ROZDZIAŁ DWUNASTY

268 25 8
                                    

Bardzo liczę na Wasze komentarze, bo to one obdarzają mnie weną. Poza tym ten rozdział skupia się na Jungkooku i trochę wyjaśnia jego działania. Nadal jednak nie do końca, bo Jungkook to sprzeczna postać. On to wie i my też to wiemy :P


Drżenie płomieni

Oczy, które na niego spoglądały, miały barwę ognia. Jungkook podziwiał z zachwytem tlący się żar w czerni tęczówek matki. Tak naprawdę miała oczy tak ciemne jak źrenice, aczkolwiek płonące filary odbijały światło wystarczająco mocno, aby można było zobaczyć w nich żywe płomienie.

Uśmiechnęła się w jego kierunku, ale ten uśmiech nie ustał długo na wargach. Wystarczył jedynie dźwięk otwarcia drzwi, a kąciki opadły w dół. Matka zamarła na sekundę, a potem gwałtownie zerknęła na wejście, już ani razu nie posyłając choćby przelotnego spojrzenia synowi.

Jungkook nie rozumiał, dlaczego go ignoruje. Machał do niej, ale ona nie odpowiadała.

— Książę — upomniała go delikatnie służka. Jungkook zmarszczył jednak brwi, a kobieta natychmiast dygnęła. Nawet karcąc go, musiała pozostawać ostrożna. Wystarczyłoby jedno złe słowo, a jej głowa mogłaby skończyć na palu. Nie, żeby Jungkook kiedykolwiek pomyślał o ukaraniu opiekunki. Ani tej, ani poprzedniej. To był werdykt ojca, który nie lubił słuchać, gdy Jungkooka karcono. I który chciał w ten sposób nauczyć syna posłuszeństwa. Bo tak naprawdę wcale nie tylko ostrzegał opiekunki, ale samego młodego księcia.

Jungkook z przerażeniem wspominał dzień, w którym uciekł Tirze na zatłoczonym straganie. Traktował to jako zabawę, aczkolwiek potem zrozumiał, że nie było mu wolno robić podobnych psikusów. Nauczył się tego, kiedy kilka godzin później zobaczył twarz Tiry tak pustą i bez wyrazu. Ostrze, wbite w piasek, przeszywało na wskroś oderwaną głowę. Jeszcze resztki świeżej krwi skapywały na ziemię, ale tym, co najbardziej wstrząsnęło Jungkookiem, były usta rozwarte w krzyku. Tira błagała o ułaskawienie.

Chociaż to nie jej wina — pomyślał Jungkook — że byłem niegrzeczny.

W każdym bądź radzie, to i tak nie stanowiło takiego okropieństwa, niż to, co tutaj się działo. Jungkook był doprawdy młody, ale bystry. Potrafił rozeznać, kiedy coś wisiało w powietrzu. A teraz czuł dziwny ucisk w piersi, jakby serce próbowało się przedrzeć przez tkankę mięśniową. Kołatało w donośnym, niespokojnym rytmie. Bum-bum brzmiało niczym stuk tysiąca bębnów.

Jego matka trwała na środku pomieszczenia. Klęczała, opatulona w przeźroczyste, pomarańczowo-czerwone szaty. Jej długie, ciemne włosy przysłaniała halka. Wyglądała jak zwykle niezwykle dostojnie, ale także dziwnie obco. Oczy wpatrywały się w szklaną podłogę, zaś twarz pozostała bez wyrazu. Pod ostrzałem wielu spojrzeń wyglądała niezwykle krucho, jakby miała roztrzaskać się na miliony szklanych kawałków. Jungkook zawsze słyszał słowa „krucha", „łagodna", „piękna". Właśnie tak określano jego matkę odkąd pamiętał.

Dzisiaj zrozumiał, co znaczyło „krucha". Nie wiedział tylko, dlaczego ludzie zawsze trwali w zachwycie, kiedy to mówili. Jemu zdecydowanie nie podobało się, że jego matka wyglądała tak, jak teraz.

Nie rozumiał też, dlaczego się nie broniła, gdy strażnik w czarnej, skrzypiącej zbroi, zamachnął się na nią z pięścią. Matka odskoczyła na bok, nos roztrzaskał się w drobny mak. Piękno zastąpiła szkarłatna posoka, która stopiła się z kolorem ubrania. Ciało bezwładnie opadło, spazmatycznie się trzęsąc. Ale twarz nie była przerażona, wyrażała jedynie rozpacz. Jungkook dostrzegł łzy na czerwonych polikach swojej mamy. Wyglądały brzydko.

DIONYSUS || KookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz