej powiedziałaś... Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to już dawno, gdyż miałem ku temu całą masę okazji.

Dziewczyna z trudem przełknęła ślinę.

- Skoro nie chcesz mnie zabić, to czego ode mnie chcesz?

- Chcę byś została moją królową - puścił jej oczko i podszedł do niej, po czym złapał ją za rękę. - Noro Brick, minęło tyle czasu, ale nadal jesteś moją dziewczyną, pamiętasz? Nigdy nie zerwaliśmy. Możesz to zrobić teraz, jeśli chcesz. Możesz rzucić mnie i odejść. Strażnicy puszczą cię wolno.

Nora nie odpowiedziała. Wpatrywała się ślepo w oczy chłopaka. Były chłodne i brak było w nich miłości.

- Nie znam cię. Kim jesteś? - zapytała. Znała obcego sobie człowieka. Był najbliższą jej osobą na całym świecie, choć wcale go nie znała, nie wiedziała kim jest. To nie był ten Celliot Ammor, którego kochała.

- Masz rację, jestem winien wyjaśnienia... Nazywam się Celliot Fang, jestem synem Lorda Fang'a. Imię Thean, wymyśliłem, tak byś zbyt szybko nie domyśliła się prawdy. Moimi mocami są, kontrola nad żywiołem wiatru, oraz ... klonowanie się. Nie martw się, ten, kogo teraz widzisz, to prawdziwy ja.

- Tak bardzo cię kocham... - wyszeptała dziewczyna patrząc w oczy chłopaka, który miał być martwy. Tego, który nigdy nie istniał.

Celliot chwycił jej podbródek i kciukiem starł łzy z jej policzka. Przez chwilę patrzył na nią z czułością, po czym pocałował ją tak delikatnie, że mogłaby uwierzyć, że to tylko wytwór jej wyobraźni.

Nagle jednak odsunęła się od niego i zaczęła się trząść. Czuła się źle, niemal tak źle jak na jego pogrzebie. On był martwy. Był oszustem.

- Nie możemy... Ja ... Ty, ty jesteś kimś innym.

Chłopak spojrzał na nią bez wyrazu i z pochwy przytroczonej do pasa wyciągnął nóż. Czarny obsydianowy nóż.

Nora patrzyła na broń z przerażeniem. Nadszedł ten czas. Czas jej śmierci. Miała szansę, by żyć, ale nie skorzystała z niej. Była głupią, żałosną...- przerwała myśli gdy zobaczyła, że nóż nie powędrował wcale w jej stronę, tylko wbił się z trzaskiem kości, w pierś bruneta.

Gdy opadł na kolana, z miejsca, w które wbił ostrze, zaczęła sączyć się krew.

Nagle, Nora w jego oczach widziała ten sam blask, to samo spojrzenie. Zobaczyła tego samego chłopaka, mimo że wyglądał zupełnie inaczej.

Jej gardło rozerwał głośny krzyk.

-Nie! Nie! - wrzeszczała płacząc. - Błagam, Celliot! Kocham cię, tak bardzo cię kocham... To ty! Nie opuszczaj mnie... proszę, nie opuszczaj mnie znowu.

- Kocham cię, Noro Brick. Miałaś zostać moją królową. Kocham cię. - echo niewypowiedzianych słów rozniosło się po jej umyśle. Nie wiedziała czy to ona czyta w jego myślach, czy to on je przesyła. Była to teraz ostatnia rzecz, jaką zaprzątała by sobie głowę

To były jego ostatnie słowa. Dziewczyna panikowała, miała nadzieję, że to zły sen i zaraz obudzi się, a tuż obok niej będzie leżał Celliot i tulił ją do serca.

Niestety to nie był sen. To wszystko się wydarzyło. Jej ukochany zginął, po raz kolejny. Tym razem na prawdę.

Usiadła przy jego ciele, złapała je pod pachy i przyciągnęła do siebie. Przytulała kogoś kto był martwy.

To był ten sam Celliot Ammor, którego znała. Nie miało znaczenia to, że wygląda inaczej i ma inne nazwisko.

Spoglądała w jego ranę. Chłopak zadał sobie śmiertelny cios.

Musiał dobrze wiedzieć co robił, to nie mógł być przypadek, że chłopak tak niefortunnie przebił swoje organy. Jednym ruchem noża, złamał żebro w taki sposób, że wbiło się w płuca i wbił go w serce.

Nie miał szans na przeżycie nawet przez chwilę.

Przejechała palcami po krwi, która wylewała się z jego gardła.

Tymi samymi palcami chwyciła nóż i krzywiąc się lekko, wyciągnęła czarne ostrze, oblepione świeżą krwią i uniosła przed oczy.

Dokładnie przyjrzała się wszelkim zdobieniom, które teraz zakrywała czerwona maź.

Zanurzyła ostrze w jego krwi, tej która wydobywała się z jego ust i ostatni raz go pocałowała.

Jeden, doskonały ruch, dokładnie taki sam jaki wcześniej wykonał brunet i poczuła krew wypełniającą jej płuca. Obezwładniający ból. Zdążyła tylko złapać jego rękę i pomyśleć te trzy słowa - ,, Kocham cię, Celliot. "

🐍Czas Bogini🐍~ Bez dobra nie ma złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz