ROZDZIAŁ ÓSMY

207 24 3
                                    

Walki Gladiatorów część I

Chłopiec przed nim miał twarz jagnięcia. Oczy ciemne i duże, patrzące z ciekawością na otaczający je świat. Brązowe włosy lekko przysłaniały te intensywne spojrzenie, ale Jimin z podekscytowaniem i tak je dostrzegał. Chłopiec był chudy, bo dopiero nabierał masy, na co wskazywały delikatnie zarysowane mięśnie nagich ramion. Był zdecydowanie przystojny i wyższy od Jimina, mimo że miał mniej wiosen od niego. Wydawał się tak samo jak on zdezorientowany, a przynajmniej dopóki nie otworzył swych brudnych ust.

— Potrafisz w ogóle utrzymać miecz w takich pulchnych dłoniach? — zaszydził, po czym przechylił głowę, lustrując całą sylwetkę blondyna. Niewinność z oblicza zniknęła, przemieniając się w wyraz kpiny oraz arogancji. Jimin zamarł. Jego serce zabiło mocniej, ale nie w poczuciu miłości, acz przeszywającego bólu. To było niewątpliwie obce mu uczucie. W dodatku bardzo intensywne i wprawiające w zmieszanie. Mimo tego, że znalazł się przed chłopcem z portretu, to nie mógł być on. Jego miłość nie mogła z niego kpić, prawda? Byli w końcu sobie przeznaczeni. Byli zakochani.

— Czy odebrało ci mowę? — zastanowił się na głos Jungkook, kiedy usta Jimina poruszały się niemo. Po prostu nie potrafił wyrzucić z siebie cokolwiek, wiedząc, że jego początkowa radość ze spotkania zamienia się w przerażenie. Jungkook miał być jego księciem, a nie kolejnym potworem. — Zabawne, wydajesz się wszystkim tym, czym gardzę.

— Ja... — zaczął w końcu Jimin, z uściskiem na gardle. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Na całe szczęście właśnie wtedy pojawiła się jego matka. Z uśmiechem na twarzy przysunęła się do nich, kładąc prawą dłoń na ramieniu Jimina, drugą na Jungkooka.

— Och, tutaj jesteście — zaśmiała się perliście. Jimin na ten dźwięk wzdrygnął się. Potem wolno spojrzał prosto na nią. Jego oczy wyrażały tylko jedno.

Okłamałaś mnie.

Matka zaś udawała, że nie dostrzega wzroku Kochanka Wody. Jej sztuczny uśmiech tylko się poszerzył. Popchnęła ich do przodu, w stronę środka sali, gdzie trwało huczne przyjęcie.

Jimin nie chciał tam wracać. Było mu dobrze tu, w kącie, gdzie nie dosięgały ich światła żylandoru, ani wzrok przybyłych gości. A teraz, kiedy nie wiedział, co ze sobą zrobić, kiedy łzy lśniły w kącikach oczu, jeszcze bardziej się obawiał powrotu.

Na samą myśl, że będzie musiał przetrwać do końca bankietu, zrobiło mu się niedobrze.

— Naprawdę cieszę się, że mogliście się w końcu poznać — wyznała królowa. — Jimin ciągle o tobie mówił. Tak bardzo chciał cię zobaczyć na żywo, że nie dawał mi spokoju.

— Wcale nie — mruknął cicho Jimin, chociaż to nie było do końca prawdą. Rzeczywiście przez ostatni czas wspominał o swoim przyszłym mężu aż nazbyt często. Kiedy zaś usłyszał o przyjeździe Wojowników Ognia do Serendipity był tak podekscytowany, że nawet służki miały dość słuchania o młodym księciu. Zwykle nie mówił zbyt wiele, ale ten temat stanowił wyjątek od reguły. Cały pałac szeptał o tym, jak bardzo zauroczony był swoim wybrankiem.

— Wczoraj nawet przeszukał całą swoją szafę, żeby się odpowiednio dla ciebie wyszykować.

Przestań.

— Podoba ci się jego szata, książę? Jest jedną z jego ulubionych.

Przestań.

Jimin poczuł wilgoć na poliku, którą natychmiast starł. Jungkook zerknął w jego stronę i nawet jeśli zauważył ten ruch, obeszło go to. Wygiął wargi w półuśmieszku.

DIONYSUS || KookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz