Ciernie i kruki część II
Jimin patrzył przez balustradę na to, co się działo na dole. Arena, jak wiedział, wybudowana została niedaleko pałacu, więc teraz wiele z namiotów, nie tylko wojskowych, zostało rozłożonych tuż przed dziedzińcem. Chorągwie w różnych barwach podrygiwały na wietrze, mieniąc się w promieniach słońca. Głosy nachodziły na siebie i czasami także donośne śmiechy dało się stąd dosłyszeć. O czym jednak mężni wojownicy rozmawiali, Jimin nie wiedział. Chociaż starał się wychwycić jakieś słowa, one uciekały mu w ostatniej chwili. Zamiast tego słyszał dźwięki stali uderzającej o stal, kopyt maszerujących koni i chichot służek, które niosły żywność, rumieniąc się przy tym zapamiętale. Ten widok go na pewien sposób uspokajał i jednocześnie fascynował. Dawno nie uczestniczył w jakiś większych wydarzeniach, czy to Igrzyskach, czy hucznych przyjęciach. Nie wspominając o Walkach Gladiatorów. Jimin, co prawda, istotnie gardził daremnym rozlewem krwi, ale musiał przyznać, że był ciekaw tych zdarzeń. A szczególnie dlatego, że jego brat także zapragnął zawalczyć na arenie.
— Jak się czujesz?
Pytanie zadał Kim Taehyung, który nagle również oparł się o balustradę. Nie był jednak zainteresowany tym, na co patrzył Jimin, a nim samym. Jego bystre oczy próbowały odczytać twarz Kochanka Wody.
Jimin przygryzł wargi. Wspomnienie śniadania nie było przyjemne. I oczywiście, o tym mówił Wierzyciel Wiatru. W pewnym sensie zapewne wychwytywał jego negatywne emocje. Zresztą, jakby mógł nie? Całe spotkanie przyszłych mężów musiało być gorącym tematem wśród wielu ludzi, czy to służby pałacowej, czy innego pospólstwa. Szlachta, która szczyciła się władzą w Armetries, także musiała mówić to i owo o całej sprawie. A słuch Tae był niezwykle wyczulony, najlepiej więc orientował się w tym, jakie mieli o Jiminie zdanie tutaj. Świadomość, że ponownie był gardzony przez lud, i to nawet nie swój, wprawiała go w lekkie ukłucie bólu. Ale zdusił go w zarodku jak zawsze.
— Przywykłem już do tego — odpowiedział Jimin cicho. Poniekąd wstydził się własnych słów i swojego wewnętrznego cierpienia.
Taehyung zmarszczył brwi. Bruzda pomiędzy brwiami wskazywała, że właśnie dochodzi do jakiś konkretnych wniosków.
— Nie miałem na myśli Jungkooka — ośmielił się w końcu wyznać — ale twojego brata.
Jimin wolno poprawił kosmyk włosów, który spływał mu w oczy przez natarczywy wiatr. Kochanek Wody mógł się spodziewać tego, że to nie o Jungkooku zapyta przyjaciel. Rzadko to robił, tak jakby uciekał od bolesnego tematu.
Ale Jimin teraz nie chciał udawać, że pomiędzy nimi nie było Wojownika Ognia.
— Dlaczego go tolerujesz? — Pytanie wymsknęło mu się z ust, nim zdołał się nad tym głębiej zastanowić. W każdym razie naprawdę od kilku lat to go nurtowało. Jak ktoś taki jak Tae mógł przystawać z Jungkookiem? Z mężczyzną, który nie miał serca?
Taehyung westchnął. Nie był zaskoczony słowami Jimina i lekkim wyrzutem, skrywającym się w tym cichym, melodyjnym głosie.
— Jungkook ma wiele oblicz — wyznał. — Ty widzisz te złe, ale ja... ja widzę również te dobre. Przyjaźnię się z nim od lat, Minnie i kiedyś był naprawdę miłym dzieciakiem.
— Nieprawda — oburzył się Jimin. — Spotkałem go kilka lat temu i mogę powiedzieć, że już wtedy był skażony.
Jimin nie ukrywał swojej złości. Zmarszczył nos, a jego błękitne oczy zalał widoczny gniew. Błękit wszedł w odcień burzliwego morza. W istocie Jimin nie był zły na Taehyunga, a na to, co sam wiedział już od dawna. Jeśli nawet Jungkook miał dobre strony, to nigdy dla Jimina mieć ich nie będzie. Jimin go obrzydzał na różne sposoby i już za pierwszym spotkaniem Jungkook to mu jawne wyjaśnił swoim gardzącym spojrzeniem i raniącymi słowami.
CZYTASZ
DIONYSUS || Kookmin
FanfictionEra Spokoju przeminęła. Namjoon, Wielki Cesarz, zdaje sobie z tego sprawę jak nikt inny. To on podejmuje ostatnie próby ratowania tego, co może przeminąć na zawsze. Wierzy, że uda mu się przezwyciężyć nadchodzące zło. Ale wizje nie są klarowne, wszy...