3. Nad pięknym, modrym Dunajem

417 21 21
                                    


Czekaliśmy na pierwszy list przez blisko tydzień. Choć początkowo kategorycznie odmówiłam przeczytania słów Roberta Vasco, mój opór każdego dnia przegrywał z ciekawością. Gdy Damiano, którego przecież sprawa nie dotyczyła, poprosił, bym udostępniła mu list zanim oddam go policji, uznałam, że nie będę cholernym tchórzem i sama też zapoznam się z jego treścią. Fabbri ustalił, że po tym, gdy Vasco uzna za stosowne się do mnie odezwać, sam zachowa oryginał korespondencji, a mnie odda kopię. Jeżeli czułam się na siłach, miałam odpisać mordercy. Jeżeli nie — czym prędzej zgłosić to detektywowi.

Miałam niepokojące wrażenie, że ten plan to jedna wielka improwizacja. Nocami wyobrażałam sobie Vasco, który ucieka z więzienia, albo oblizuje wargi wypisując do mnie jakieś obrzydlistwa. 

Gdy wreszcie, na dzień przed wyjazdem do Wiednia, odezwał się do mnie Fabbri pozwoliłam mu przyjść do domu. I tak wiedział, gdzie mieszkam, a nie zamierzałam się fatygować. Cóż, i bez tego robiłam więcej, niż pozwalało moje zdrowie psychiczne. Nie byłam przygotowana na gości, ale w głębi duszy serdecznie nie znosiłam detektywa, dlatego przyjęłam go mimo otwartej na oścież szafy i wybebeszonej walizki, w którą usiłowałam się spakować.

— Wyjeżdża pani? — zapytał, podziwiając przez chwilę panujący bałagan.

— Na weekend do Austrii — odparłam spokojnie, pakując w pokrowiec moją jedyną sukienkę.

— Proszę, by nie zabierała pani takiej korespondencji za granicę.

— Nie zamierzam.

Pokiwał głową.

— Będzie pani czytać te listy?

— Zobaczymy. Nie wiem, co może wypisywać psychol. Jeśli będą tam jakieś jego mokre fantazje, to podziękuję.

Detektyw Fabbri patrzył na mnie przez chwilę. Udając, że nie przejmuję się jego obecnością, zaczęłam prasować jeansy, w których zamierzałam lecieć do Wiednia.

— No cóż...  Bez obaw. Czytałem ten list dziś rano. Tak jak się umawialiśmy, mam dla pani kopię.

— To proszę położyć ją na stole. — Kusiło mnie, by prysnąć w twarz detektywa gorącą parą.

—  Nadal się pani boi. — Nie było to pytanie.

— Nazwałabym to raczej instynktem samozachowawczym.

Detektyw pokiwał głową i o dziwo rzucił mi coś w rodzaju uśmiechu.

— Nie ma pani powodu, zapewniam. Vasco zostało kilka miesięcy życia. No, maksymalnie rok, bo jak mówią, złego licho nie bierze. W każdym razie nie tak łatwo, jak byśmy sobie życzyli.

— Nadal zastanawiam się, czy mój udział w sprawie jest niezbędny. Nie wystarczyłoby, żeby ktoś z was mu odpisywał? On przecież się o tym nie dowie.

— Zapewniam panią, że nie da się inaczej. To co, zostawiam pani list. Proszę mu coś odpisać. Tak, powiedzmy, do trzech dni.

— Czyli muszę zrobić to dzisiaj? Nie zamierzam psuć sobie wyjazdu.

— Tak, wypadałoby. Jak pani skończy, proszę do mnie zadzwonić. Przyślę kogoś po list.

Kiwnęłam głową. Patrzyłam, jak odkłada kopertę na blat stołu. 

— Do widzenia — rzucił Fabbri.

Nie odpowiedziałam. Gdy wyszedł z mieszkania, zamknęłam za nim drzwi. Wróciłam do pokoju i wyłączyłam żelazko.

Letni dzień || 18+ || Damiano David ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz