Starcie żywiołów
Statek płynąłby dzień i noc, ale burzliwe wody jak zwykle były przychylne dla Jimina. Gdy śpiewał im, one mu odpowiadały, pchając ich maszty z pełną siłą wiatru oraz fal. Jimin lubił to uczucie, gdy nie widział nic na horyzoncie, tylko niebo, błękitne oraz puste. Nawet chmury zdawały się dzisiaj nie występować. Ale w końcu wszystko, co dobre, musiało się skończyć. Statek zacumował do brzegu, a pierwsze chorągwie powiadomiły, że już był w Wielkiej Armitrii, którą władał mądry cesarz.
Trąby zadrżały, a pieśni rozbrzmiały echem, gdy podest się zapadł, by mógł zejść w otoczeniu swych assasynów. Jimin dumnie kroczył, lekko jedynie onieśmielony, nawet wtedy, gdy był już niemal w pałacu. Obce oczy nieustannie chłonęły jego gładki, eteryczny wygląd. Wiedział, że się wyróżnia przez delikatność, którą sobą ukazywał. Nie był tak dobrze ukształtowany jak większość wojów, ale właśnie dlatego był Kochankiem Wody. Mimo że pod szatami skrywał zarysowane mięśnie, były one subtelne, nie tak namacalne jak na przykład u mężczyzny, który ruszył mu na spotkanie.
— Jestem Wohno, panie.
Jimin skinął głową. Wohno wyglądał na niezwykle urodziwego. Jego usta robiły wrażenie, jak i naga oraz idealnie wyrzeźbiona klata. Jiminowi zaparło dech w pierwsi, szczególnie, że Wohno obserwował go niemal z namaszczeniem. Wydawał się być równie porażony Jiminem co większość ludzi, która go przywitała. Ale nie mógł odpowiedzieć zainteresowaniem, bowiem musiał pozostać czysty przed małżeństwem. Chociaż ta myśl powodowała u niego zimne dreszcze. Mdłości. Mdłości dlatego, że małżeństwo w jego kulturze było czymś znamienitym. Rodziło się z miłości i nie wolno było oddać się nikomu innemu, niż przyszłemu małżonkowi. Taka zdrada hańbiła drugiego partnera. Jiminowi więc było tak samo do śmiechu, jak chciało mu się płakać. Już go zhańbiono i to niejednokrotnie, a on wciąż chciał być czysty. To właśnie było w tym najzabawniejsze. I tak cholernie niesprawiedliwe.
— Co on tu, do cholery, robi?!
Warknięcie sprawiło, że Jimin się wzdrygnął, a jego assasyn, wyczuwając to, przysunął się bliżej. Amnesia, tak miał na imię, zamaskowany wojownik, który wysunął się agresywnie do przodu. W jego dłoni zalśniły sztylety.
Jakkolwiek to nie powstrzymało bruneta, który ruszył w kierunku niego z odrazą wymalowaną na twarzy. Pokazywał na niego palcem, jakby to Jimin był winny tej całej sytuacji. A nie był, o czym wszyscy powinni mieć świadomość.
— Spokojnie, Jungkook — mruknął Cesarz Namjoon, chwytając go za ramię. Od Jimina oddzielał go jedynie niewzruszony assasyn. Jiminowi właściwie tylko siłą woli udało się nie skulić. Dziękował w duchu, że jednak zadzierał podbródek, mimo że nogi miał z galarety. Nie tyle że się bał Jungkooka, co czuł się upokorzony tym, jak mężczyzna zareagował na jego widok. I chciał się wycofać gdziekolwiek indziej.
A jednak hardo odparł nienawistne spojrzenie, próbując pokazać Jungkookowi, że się wcale nie przeraził. Pomimo, że serce mu drżało w spazmach podekscytowania, przerażenia i bólu.
Miłość? Co to słowo oznaczało?
Jimin kiedyś sądził, że wie, gdy pod wpływem opowieści matki o wspaniałym, przyszłym mężu siadał i podziwiał piękny portret. Teraz jednak miał chłopca z malunku przed sobą, a rzeczywistość okazywała zupełnie inna. Tak, jak zapamiętał po ostatnich ich spotkaniu, Jungkook miał ostrzejsze rysy twarzy, grube brwi ściągnięte w gniewie, usta w kształcie kupidyna niemal syczały jak węże, które oplatały jego prawe ramię w czarnym atramencie. I nie było nic łagodnego w spojrzeniu, które mu posyłał. Patrząc na portret zaś, Jimin czuł, że łączyło ich tak wiele. Myślał o łagodności, o przyjemnych rzeczach. Kiedyś, nim zrozumiał, że ten malunek powstał zanim Jungkook stał się dorosłym i pozbawionym serca wojownikiem. Nikt mu nie powiedział, że obraz kłamie. Dopiero matka po ich pierwszym spotkaniu zrozumiała wyrzut w jego oczach i przyznała się do winy. Mówiła, że nie chciała zranić kogoś tak wrażliwego jak on. Ale tym samym zraniła go jeszcze mocniej.
CZYTASZ
DIONYSUS || Kookmin
FanfictionEra Spokoju przeminęła. Namjoon, Wielki Cesarz, zdaje sobie z tego sprawę jak nikt inny. To on podejmuje ostatnie próby ratowania tego, co może przeminąć na zawsze. Wierzy, że uda mu się przezwyciężyć nadchodzące zło. Ale wizje nie są klarowne, wszy...