Przesadna szczerość

1.6K 121 39
                                    

Od kilku godzin drzemałem oparty o ścianę. Rozprostowałem nogi i przyjąłem pozycję na tyle wygodną, że ból mojego ciała był bardziej znośny i pozwalał mi zasnąć. Nagle poczułem ciepło przy twarzy, wręcz gorąco. Otworzyłem oczy i zobaczyłem płomień, tuż przy moim nosie. Podskoczyłem z zaskoczenia, a całe moje ciało ogarnął silny ból. Jęknąłem i zacisnąłem zęby. Stał nade mną znów ten sam chłopak, lecz dostrzegłem też kogoś innego u jego boku. Starszy, krępy mężczyzna, może około sześćdziesiątki patrzył na mnie marszcząc krzaczaste brwi. Młody Polak schował do kieszeni zapalniczkę zanosząc się śmiechem. 

- Patrz tylko na naszego szczurka, mało ze skóry nie wyskoczył - zarechotał patrząc na mnie z rozbawieniem. Starszy mężczyzna pokiwał głową w zamyśleniu. Przez chwilę uważnie badał mnie wzrokiem. Miałem wrażenie, że próbuje poznać całą moją historię. Nagle przemówił.

- Po kiego go tu trzymasz, Leszek? - spytał obrzucając chłopaka oburzonym spojrzeniem. - Potrzebne ci kłopoty jak go tu znajdą? Daj go Ruskim, niech go osądzą jak chcą. Kłopoty na siebie i Haneczkę sprowadzisz tylko. 

- Panie Tomasiak, pan się uspokoi. Nie znajdą go tu. Siedzi cicho, jak nie to dostaje kilka razy i spokojny jak mysz pod miotłą. Ruscy, Amerykanie czy inne go powieszą, nie odczuje nawet konsekwencji swojego skurwysyństwa, bo szybko sobie umrze. Pamięta pan co Szkopy zrobiły z pana Marylką? W takich samych warunkach była jak nie w gorszych. Założę się, że brał w tym udział. Szkopa pan żałujesz? 

Starszy mężczyzna przez chwilę milczał. Myślał nad odpowiedzią. 

- Dobra Lesiu, róbta co chceta ale nie ściągnij ty kłopotów na nas wszystkich - powiedział nagle staruszek. Machnął dłonią, spojrzał na mnie jeszcze raz i wyszedł z piwnicy. 

Ten cały Leszek nie poszedł jednak za nim. Zamknął piwniczne drzwi i wrócił do mnie. Ukucnął i złapał mnie za kołnierz. 

- Powiedz mi Szkopie, jak to było z tymi łapankami? - spytał patrząc mi w oczy z niewątpliwą satysfakcją. Postanowiłem sobie, że nic mu nie powiem. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się jakiemuś polskiemu gówniarzowi z tego co w życiu zrobiłem, to była moja sprawa. 

Gdy nie odpowiedziałem chłopak widocznie zaczął się niecierpliwić. Jego wzrok powędrował do kieszeni mojego munduru. Odkąd się tu znalazłem nie przeszukiwał mnie jakoś dokładnie. Zabrał mi tylko broń i dokumenty. Teraz uśmiechnął się szeroko sięgając w kierunku mojej kieszeni. Odpiął guzik i wpakował rękę do środka. Gdy ją wyciągnął w dłoni trzymał zdjęcie mojej Wandzi. Wstał i pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Niezła kobietka Szkopie - zaśmiał się. Odwrócił zdjęcie i przeczytał napis na jego odwrocie. - Wanda Starska... Polka. No pięknie. Za co ci dawała? Za czekoladę czy perfumy? 

Zacisnąłem szczękę. Nie potrafiłem słuchać jak tak o niej mówił. Gdybym nie był przypięty do tej cholernej ściany już dawno powybijałbym mu zęby. Nie bał się mnie tylko dlatego, że łańcuch skutecznie powstrzymywał mnie przed skuteczną rozmową z nim. Powinien się modlić, żebyśmy nigdy nie spotkali się na wolności. 

- Zabawiłbym się z taką - kontynuował. - Zawsze podobały mi się brunetki. Są bardziej wyraziste od blondynek. 

Nie wytrzymałem. Nie mogłem już dłużej tego słuchać. Szarpnąłem się w próbie wstania, lecz na nic się to nie zdało, ponieważ przeszywający ból sprawił, że znów usiadłem. 

- Zamknij się, dobrze ci radzę, ty polska świnio - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Mój gniew widocznie go satysfakcjonował. Im bardziej się denerwowałem tym szerzej on się uśmiechał. 

Podszedł do mnie wolnym krokiem bawiąc się zdjęciem. Ukucnął tuż przy mnie zaglądając mi w oczy. 

- Powiedział morderca dziesiątek ludzi - warknął. Z jego oczu wyzierała czysta nienawiść, która teraz działała na mnie jak płachta na byka. Nazywał mnie złym podczas gdy sam przetrzymywał mnie w tej obskurnej piwnicy, karmił jakimś gównem i bił. Czuł się bezkarny myśląc, że ma do tego prawo tylko dlatego, że jestem Niemcem. Postanowiłem, że teraz moja kolej na pokazanie mu z kim ma do czynienia.

- Morderca dziesiątek ludzi, jak to pięknie brzmi - zacząłem mówić patrząc na niego ze złośliwym uśmiechem. - Nigdy nie zapomnę tych ich komicznie wystraszonych twarzy, wiesz? Jestem pewien, że też błagałbyś mnie na kolanach o przebaczenie gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach. Wielu było już takich, którzy myśleli, że są bezkarni. Zazwyczaj kończyli z kulką między oczami, ale jak każdy szanujący się esesman lubiłem też czasem się z nimi pobawić. Mogę ci opowiedzieć o tym jak może rok temu miałem do czynienia z pewnym harcerzykiem. Miał szansę ze mną porozmawiać, ale wybrał milczenie. Można powiedzieć, że mu w nim pomogłem. I tak nie korzystał z tego języka. 

Reakcja Polaka była błyskawiczna. Poczułem silny ból w szczęce, a siła uderzenia odrzuciła mnie w bok. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Podparłem się na ręce próbując wstać, lecz chyba nie było mi to dane. Silny kopniak wymierzony w moje żebra wystarczył bym z powrotem upadł. Całe powietrze uszło mi z płuc, a ja nie ból, który mnie ogarnął nie pozwolił mi nawet krzyknąć. Zależało mi na tym by w żaden sposób nie okazać słabości, lecz w tym momencie nie mogłem powstrzymać łez cisnących mi się do oczu. Następne kopnięcie wymierzone było w moją klatkę piersiową. Nie potrafiąc zaczerpnąć oddechu zacząłem się krztusić. Z każdym kaszlnięciem kropelki krwi padały na kamienną podłogę. Później chyba nie patrzył już nawet gdzie mnie uderza. Czułem ciosy na praktycznie całym moim ciele, a ból zaczął zlewać się w jedno. Cały byłem bólem. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a całą piwnicę zalało światło. 

- Leszek! Leszek przestań! Na Boga, zostaw go! - głos Hani wydawał się przytłumiony jakbym znajdował się pod wodą. Ciosy ustały. Słyszałem tylko swój oddech. Widziałem, że się kłócą. Dziewczyna wykrzykiwała jakieś niezrozumiałe słowa zawzięcie gestykulując, a Polak wpatrywał się w swoje pokryte krwią buty. Po chwili odwrócił się i po prostu wyszedł zostawiając siostrę w pół słowa. 

*Hania*

Gdy mój brat wyszedł podbiegłam do Niemca. Jego oddech był urywany, a twarz cała umazana we krwi, która wyciekała z jego ust i nosa. Wyglądał jak duch, cały blady i zakrwawiony. Ukucnęłam przy nim i poklepałam go po policzku z nadzieją, że zareaguje.

- Słyszysz mnie? - spytałam na tyle głośno by mógł mnie usłyszeć. - Odbiór żołnierzu.

- Major Thomas Engel melduje się na służbie - wyszeptał i zaniósł się kaszlem. Mogłam przysiąc, że na jego twarzy zobaczyłam lekki uśmiech. Zaśmiałam się z ulgą. Odpowiadał, to dobrze. 

- Pomogę ci teraz usiąść, dobrze? - spytałam cicho. - Będzie ci łatwiej oddychać.

Jedną rękę wsadziłam mu pod plecy, a drugą delikatnie położyłam na brzuchu. Zaczęłam ostrożnie go podnosić mając nadzieję, że nie zemdleje. Nie udało się. W momencie, w którym tylko lekko go podniosłam stracił przytomność. Zrezygnowałam z prób podniesienia go i z powrotem położyłam na chłodnej podłodze. Zmierzyłam go spojrzeniem. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Jego pokryta krwią twarz była blada niczym prześcieradło. Policzki miał zapadnięte, pod oczami widać było wyraźne cienie. Odpięłam mu mundur i koszulę by spojrzeć na klatkę piersiową. Tworzył się na niej pokaźnych rozmiarów siniak. Nie to jednak zmartwiło mnie najbardziej. Jego prawy bok był siny, jeszcze bardziej niż poprzednim razem. Oddychał bardzo słabo, oddech miał świszczący i nierówny. Martwiłam się o niego. Jeśli mój brat dalej będzie to robił, Niemiec nie miał szans. Wiedziałam, że musi go zobaczyć lekarz, nie miałam jednak pojęcia jak namówić na to brata

Die SucheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz