Wyjazd

54 3 3
                                    

Gdy schodziłam po schodach z ręcznikiem w ręku usłyszałam dźwięk radia. Leciało „I like Chopin". Gdy uchyliłam drzwi, usłyszałam jego głos. Śpiewał! On naprawdę to robił! Wzięłam szybki prysznic i podeszłam do niego. Prasował moją szatę. Mimo naszej przynależności do świata czarodziei mieliśmy w domu mnóstwo sprzętów mugolskich, chociażby telewizor:

- I just want you to know who I am...- zaśpiewał.- Szkoda, że wcześniej nie wpadłem na to żeby ci zaśpiewać Iris. Chociaż, kto wie jak byś na to zareagowała w tamtym czasie. - przekręcił spódnicę na inny plis.- W lodówce jest sałatka. Masz zjeść i nie marudzić, że nie jesteś głodna. - za pomocą różdżki umieścił ją na wieszaku. Zaniesiesz później do szafy. - jego humor dziś był jeszcze gorszy niż wczoraj. Ale ton głosu był delikatniejszy. Wyjęłam sobie odrobinę sałatki śledziowej na miseczkę i wzięłam kromkę chleba. Popiłam herbatą i umyłam zęby, po czym zaniosłam szatę w komplecie do szafy.- Magdek chodź, pranie wywiesisz na balkonie. - podał mi miednicę i wspięłam się po schodach na strych, żeby chwilę później wieszać na sznurkach moje i jego rzeczy. W pewnym momencie zatrzymałam się. Strzepałam bluzkę z długim rękawem. Nie przypominam sobie, żebym taką miała... Była biała w fioletowe motylki. Pewnie Julka przez przypadek zostawiła ją u nas.
Dokończyłam wieszanie prania i z pustą miską na głowie ruszyłam w dół schodami. Fajnie się w niej gwizdało, echo roznosiło się po całej misce. Mama już dawno zwróciłaby mi uwagę, że w domu się nie gwiżdże, tata sam często gwizdał różne nieznane mi melodie. A jedną wygwizduje szczególnie często i znacząco się na mnie patrzy. Nie mam pojęcia o co mu wtedy chodzi.

- Julka zostawiła u nas bluzkę.- tym razem prasował swoje koszule.- Taka biała w fioletowe motylki.

- A to nie twoja? Wydawało mi się, że masz jakąś podobną.

- Nie są podobne. Ja mam niebieską w białe motylki i jest ich kilka, Julii jest pokryta cała motylkami, a na mojej jest jeszcze kwiatek i moja ma krótki rękaw.

- Rzeczywiście... - doprasował kołnierzyk i odłączył od prądu żelazko. Złożył koszulę i różdżką pokierował do walizki. Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął ręce na całą długość. Ruchem głowy pokazał, że chce mnie przytulić. Zamknął mnie w swoich ramionach.- Cieszysz się?

- Bardzo... Kiedy założysz krótki rękaw?

- Jutro jak mi zrobisz ten makijaż.- posadził mnie na swoim boku i cmoknął w policzek, chichocząc przy tym delikatnie. Tak samo zachowywała się tylko jedna osoba, ani trochę z nim niespokrewniona, babcia Ann. Matka wujka Grega.

***
Chodziłam po dworzu. Usiadłam na huśtawce i odepchnęłam się mocno od podłoża. Chwilę się bujałam, po czym zeskoczyłam z niej i pobiegłam przez most na działkę brata. Od razu pobiegłam do tylnej strony domu, gdzie Seweryn miał pokój. Zapukałam do środka, a ten zadowolony otworzył mi okno:

- Jedziesz już?

- Za pół godziny, tata ładuje walizki do bagażnika, a ja przybiegłam się z tobą pożegnać. - pokiwał głową.- Idziesz ze mną do Lucas'a?

- Mogę iść, za godzinę przyjadą rodzice, więc jestem sam... Kiedy wracasz?

- Nie wiem. Chodź, bo pojedzie beze mnie!- zamknął okno i drzwi i razem wyszliśmy przez jego furtkę. Chodnikiem ruszyliśmy w stronę domu mojego sąsiada. Zapukałam do drzwi i otworzył mi wujek... Mike? Tak, Mike. Mylę ich, są identyczni. Kiedyś tata Seweryna opowiadał jak to próbowali się zamienić. Lucas uwierzył, Seweryn nie, choć był młodszy. Gdy tylko nas zobaczył, skinął nam głową na przywitanie i zawołał swojego syna.

- Wyjeżdżasz do mamy?- pokiwałam głową.- Pozdrów ją od nas, dobrze?

- Dobrze. - przyszedł starszy kuzyn i wujek odszedł z przejścia. Lucas zamknął drzwi i wyszedł na schodki. - Przyszłam się pożegnać, zaraz jadę i ...- nie dopowiedziałam bo przyciągnął mnie do siebie i przytulił.- A to za co?

Do góry nogami | Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz