30. Poddaj się

81 6 2
                                    

Oddychał równo jak na kiepsko stan ciała i psychiki. Był zmęczony. Nie mógł wytrzymać presji. Zmęczenie powoli dawało o sobie znać coraz bardziej. Spojrzał na matkę śpiącą na kanapie w ich pokoju hotelowym. Sam zapłacił... Rudy po prostu bał się już nie tylko o swoje życie. Patrzył na matkę z politowaniem i troską jednak martwił się o Roxley. Martwił się przez co nie mógł spać już którąś dobę z rzędu.

♧♧♧

Czuła się fatalnie ale każda informacja podnosiła ją na duchu. Az po raz pierwszy wiwiną taki numer... Martwiła się bo do niedawna miała tylko jego.

-Roxley słyszałaś mamy ich. Nie musisz się już zamartwiać.-Powiedział Tony.

-Wole Pixar.-Mrukneła.

-Dlaczego wybrałaś za pseudonim nazwę wytwórni filmowej?-Zagadką Steve.

-Wie Kapitan czym są marzenia? To pseudonim jest wynikiem marzeń.-Powiedziała spoglądając za okno.-Miałam niedorzyć 15 urodzin. Nie miałam planów na przyszłość... Żyłam marzeniami... A teraz coś takiego...

-Rozumiem.-Powiedział lekko zamyślony Steve.

-Wątpię.-Mrukneła.-Marzenia zapewne tak ale nie tą zmianę.

-Och dziecko ty mało wiesz.-Pokrwcił głową.

-Tu bym się kłuciła. Lubię zrywać głupią ale taka nie jestem. Owszem wiecznie głodna to tak ale nie głupia. Mówię płynnie w 30 językach w tym chińskim i japońskim -Powiedziała nagle spokojnym i wyrachowanym tonem.-Znam też mapę globu na pamięć i oriętuje się doskonale w rynku turystycznym i jak zarobić na twórczości w Internecie.

-Och młoda nie o to mu chodzi.-Wtrącił się Barnes.-Kap jest starym wymiataczem i myśli, że wie wszystko ale to i tak Stark pozjadał wszystkie rozumy.

-Dajcie jej spokoju trochę.-Mrukną Pietro.-Skupmy się na odnalezieniu Wandy i Azjela.

-Wiemy, że są w Sokovii i że Wanda zameldowała się z pietnastolatkiem w tanim hotelu.-Powiedział Tony który stał w progu Bóg wie ile.

-To dobrze. Dawaj mi adres.-Warknał dziwnie spokojnym tonem.

-Dawaj adres.-Powiedziala groźnie. Chciala tam biec. -Zazgrzytała uparcie zębami.

-A ty młoda tam po co?-Przewrócił oczami Vision.

-Nienawidzę Cię robocie.-Warkneła.-To moja rodzina.

-Pixar lepiej żebyś została.-Powiedziała Romanoff.

-Idę... Nie biegnę. TAK BIEGNĘ.-Sykneła.-Nie dam się tak wykluczyć z tej akcji.

-Pixar...-Próbował Steve.

-W piździe mam te wasze groźby, prośby, paplanie. Każdy kiedyś umrze ale lepiej późno niż za wcześnie więc do kurvy nędzy daj ten adres.

-O mała się wkurviła.-Zaśmiał się Tony.-Już Ci daje ten adres młoda.

***

Azjel wpartrywał się w okno. Nagle przeczucie kazało mu wstać i uciekać. Czysty instynkt którym kierował się przez większość swojego życia. Obudził Wandę i szrpnął ją do pionu.

-Co się dzieje?-Spytała niezwykle przytomnie.

-Mam złe przczucia.

-Az... Pamiętaj cokolwiek by się stało jesteś moim dzieckiem i kocham Cię i nigdy nie chciałam dla Ciebie źle. Więc teraz uciekaj.

Wszystko stało się szybko. Za szybko. Wybuch. Trzask szkła. Biegli. I wystrzał z broni palnej. Dziki krzyk i ból. Ktoś przeciąć tą łączyącą ich więź. Upadł na kolana.

-Głupia zasłoniła Cię.-Warkna znienawidzony przez niego głos.

***

Pietro upadł na kolana. Poczuł jak by ktoś postrzelił go. Wanda! Szarpną mentalnie za niewidzilną nić łączącą  ich  głucha cisza.

-Co się stało?-Zapytała Pixar.

-Wanda nie żyje.-Szepnął na tyle głośno że wszyscy go słyszeli.-Poddaję się. Ona nie żyje.

-Zabije każdego...-Zaczęła Romanoff.

-Ustaw się do kurvy w kolejce!-Warknął Pietro.

-Az jeszcze żyje. Powiedziała Pixar.-Wiedzialabym gdyby coś mu się stało.

***

Wpadł w szał. Rzucił się w kierunku z którego dochodził głos... ale musiał ratować swoje życie i pomścić matkę.
On się nie poddaje.



~~~~~~~~~~~~~****~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem musieliście dosyć długo czekać ale wracam... Więc Co u was?

Nie mam czasu - MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz