Kolejnego dnia przyszedł lekarz. Założyłem, że tego bezczelnego Polaka nie ma w domu, ponieważ cała trójka zeszła do piwnicy dość bezceremonialnie. Starszy, brodaty mężczyzna podszedł do mnie i ukucnął. Zaczął mierzyć mnie uważnym spojrzeniem. Siedziałem bez ruchu od czasu do czasu zerkając w stronę Hani. Stała u boku tego nieznajomego chłopaka trzymając się kurczowo jego dłoni. Obserwowała całą sytuację z niepokojem wymalowanym na twarzy.
- Oj sino sino - wymamrotał lekarz kręcąc głową z niezadowoleniem. - Powiedz mi chłopcze, czy możesz wziąć głęboki wdech? Taki żebym zobaczył, że twoja klatka piersiowa widocznie się unosi.
Spróbowałem i natychmiast tego pożałowałem. W momencie, w którym moje płuca zaczęło wypełniać powietrze poczułem silny, gwałtowny i ostry ból, jakby żebra wbijały mi się w płuco. Zacząłem kaszleć co tylko spowodowało większy ból. Gdy udało mi się uspokoić kaszel jęknąłem z bólu łapiąc się za bok. Spojrzałem na doktora i pokręciłem głową z rezygnacją. Zmartwienie na jego twarzy tylko się spotęgowało. Jego wzrok wlepiony był w moje usta. Powoli uniosłem dłoń i otarłem wargi. Na palcach zobaczyłem drobinki krwi.
- Sina szyja, twarz i usta, duszności, ból przy oddychaniu, kaszel i krwista plwocina. Widzę też ogólne osłabienie organizmu - po tych słowach odwrócił się w stronę Hani i chłopaka. - Odma opłucnowa.
*Hania*
Słysząc słowa doktora zamarłam. Nie do końca wiedziałam co to jest, lecz brzmiało groźnie.
- Czy da się to jakoś wyleczyć? - spytałam natychmiast pełna nadziei, że stan Niemca nie jest aż tak poważny jak mi się wydaje i to tylko chwilowy kryzys. Spojrzenie lekarza nie było jednak optymistyczne.
- Oczywiście, że się da tylko nie w takich warunkach - zaczął. - Odma opłucnowa to sytuacja, w której pod opłucną znajduje się tlen. Opłucna to taka błona pokrywająca płuco od zewnątrz. W przypadku Thomasa, w skutek pobicia lub wielokrotnych uderzeń żebra po prostu zostały złamane i przesunięte o tyle, że uszkodziły nam tą opłucną. Dostało się tam powietrze i płuco nie może normalnie funkcjonować. Najgorsze w tej sytuacji jest to, że żebro wciąż jest bardzo blisko powierzchni płuca i przy każdym gwałtowniejszym ruchu czy mocniejszym uderzeniu może po prostu przebić płuco, a wtedy nie jesteśmy w stanie nic już zrobić.
Praktycznie czułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. Posłałam przerażone spojrzenie w stronę Thomasa. Siedział na podłodze w całkowitym szoku, jakby bał się poruszyć.
Miałam wrażenie, że moje gardło i żołądek zawiązane są w supeł. Ścisnęłam mocniej dłoń Sławka niezdolna wypowiedzieć choćby słowa.- Co możemy zrobić żeby mu pomóc? - spytał mój kuzyn.
Podnosząc się z podłogi lekarz ciężko westchnął. Spojrzał na Niemca ze zmartwieniem.
- Obawiam się, że jedynym wyjściem jest zabranie go do szpitala.
***
- Nie mogą zabrać mnie do szpitala - zaprotestowałem gwałtownie. - Przecież ja wtedy stanę przed sądem. Jeśli nie skażą mnie na śmierć to trafię do więzienia i nie będę nawet widział jak moje dziecko dorasta.
- Jeśli umrzesz to też tego nie zobaczysz - warknął młody Polak.
Wbiłem wzrok w podłogę. Nie miałem pojęcia co mogę zrobić w tej sytuacji. Mieli przecież rację, wiedziałem, że bez szpitala umrę. Jeśli jednak do niego pojadę mogę pożegnać się z wolnością, chociaż teraz też mi jej brakowało. Nie tak to wszystko miało wyglądać. Ja i Wanda powinniśmy być teraz gdzieś daleko stąd. Powinniśmy mieć mały domek gdzieś na odludziu i przygotowywać pokoik dla naszego dziecka. Powinienem się nią opiekować i sprawić by czuła się bezpieczna, a już na pewno nie powinienem dopuścić do tego by martwiła się o cokolwiek. Ja jednak ją zawiodłem i dałem się złapać jak ostatni idiota. Musiałem ją zobaczyć. Dopiero wtedy będę w stanie zdecydować co powinienem zrobić.
- Muszę z nią porozmawiać. Przyprowadźcie mi Wandę.
*Hania*
Musieliśmy uszanować jego prośbę. Wiedziałam, że nie da mi spokoju i będzie mnie błagał bym ją do niego przyprowadziła. Był uparty i nie sposób było z nim wygrać. Odprowadziłam doktora do drzwi i poprosiłam Sławka żeby został na górze w razie gdyby mój brat wrócił z wioski. Wyszłam z chaty i powoli ruszyłam do ogrodu. Na ławce pośród jabłoni siedziała Wanda. Czytała książkę, która chyba naprawdę ją wciągnęła, ponieważ nawet nie uniosła głowy kiedy podeszłam. Starając się jej nie wystraszyć delikatnie położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Wanda, musimy porozmawiać - powiedziałam cicho. Dziewczyna lekko podskoczyła i spojrzała na mnie z zaskoczonym uśmiechem.
- O Boże, wystraszyłam się - odpowiedziała ze śmiechem. Zamknęła książkę i odłożyła ją na ławkę.
,, Cierpienia młodego Wertera "..
Trochę ponuro.- Powinnaś czytać teraz jakieś optymistyczne książki - zażartowałam delikatnie siadając obok niej. Spojrzała na mnie trochę zadumana.
- Lubię tą książkę. Wrażliwość Wertera i jego przemyślenia zawsze skłaniają mnie do zwolnienia i zastanowienia się nad pewnymi rzeczami.
Pokiwałam głową w milczeniu i wbiłam spojrzenie w czubki moich butów. Nie wiedziałam jak jej to powiedzieć żeby zbytnio jej nie zdenerwować, chociaż tak naprawdę nie było na to sposobu. Zebrałam się na odwagę i zaczęłam mówić.
CZYTASZ
Die Suche
Historical FictionKontynuacja książki pod tytułem ,, Die Order ". A w skrócie, dalszy ciąg historii Wandy Starskiej i Thomasa Engela, którzy tym razem muszą zmierzyć się nie z wojną, lecz z tym co nastąpi po niej. ,,Kolejna tajemnica wszechświata: czasami ból był ja...