Rozdział 2

1.7K 113 1
                                    

Kika godzin później siedziałem zrezygnowany za biurkiem zmuszając się do przeglądania papierów żeby zająć myśli, byłem zmęczony a ekipa silnego nie dawała żadnych dobrych informacji.

Szykowałem sie od opuszczenia biura i udania sie do mieszkania.
Wtedy usłyszałem dzwonek telefonu a wraz z nim poczułem przypływ energii.

Tak jak sie spodziewałem, dzwonił San i w głębi duszy modliłem sie o dobre informacje.

-i jak? - zapytałem, nie tracąc czasu na przywitania.

-Znaleźli ją i dojeżdżamy na miejsce,
za pare minut powinniśmy być z nią w biurze - zakomunikował San i nie czekając na jakąkolwiek reakcje rozłączył się.

Faktycznie kilka minut później w siedzibie pojawił sie San wraz z Evką i ludźmi Silnego. Odczekałem chwilę w swoim biurze przeładowując pistolet i zbierając myśli.

Stałem tam pare minut, po czym zjechałem windą do podziemi budynku.
Skinąłem do ludzi pilnujących wejścia po czym wszedłem do białej sali po środku której stało krzesło z przywiązana do niego kobietą.

Bez pośpiechu zbliżyłem sie do szamotającej się Evy i już miałem zaczynać swoją przemowę kiedy do pokoju wszedł Dia.

-Sory ze przeszkadzam, ale musimy porozmawiać - rzekł, wyglądał na bardzo poważnego i pewnego siebie jednak w jego oczach można było dostrzec nutkę zakłopotania
-Teraz - powiedział, widząc mój pytający wzrok.

Mam kurwa nadzieję, że to coś naprawdę ważnego, pomyślałem, po czym odszedłem od krzesła i bez słowa ruszyłem wraz z Dią w kierunku innego białego pomieszczenia. Dia nie odzywając się ani słowem uchylił przede mną drzwi abym mógł zobaczyć siedzącego na krześle związanego chłopaka.

-Kto to kurwa jest - wycedziłem przez zaciśnięte zęby kiedy Dia z powrotem zamknął duże drzwi .
-No więc kiedy zgarniali szczura nawinął się ten chłopak. Całkiem przypadkiem, losowa osoba znajdująca sie w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Dla bezpieczeństwa nasi ludzie zabrali go tutaj, Silny sugerował, żeby zlikwidować problem od razu jednak powstrzymał go San, decydując, że ty zrobisz z nim to co uznasz za stosowne.- wyjaśnił lekko zmieszany Dia, gdy powiedział to na głos zdał sobie sprawę, że nie pozwolę, by chłopak dożył rana, wiedział że nie lubię świadków i zawsze pozbywam się ludzi którzy wiedzieli za dużo.

-Niech Dorian sprawdzi kto to w ogóle jest. -powiedziałem, odwracając sie w kierunku pomieszczenia w którym znajdowała sie Evka.

-Potem to załatwię, mam teraz na głowie ważniejsze sprawy.- rzuciłem na odchodne i zniknąłem za zakrętem.

Wszedłem z powrotem do pokoju, w którym znajdował się ,,szczur".

-Jak ci sie tu podoba?- zapytałem ironiczne, szybkim ruchem odklejając jej taśmę z ust. Byłem wściekły.

Odpowiedziała mi cisza.
Eva nawet na mnie nie patrzyła.

-Dobre wychowanie nakazuje odpowiadać na zadane ci pytanie.-powiedziałem powstrzymując sie od strzelenia jej między oczy, cały czas miałem przed oczami artykuł o moim zabitym ojcu.
Znowu cisza. Już sięgałem za pasek, chciałem wyjąc pistolet i strzelić jej w kolano. Skoro nie chciała rozmawiać musiałem uciec się do najprostszych, ale brutalnych rozwiązań.
Ta jednak w ostatniej chwili postanowiła po raz pierwszy się odezwać.

-Pamiętam jak wyciągaliśmy tu informacje z ludzi.- powiedziała patrząc w przestrzeń -Było nam razem tak dobrze.-ciągnęła.

Nic nie odpowiedziałem, a w pomieszczeniu rozległ się huk wywołany przez strzał.

-Nie udawaj, że tęsknisz za tymi czasami. - powiedziałem, gdy strzeliłem jej prosto w bark. Nie mogłem tego słuchać, nie mogłem też uwierzyć, że dziewczyna naprawdę upadła tak nisko aby brać mnie na litość i udobruchać wspomnieniami.
-Dlaczego mnie zdradziłaś?- zapytałem, nie chciałem jej zrozumieć czy wybaczyć, byłem tylko ciekawy.

-Nie zdradziłam ciebie, tylko twojego ojca. Dlaczego? to raczej proste, dla kasy.- odpowiedziała.
W jej głosie słyszałem ból, a łzy wywołanie przez postrzał spływały jej po policzku. Nie było mi jej szkoda, a z każdą chwilą nienawidziłem jej coraz bardziej. Miałem jej dość, to było dla mnie za dużo. Chciałem ją jeszcze torturować, ale nie mogłem już na nią patrzeć, brzydziłem się nią.

Bez słowa chwyciłem ją za szyje i zacząłem dusić, patrząc prosto w jej oczy. Chwilę zajęło zanim usłyszałem jej ostatni desperacki oddech, a oczy w które patrzyłem stały sie puste.

Nie żyła. To jednak nie dało mi pełnej satysfakcji, wciąż byłem wściekły. Wziąłem do ręki broń i strzeliłem jej między oczy, a następnie władowałem jeszcze resztę magazynku w jej brzuch.

Z niezdrową satysfakcją patrzyłem na jej podziurawione ciało. Nie byłem psychopatą czerpiącym radość z zabijania ludzi, jednak w tym przypadku było inaczej. Cieszyłem się jak dziecko, które na święta dostało lego czy wymarzone zwierzątko. Nic nie było mi w stanie zepsuć tej nocy. Nikt nie mógł mi odebrać nie do końca zdrowej satysfakcji z zabicia Evy.
——————-

Morwin / Przez metalowe kratyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz