Nikolai

1.7K 126 31
                                    

Odprowadzały nas entuzjastyczne krzyki i śmiechy podpitych czerwonoarmistów.

- Powodzenia Nikolai! - zawołał za nami szeroko uśmiechnięty Oleg. Blondyn pokręcił głową z rezygnacją. 

- Zwierzęta... - wymamrotał. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Rosjanin spojrzał na mnie zdezorientowany. Mój początkowy chichot przerodził się w głośny śmiech. Zatrzymałam się i złapałam za brzuch. Śmiałam się i śmiałam, a Nikolai wpatrywał się we mnie z zażenowaniem.

- Mogę wiedzieć co cię tak śmieszy? - spytał patrząc na mnie badawczo. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam się opanowywać. 

- Wyobraziłam sobie zwierzę, które wyglądałoby jak Jewgienij - odpowiedziałam ocierając łzy z twarzy. Blondyn uniósł jedną brew i obdarzył mnie pełnym niedowierzania i rozbawienia spojrzeniem. 

- Byłoby tak brzydkie, że myśliwi baliby się na nie polować. Wyobraź sobie tylko ten pysk - zaśmiał się. Zerknęłam na niego. Wyglądał naprawdę ładnie z uśmiechem na twarzy. Jego ostre rysy jakby łagodniały i wygładzały się. Miał ładne, równe zęby i dołeczki w policzkach. Nie rozumiałam dlaczego uparcie przyjmował ten surowy wyraz twarzy. 

- Ładnie się śmiejesz - wypaliłam bez zastanowienia. W momencie, w którym zdałam sobie sprawę ze znacenia moich słów poczułam niepohamowaną chęć zapadnięcia się pod ziemię. To była chyba najbardziej nieprzemyślana i spontaniczna rzecz jaką w życiu powiedziałam. Poczułam na sobie spojrzenie jego roześmianych oczu. Pokręcił głową z niedowierzaniem.

- A więc tak się to robi w Polsce - zaśmiał się, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu wkradającego się na moje usta.  Szliśmy ramię w ramię przez zniszczoną Warszawę. Przed sobą mieliśmy resztki miejsca, które kiedyś było parkiem. Teraz nie było tam prawie żadnych drzew, a z niegdyś bujnej trawy zostało jedynie kilka marnych kępek. 

- Gdzie on jest? - spytał nagle Nikolai przerywając panującą między nami ciszę. Spojrzałam na niego pytająco nie wiedząc o kim mówi. - Ten, który dał ci ten pierścionek. Podejrzewam, że to również ojciec twojego dziecka.

Poczułam ucisk w gardle. Ciężko było mi mówić o Thomasie nie wiedząc gdzie jest. Nie miałam nawet pojęcia czy jeszcze żyje. 

- Nie mam pojęcia - przyznałam szczerze. Nie widziałam powodu żeby kłamać. - Pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Nie wiem nawet czy żyje. 

Głos zaczął mi się łamać. Mówienie o tym na głos było najgorsze. Przez cały czas miałam świadomość, że może już go nie zobaczę, lecz kiedy musiałam mówić o tym wprost było mi jeszcze ciężej. Nie chciałam żeby moje dziecko musiało wychowywać się bez taty. Chciałam żeby miało w swoim życiu tą osobę, która pokaże mu jak naprawić szafkę czy pogra z nim w piłkę. NIe chodziło jednak tylko o to. Ja też go potrzebowałam. Potrzebowałam jego dotyku i obecności. Tęskniłam nawet za tym, że wszędzie rozrzucał papiery. Były w łazience, kuchni, sypialni, salonie, dosłownie wszędzie. Dziwiło mnie, że nie wsadził ich jeszcze do szafki na buty czy lodówki. Próbowałam przegonić napływające do moich oczu łzy, lecz nie było to takie łatwe. Nikolai musiał to zauważyć, bo przystanął i spojrzał na mnie zawstydzony. 

- Przepraszam, nie powinienem był nawet zaczynać.

- Nie, jest dobrze - powiedziałam ocierając łzy z twarzy. Rosjanin stał naprzeciw mnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zaczął grzebać w kieszeniach, bawić się guzikami i przesuwać kamyki butem. Widziałam, że czuł się niekomfortowo przy płaczącej kobiecie. Starałam się uspokoić z całych sił ale im bardziej próbowałam tym gorzej mi to wychodziło.

- Potrzebujesz się, no nie wiem, przytulić? - spytał widocznie zestresowany. Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego zaskoczona. 

- Wyglądasz jak ostatnia osoba, do której poszłabym się przytulić - zaśmiałam się smutno. Nikolai uśmiechnął się delikatnie i rozłożył ręce w geście bezradności.

- Widocznie trzeba znaleźć kogoś na moje miejsce - stwierdził rozbawiony. Pociągnęłam nosem i z uśmiechem zbliżyłam się do niego. Rozłożył ramiona, a ja lekko spięta wtuliłam się w niego. Sama byłam zaskoczona moją odwagą, której jakoś zawsze brakowało mi  w stosunku do obcych mężczyzn. Nie oszukując się, właśnie kimś takim był dla mnie Nikolai. Zignorowałam ostrzegawcze głosy z tyłu głowy i jeszcze przez chwilę pozostałam w jego objęciach. Po około dziesięciu sekundach poczułam lekki dyskomfort. Nie powinnam tego robić. Wyswobodziłam się z jego uścisku, otarłam twarz i rzuciłam mu pełne wdzięczności spojrzenie.

- Myślałam, że jesteście gorsi - powiedziałam z zaczepnym uśmiechem. Blondyn nie spojrzał na mnie tylko ruszył przed siebie. Wyraźnie posmutniał.

- Bo jesteśmy - mruknął pod nosem nie posyłając w moją stronę nawet jednego spojrzenia. Dotychczasowe rozluźnienie i rozbawienie w jednej chwili mnie opuściło. Co ja sobie myślałam? Dopiero co go poznałam, a już zachowuję się jakby był moim przyjacielem. Przypomniałam sobie co przed wyzwoleniem mówili ludzie.

- Wandziu, ja ci mówię, te Ruskie to będą jeszcze gorsze niż Niemce - powtarzał konsekwentnie pan Antoni, mój wieloletni sąsiad. - Z jednej niewoli w drugą.

Na ten moment nie działo się chyba jeszcze aż tak źle. Warszawa powoli odżywała, ludzie też stali się jacyś bardziej energiczni. Widać było, że wielu z nich przepełnia nadzieja na lepsze dni. Wszyscy chcieli wierzyć w to, że teraz będzie dobrze, że nie będą już dłużej doświadczać upokorzeń i cierpień. Ja też chciałam. 

- Może powinniśmy już wracać - stwierdził Nikolai zatrzymując się. Bez słowa pokiwałam głową i zawróciłam. Drogę powrotną przebyliśmy w milczeniu.
Na miejscu zastaliśmy istną rozpustę. Pomiędzy nogami Rosjan stały butelki po alkoholu, niektóre puste, niektóre w połowie pełne. Wokół nich unosiły się kłęby papierosowego dymu. Krysia chyba bawiła się świetnie na kolanach Jewgienija. Zanosiła się głośnym śmiechem, a jej oczy wręcz promieniały. Gdy towarzystwo zdało sobie sprawę z naszego powrotu zrobiło się jeszcze głośniej.

- I jak było Nikolai? Dobrze się bawiliście? - zarechotał zaczerwieniony od alkoholu Oleg. Kompani wybuchnęli śmiechem w odpowiedzi na jego 'żart'.
Nikolai zignorował go i pociągnął łyka alkoholu z butelki stojącej niedaleko jego nóg. Czułam, że nie chcę tu być gdy wszyscy będą już kompletnie pijani.

- Ja i Krysia musimy już iść - powiedziałam z krzywym uśmiechem łapiąc przyjaciółkę za ramię. Ona jednak uwiesiła się na szyi Jewgienija i z dziecięcym jękiem zaczęła protestować.

- Ale my się tak dobrze bawimy Wandziu, pozwól mi zostać - marudziła przeciągając wyrazy.

- Krystyna, musimy iść - powiedziałam ostrzej.

- Patrzcie jaka ostra babka - zarechotał jeden z czerwonoarmistów. Miał czarne włosy i jasne oczy. Może uznałabym go za przystojnego, gdyby nie patrzył na mnie teraz z pijackim uśmiechem na ustach.

- Iwan, Poleczka chyba potrzebuje uwagi, zajmij się nią - zaśmiał się Oleg wpatrując się bezwstydnie w mój dekolt. Ciaśniej owinęłam się marynarką i pociągnęłam Krysię za ramię coraz bardziej zniecierpliwiona.
Nagle poczułam czyjeś dłonie w talii i zanim zdążyłam się zorientować siedziałam już na kolanach rzeczonego Iwana. Śmierdział jak gorzelnia i papierosy.

- Lubię takie z charakterem - zachrypiał mi do ucha wciąż się uśmiechając. Wzdrygnęłam się czując na szyi jego oddech.

- Iwan, daruj sobie - warknął Nikolai zrywając się ze swojego miejsca. Iwan gwałtownie zerwał się z miejsca jednocześnie zrzucając mnie ze swoich kolan. Jeden z jego kolegów wciąż był na tyle trzeźwy, że pomyślał o tym by mnie złapać. Podniosłam się z ziemi i zerwałam Krysię z kolan Rosjanina.

- Krystyna, idziemy - warknęłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu mocno ściskając jej ramię.
Zignorowałam jej marudzenie i przyśpieszyłam kroku. Za sobą słyszałam jeszcze niewyraźne odgłosy kłótni Rosjan, które zignorowałam. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu i byłam pewna, że już nigdy nie pozwolę nikomu zaciągnąć mnie w takie towarzystwo.

Die SucheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz