Bogowie nie zawsze są dobrzy

1 0 0
                                    

Nora stała w pięknym zamkowym pokoju, którym zapewne zachwycała by się, gdyby była tu z własnej woli.

Raz po raz, obmyślała plan ucieczki, nie ważne jak bardzo, Thean Fang, starał jej się tą wizję obrzydzić.

Wzdrygnęła się i niezdarnie usiadła na łóżku, gdy usłyszała pukanie do drzwi.

Po chwili do pokoju weszła starsza kobieta o smutnym spojrzeniu.

- Witaj Pani, jestem Gallie Harreway i będę ci służyć, gdy będziesz czegoś potrzebować, zawsze będę u twego boku. - przedstawiła się siwowłosa kobieta. - Lord Fang, chciałby cię widzieć na kolacji, za godzinę. Moim zadaniem jest cię przygotować.

Świetnie- pomyślała rudowłosa. - chyba nigdy się stąd nie wydostanę.

Nie chciała utrudniać pracy staruszce, już i bez jej kaprysów, z pewnością była trudna, więc po prostu współpracowała.

Kobieta posadziła ją na drewnianym krześle obitym jedwabnym błękitem i zaczęła czesać jej gęste włosy, tak długo, aż wyczarowała z nich wspaniały warkocz, upięty wysoko, tworzący iście królewską aurę, wokół zielonookiej dziewczyny.

Gdy kobieta wstała do szafy, Nora rozejrzała się po pokoju i szybko sprawdziła szafki komody, przy której siedziała.

- Wszystko zostało już wyposażone, nic dziwnego, że ciekawi cię co tu jest. Będziesz wiedziała gdzie znaleźć lekarstwa lub szczotkę, ale pamiętaj, że zawsze możesz mnie zawołać. - powiedziała kobieta tak nagle, że dziewczyna omal nie upadła z krzesła.

Jak to możliwe, że tak stara kobieta skrada się tak cicho i niedostrzeżenie.

W rękach, Gallie trzymała piękną żółtą suknię z jedwabiu. Gestem nakazała rudowłosej wstać, po czym zaczęła ją rozbierać.

Jej ruchy były tak delikatne i precyzyjne, że Nora przez chwilę czuła się jak prawdziwa księżniczka ubierana na bal.

To jednak nie miał być bal, tylko zwykła kolacja, a ona nie była księżniczką tylko zakładniczką.

Gdy była gotowa, nadszedł czas na udanie się do sali i zjedzenie posiłku ze swym porywaczem.

Szła u boku służki, zapamiętując każdy szczegół drogi i wystroju który mijała. Na szczęście nigdy nie miała kłopotów z pamięcią, teraz każdy szczegół mógł okazać się kluczowy.

- Witaj, Lady Brick - powiedział z wrednym uśmieszkiem, który rzadko kiedy schodził mu z ust.

- Witaj, Lordzie Fang - odpowiedziała bez cienia uśmiechu. Na nic nie miała tak wielkiej ochoty, jak na obicie tej jego niesłychanie pięknej i zarazem irytującej twarzy.

Nie miała jednak innego wyjścia niż zjeść z nim kolację, bez rękoczynów. W sali było tuzin żołnierzy.

Nora zauważyła herby na ich napierśnikach. Wyglądały tak samo jak te, które nosili jej napastnicy sprzed miesiąca.

A więc to tak - pomyślała. - Na przyszłość będę wiedziała.

Thean, gestem, poprosił by dziewczyna zajęła miejsce przy stole, na przeciw niego.

Stół był niewielki, ale też niemały, wykonany z drewna i szkła. Pokrywał go biały obrus ze złotymi zdobieniami.

Gdy zasiadła na wygodnym krześle, jej uwagę przyciągnął posiłek, a raczej posiłki. Zastawa wyglądała, jakby była przygotowana dla króla.

Cóż, z tego co wiedziała, Thean właśnie to próbuje zdobyć - koronę.

Do ceramicznej misy, zamalowanej złotymi zawijasami, nalała zupy, którą natychmiast rozpoznała jako zupę warzywną.

- Nie sądziłem, że będziesz miała zamiar cokolwiek zjeść, w moim towarzystwie i przygotowanego przez moich ludzi. Mógłbym cię na przykład otruć - mówił Lord z uśmiechem, ten jednak nie był wredny ani łobuzerski. Był po prostu uprzejmy i wykazywał odrobinę zaskoczenia.

- Byłbyś głupcem, gdybyś tak się namęczył, aby mnie zabić w tak nudny i prosty sposób. Mogłeś to zrobić już dawno, jeśli jednak okazałbyś się psychopatą, nie otrułbyś mnie, bo to zbyt szybkie i miłosierne. Chyba, że... zamierzałeś użyć wody ze źródeł Naegert - spojrzała na niego podejrzliwie. Woda z tych źródeł była bardzo trująca. Ten kto wypił choć kilka kropli, ginął powoli, przez dwanaście godzin odczuwając ból nie do wytrzymania.

Po chwili zastanowienia zmieniła zdanie :

- Nie, nie zrobiłeś tego. Po pierwsze, tylko idiota zasugerowałby możliwość zatrucia zupy, po zatruciu jej. Po drugie, byłbyś idiotą gdybyś zmarnował wodę ze źródeł Naegert, na osobę, którą możesz po prostu zabić, bez większego problemu. A ty z całą pewnością nie jesteś idiotą.

- Po pierwsze, dziękuję za ten komplement - zaśmiał się chłopak. - Po drugie, jesteś naprawdę inteligentną osobą, Noro. Po trzecie, nisko się cenisz. Myślisz, że nie masz ze mną żadnych szans?

- W uczciwej walce nie - odpowiedziała tajemniczo, ale Thean zrozumiał. Miała rację, po raz kolejny miała rację. Nie miała z nim szans w uczciwej walce jeden na jednego. On wiedział, że dziewczynie chodziło o jego armię, ale mimo tego, że nie wiedziała,iż w równej walce także może ją pokonać, trafiła.

- Zostań moją królową - powiedział już kolejny raz. - Możemy rządzić razem całym miastem.

- Przykro mi Theanie Fang - zdziwiona, złapała się na tym, że to co mówi jest szczere. Było jej przykro. Chciała być jego królową, gdzieś w głębi serca, czuła z nim nieopisaną więź, tak jakby chciała być przy nim, rzucić wszystko i nie ważne co się stanie, wspólnie rządzić Cavarie, ale nie mogła tego zrobić. - Jesteś zły, brak w tobie ludzkich uczuć. Obojętna jest ci krzywda ludzka i nie ma znaczenia dla ciebie cierpienie.

- Brak mi uczuć ludzkich? - zapytał z wyrzutem. Jego głosem kierował ból, który zaskoczył Norę. - Kocham cię, Noro Brick. Czy to nieludzkie?

Nora zamarła. Jej serce, nie zważając na to co podpowiadał rozum, a podpowiadał by wykorzystać okazję nieuwagi żołnierzy i uciec z zamku, zaczęło przyspieszać i przyszpiliło ją do siedzenia.

- Kocham cię, od kiedy cię poznałem. Dwa lata temu, gdy mój ojciec jeszcze żył. Pamiętasz mnie Noro? Chodziłem z tobą do szkoły...

Nagle jej serce wydawało się zatrzymać, na dwadzieścia cztery sekundy zatrzymała oddech.

A więc to tak - pomyślała. - Czyli nic, ani nikt nie jest tym kim się wydaje.

- Witaj... Celliot'cie Ammor - powiedziała z oczami zapełnionymi łzami.

A więc to tak.

🐍Czas Bogini🐍~ Bez dobra nie ma złaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz