Początek

1.4K 108 12
                                    

Drzwi otworzyły się z impetem i uderzyły o ścianę. Światło oślepiło mnie i zmusiło do zamknięcia oczu. Usłyszałem szybkie, głośne kroki na kamiennych schodach. Uchyliłem powieki i poczułem ukłucie w sercu.

- Thomas!

Upadła na kolana tuż przy mnie, przywierając kurczowo do mojej klatki piersiowej. Jej drobne pięści zacisnęły się na twardym materiale mojego potarganego i brudnego munduru. Ignorując nagły przypływ bólu podniosłem się do pozycji siedzącej i wziąłem ją w ramiona. Przyciągnąłem ją blisko do siebie wciąż nie mogąc uwierzyć w to co właśnie się działo. Jej delikatne, drżące ciało w moich ramionach, gorące łzy na piersi i cichy szloch. Nigdy nie czułem takiego szczęścia i ulgi jak w tym momencie. Nie zwróciłem nawet uwagi na stojącą kawałek dalej Hanię, liczyło się tylko to, że Wanda wreszcie była przy mnie. Delikatnie złapałem za jej ramię i pomogłem usiąść. Mimo zaczerwienionych od płaczu oczu i rozczochranych włosów wyglądała pięknie jak nigdy dotąd.

- Jak ty wyglądasz - wyszeptała dotykając delikatnie mojej twarzy. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tak za nią tęskniłem.

***
- Godzinami stałem przed lustrem - wymamrotał uśmiechając się łobuzersko.
Zaśmiałam się przez łzy. Wyglądał jak duch, a mimo to wciąż zachował swój dawny czar. Blada twarz pokryta nacięciami i siniakami, zmęczone oczy i zakrwawiony, potargany mundur, całkowite przeciwieństwo Thomasa z czasów wojny. Niegdyś nie pozwoliłby sobie na choćby trochę niechlujną fryzurę czy nierówno wyprasowaną koszulę. Teraz kompletnie bezradny i wykończony siedział w obskurnej piwnicy cierpiąc każdego dnia. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać przez co musiał przejść.
Do tej pory był wpatrzony we mnie, lecz teraz jego spojrzenie spoczęło na moim brzuchu. Uśmiechnął się delikatnie i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Widziałam, że każdy ruch sprawia mu ból, który dzielnie ignorował. 

- Mój chłopiec jest już taki duży - wymamrotał cicho. Otarłam łzy i uśmiechnęłam się słabo. 

- Za niedługo do nas dołączy.

Poród mógł się zacząć praktycznie w każdym momencie. Dziewiąty miesiąc już prawie upłynął, a ja czułam, że już za niedługo będę mogła wziąć Bruna lub Erikę w ramiona. Ścisnęłam mocniej dłoń Thomasa. Przez ten cały czas kiedy go nie widziałam myślałam o tym co zrobię kiedy wreszcie go odnajdę. Wyobrażałam sobie ten moment jako pełen emocji, łez, pocałunków i radości. Teraz gdy wreszcie nadszedł okazało się, że nie jest to tak proste jak mi się wydwało. Widząc go w takim stanie ciężko było mi się cieszyć. Oczywiście, byłam szczęśliwa, pierwszy raz od miesięcy czułam radość i niesamowitą wdzięczność za to, że w końcu go odnalazłam. Jednocześnie czułam, że nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy. Mężczyzna, którego kochałam i nie widziałam od miesięcy teraz sprawiał, że mój wzrok instynktownie uciekał i omijał twarz, której tak mi brakowało. Nie byłam w stanie patrzeć na to jak bardzo blady był, na te wszystkie siniaki, nacięcia i rany. Przy każdym ruchu, przy każdym oddechu krzywił się z bólu. Gdy kaszlał w jego oczach wzbierały łzy i widziałam, że naprawdę cierpiał. Był wrakiem człowieka, a mimo to starał się tego nie okazywać. Uśmiechał się usiłując ukryć ból, zaciskał pięści bym nie zobaczyła jak drżą mu dłonie, powstrzymywał łzy cisnące się do jego przekrwionych oczu. Wiedziałam, że widzi, że uciekam wzrokiem od jego twarzy. Czułam na sobie jego niepewne, zmieszane spojrzenie. 

- Już ci się nie podobam, o to chodzi, tak? - wymamrotał. - Wiem, że wyglądam strasznie, też nie mógłbym na siebie patrzeć.

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego unosząc brwi kompletnie zszokowana. Nie wierzyłam w to co słyszałam. To były chyba najgłupsze słowa jakie kiedykolwiek opuściły jego usta. 

- Thomas, czy ty do końca skretyniałeś?

Zaśmiał się pod nosem. 

- A ty byś nie skretyniała siedząc tu? 

- Masz rację - zachichotałam. 

Po wielu ciężkich emocjach wreszcie zdołałam się odprężyć. Ciepło jego dłoni w mojej sprawiało, że czułam bezpieczeństwo, którego nawet namiastki nie doświadczyłam przez długi czas. Przez chwilę przestałam rozmyślać nad przeszłością i tym co będzie. W pełni skupiłam się na tym, że wreszcie jest przy mnie, wciąż żywy. Każdy jego oddech był żywym dowodem na to, że wszystko mogło jeszcze być dobrze. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że w momencie, w którym wrócę na górę będę musiała pomyśleć o tym co będzie. Nie wezmę go przecież za rękę i nie wyjdę stąd jak gdyby nigdy nic. 

- Wandziu... - usłyszałam nagle cichy głos Hani, która do tej pory stała bez słowa przy ścianie. - Musimy już iść.

- Już? - gwałtownie obróciłam się w jej stronę. - Proszę, daj nam jeszcze chwilę.

Thomas delikatnie ścisnął moją dłoń.

- Nie możecie ryzykować - jego głos był cichy i zachrypnięty. - Jeśli chcesz mnie stąd wyciągnąć to musisz już iść. 

Wiedziałam, że obydwoje mają rację. Nawet nie chciałam myśleć o tym jak zareagowałby Leszek gdyby nas tu przyłapał. Z ciężkim sercem podniosłam się z podłogi delikatnie wypuszczając dłoń Thomasa z mojej. Wodził za mną wzrokiem obserwując każdy mój ruch. Nasze spojrzenia spotkały się po raz ostatni, a ja poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie chciałam go tu zostawiać. Świadomość, że Leszek może do niego zejść w każdej chwili sprawiała, że całe moje ciało ogarniał przejmujący chłód. Thomas jakby czytając mi w myślach posłał mi uspokajający uśmiech.

- Będzie dobrze.

Hania wzięła mnie za rękę i delikatnie pociągnęła w stronę schodów. Spojrzałam na niego jeszcze raz stojąc na szczycie schodów, przygotowując się do ponownego opuszczenia go. To krótkie spotkanie musiało mi wystarczyć, przynajmniej na razie. W momencie, w którym drzwi piwnicy zamknęły się, a ja przestałam czuć na sobie wzrok jego zielonych oczu poczułam przypływ siły. Musiałam go odzyskać, nie było innej możliwości. Teraz gdy znów zaznałam jego bliskości, byłam jeszcze bardziej zdeterminowana by go odzyskać, na zawsze. Wzięłam głęboki wdech. To był dopiero początek. 


Die SucheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz