Śpij

934 67 25
                                    

Siedziałam w fotelu czekając aż Nikolai skończy rozmawiać przez telefon. Powoli sączyłam chłodną wodą wpatrując się w dywan. Zdawałam sobie sprawę ze swojego szczęścia. Gdyby nie frywolność Krysi nigdy nie poznałabym Nikolaia i teraz nie miałabym kompletnie żadnego wyjścia z sytuacji, w której znaleźliśmy się z Thomasem. Nie było żadnego innego rozwiązania tego problemu, Nikolai był naszą jedyną nadzieją, tylko on mógł pomóc. 

- Dobrze, dziękuję ci bardzo. - usłyszałam szczęk odkładanej słuchawki i jego pośpieszne kroki. 

Wszedł do pokoju i spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Natychmiast odstawiłam szklankę na stolik i podniosłam się z kanapy. Wpatrywałam się w niego z wyczekiwaniem i szybko bijącym sercem.

- Mam samochód. - powiedział wciąż uśmiechając się. 

Odetchnęłam z ulgą. Była to jedna z najlepszych informacji, które ostatnio otrzymałam. Czułam euforię na myśl o tym, że jestem o krok bliżej od przyszłości z Thomasem. Zdawałam sobie sprawę z tego ile jeszcze nas czeka, wiedziałam, że przewożenie go wciąż wiąże się z ogromnym ryzykiem, nie miałam też wątpliwości co do tego, że wiele jeszcze może się wydarzyć. Mimo to jedno małe zwycięstwo było w stanie na nowo napełnić mnie wiarą i ogromną radością. W przypływie szczęścia wybiegłam zza stolika i doskoczyłam do Nikolaia zamykając go w silnym uścisku. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i przyciągnął mnie do siebie. 

- Dziękuję ci Nikolai, naprawdę tak bardzo ci dziękuję. - wykrztusiłam. 

- Podziękujecie mi razem z Thomasem. - odparł, a w jego głosie słyszałam swego rodzaju radość. 

Patrząc na to w jakiej atmosferze rozpoczęło się nasze spotkanie byłam w naprawdę ogromnym szoku. Nigdy nie pomyślałabym, że na świecie istnieją tak dobrzy ludzie. Nikolai nie był mi nic winny, tak naprawdę praktycznie mnie nie znał a mimo to zdecydował się na takie ryzyko. Dziękowałam Bogu za to jak dobrych ludzi stawiał na mojej drodze.

Nikolai powoli odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.

- Trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

- Nie musimy w nic wierzyć Nikolai. - odparłam z uśmiechem. - Teraz już wszystko będzie dobrze.

*** 

Delikatnie zamknęłam drzwi starając się nie robić hałasu. Oświetlając sobie drogę lampą naftową ostrożnie zeszłam po schodach i postawiłam koszyk tuż obok Thomasa. Leżał na podłodze z plecami opartymi i brudną ścianę. Jego głowa zwisała bezwładnie, a broda prawie opierała się na klatce piersiowej. 

- Thomas, przyniosłam ci jedzenie. - powiedziałam głośnym szeptem wciąż czekając na jakąkolwiek reakcję. 

- Thomas... - wyszeptałam powoli zmniejszając dystans między nami. 

Powoli podeszłam do leżącego na ziemi Niemca i ukucnęłam tuż przy nim. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i ostrożnie dotknęłam jego twarzy. Była zimna i pokryta chłodnym potem. 

- Thomas, proszę cię, nie rób sobie żartów. - powiedziałam głośniej drżącym głosem. 

Poklepałam go po policzku i nadal żadnej reakcji. Czułam jak bicie mojego serca gwałtownie przyśpiesza. Panika powoli wypełniała mnie od wewnątrz desperacko starając się zmusić mnie do uzewnętrznienia histerii. Byłam przerażona i nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Jeśli Wandzie udało się załatwić pomoc to byliśmy już tak blisko ocalenia go. Miałam tak ogromną nadzieję, że wszystko się uda, że Bóg wybaczy Thomasowi to co zrobił i nie pozwoli jego dziecku dorastać bez niego. Byłam pewna, że Bóg jest miłosierny. 

Nad głową słyszałam głośne kroki Leszka, tylko on był w pobliżu. Sławek i Wanda wciąż nie wrócili z Warszawy, a ja byłam zwyczajnie bezradna. Nie wiedziałam co robić - nie mogłam przecież powiedzieć bratu. 

- Thomas, nie możesz się teraz poddać. - czułam jak szloch narasta mi w gardle a ręce zaczynają drżeć. To nie mogło się tak skończyć.

*kilkanaście minut wcześniej*

Było mi zimno, bardzo zimno. Mundur, który do tej pory zawsze chronił mnie przed chłodem piwnicy teraz wydawał się zrobiony z lnu - na skórze czułem coraz wyraźniejsze ukłucia chłodu, a moje zęby szczękały z zimna. Ból w klatce piersiowej od rana był nie do zniesienia, przy każdym świszczącym wdechu odczuwałem ogromny ból który bardzo różnił się od tego jaki czułem do tej pory. Był o wiele ostrzejszy i sprawiał, że jakakolwiek zmiana pozycji była kompletnie niemożliwa. Ból paraliżował mnie i mój umysł.

Widziałem Wandę. Siedziała tuż obok mnie z naszym synem w ramionach. Kołysała go delikatnie i nuciła pod nosem spokojną melodię. W kominku niedaleko płonął zimny ogień wywołujący u mnie gęsią skórkę. 

- Wandziu, jest mi strasznie zimno. - wyszeptałem trzęsąc się z zimna.

Podniosła na mnie spojrzenie swoich dużych, zielonych oczu i uśmiechnęła się troskliwie. Odłożyła Bruna do kołyski i powoli do mnie podeszła. Ukucnęła i delikatnie dotknęła mojej spoconej twarzy.

- Śpij Thomas. - wyszeptała. - Już nie będzie ci zimno.

Delikatnie się uśmiechnąłem. Moje powieki stawały się ciężkie. Chciałem powiedzieć, że ją kocham. Chciałem spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że nigdy jej nie zostawię. Nie miałem jednak siły, moje ciało ciążyło mi i samo zapadało w sen. Powiem jej jutro, teraz muszę już zasnąć.

Die SucheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz