Oddychał równo jak na kiepsko stan ciała i psychiki. Był zmęczony. Nie mógł wytrzymać presji. Zmęczenie powoli dawało o sobie znać coraz bardziej. Spojrzał na matkę śpiącą na kanapie w ich pokoju hotelowym. Sam zapłacił... Rudy po prostu bał się już nie tylko o swoje życie. Patrzył na matkę z politowaniem i troską jednak martwił się o Roxley. Martwił się przez co nie mógł spać już którąś dobę z rzędu.
♧♧♧
Czuła się fatalnie ale każda informacja podnosiła ją na duchu. Az po raz pierwszy wiwiną taki numer... Martwiła się bo do niedawna miała tylko jego.
-Roxley słyszałaś mamy ich. Nie musisz się już zamartwiać.-Powiedział Tony.
-Wole Pixar.-Mrukneła.
-Dlaczego wybrałaś za pseudonim nazwę wytwórni filmowej?-Zagadką Steve.
-Wie Kapitan czym są marzenia? To pseudonim jest wynikiem marzeń.-Powiedziała spoglądając za okno.-Miałam niedorzyć 15 urodzin. Nie miałam planów na przyszłość... Żyłam marzeniami... A teraz coś takiego...
-Rozumiem.-Powiedział lekko zamyślony Steve.
-Wątpię.-Mrukneła.-Marzenia zapewne tak ale nie tą zmianę.
-Och dziecko ty mało wiesz.-Pokrwcił głową.
-Tu bym się kłuciła. Lubię zrywać głupią ale taka nie jestem. Owszem wiecznie głodna to tak ale nie głupia. Mówię płynnie w 30 językach w tym chińskim i japońskim -Powiedziała nagle spokojnym i wyrachowanym tonem.-Znam też mapę globu na pamięć i oriętuje się doskonale w rynku turystycznym i jak zarobić na twórczości w Internecie.
-Och młoda nie o to mu chodzi.-Wtrącił się Barnes.-Kap jest starym wymiataczem i myśli, że wie wszystko ale to i tak Stark pozjadał wszystkie rozumy.
-Dajcie jej spokoju trochę.-Mrukną Pietro.-Skupmy się na odnalezieniu Wandy i Azjela.
-Wiemy, że są w Sokovii i że Wanda zameldowała się z pietnastolatkiem w tanim hotelu.-Powiedział Tony który stał w progu Bóg wie ile.
-To dobrze. Dawaj mi adres.-Warknał dziwnie spokojnym tonem.
-Dawaj adres.-Powiedziala groźnie. Chciala tam biec. -Zazgrzytała uparcie zębami.
-A ty młoda tam po co?-Przewrócił oczami Vision.
-Nienawidzę Cię robocie.-Warkneła.-To moja rodzina.
-Pixar lepiej żebyś została.-Powiedziała Romanoff.
-Idę... Nie biegnę. TAK BIEGNĘ.-Sykneła.-Nie dam się tak wykluczyć z tej akcji.
-Pixar...-Próbował Steve.
-W piździe mam te wasze groźby, prośby, paplanie. Każdy kiedyś umrze ale lepiej późno niż za wcześnie więc do kurvy nędzy daj ten adres.
-O mała się wkurviła.-Zaśmiał się Tony.-Już Ci daje ten adres młoda.
***
Azjel wpartrywał się w okno. Nagle przeczucie kazało mu wstać i uciekać. Czysty instynkt którym kierował się przez większość swojego życia. Obudził Wandę i szrpnął ją do pionu.
-Co się dzieje?-Spytała niezwykle przytomnie.
-Mam złe przczucia.
-Az... Pamiętaj cokolwiek by się stało jesteś moim dzieckiem i kocham Cię i nigdy nie chciałam dla Ciebie źle. Więc teraz uciekaj.
Wszystko stało się szybko. Za szybko. Wybuch. Trzask szkła. Biegli. I wystrzał z broni palnej. Dziki krzyk i ból. Ktoś przeciąć tą łączyącą ich więź. Upadł na kolana.
-Głupia zasłoniła Cię.-Warkna znienawidzony przez niego głos.
***
Pietro upadł na kolana. Poczuł jak by ktoś postrzelił go. Wanda! Szarpną mentalnie za niewidzilną nić łączącą ich głucha cisza.
-Co się stało?-Zapytała Pixar.
-Wanda nie żyje.-Szepnął na tyle głośno że wszyscy go słyszeli.-Poddaję się. Ona nie żyje.
-Zabije każdego...-Zaczęła Romanoff.
-Ustaw się do kurvy w kolejce!-Warknął Pietro.
-Az jeszcze żyje. Powiedziała Pixar.-Wiedzialabym gdyby coś mu się stało.
***
Wpadł w szał. Rzucił się w kierunku z którego dochodził głos... ale musiał ratować swoje życie i pomścić matkę.
On się nie poddaje.~~~~~~~~~~~~~****~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem musieliście dosyć długo czekać ale wracam... Więc Co u was?
CZYTASZ
Nie mam czasu - Marvel
FanfictionRoxley to pietnastolatka, której życie wisi na włosku przez śmiertelną chorobę... Dziewczyna wraz z przyjacielem zwiedza świąt, prubóje nowych rzeczy żeby zdążyć przed swoim czasem. W końcu postanawia podjąć decyzję, która zmieni jak życie. Czy dzie...