Rozdział 17

1K 66 3
                                    

Jak ktoś jeszcze nie widział to zachęcam do przeczytania one shota, którego dodałam kilka dni temu.
-.-.-.-.-

Od tamtej nocy minęło kilkanaście dni, podczas których kilkakrotnie spotykałem się z chłopakiem.

Pierwotny plan zakładał oddalenie się od Montanhy gdy tylko zrealizuje swój plan, potem jednak stwierdziłem, że dobrą opcją jest mieć przy sobie chłopaka, dopóki sprawa morderstwa policjanta nie ucichnie. Dzięki temu miałem informacje z pierwszej ręki i dokładnie wiedziałem kogo policja przesłuchuje, kogo podejrzewa i kogo poszukuje, dzięki niemu wiedziałem wszystko co tylko chciałem.

Wystarczyło tylko być dla Montanhy miłym, czułym i czasem powiedzieć dwa proste słowa a chłopak bez skrupułów wynosił informacje z sal obradowych policji.

*


Była wtorkowy ranek, właśnie kładłem się spać po całonocnym przeglądaniu papierów jednego z kasyn, byłem wręcz pewny, że jego manager od jakiegoś czasu regularnie mnie okrada a ja nie zamierzałem zostawić tak tej sprawy.

Położyłem się na łóżku w samych bokserkach, westchnąłem ciężko, gdy zobaczyłem na zegarek, który wskazywał 7:40.
Zmęczony, odwróciłem się plecami do zasłon zza których przez okno wpadały pojedyncze promienie wstającego słońca i wtuliłem twarz w przyjemnie zimą poduszkę.

Byłem na granicy snu, gdy usłyszałem jak mój telefon położony na nocnym stoliku delikatnie wibruje. Początkowo chciałem to zignorować, lecz gdy sytuacja się powtórzyła usiadłem na materacu i wziąłem do ręki urządzenie.

Montanha
7:50: Jadą po ciebie, przepraszam nie mogłem nic zrobić
7:53: graj na czas a ja postaram się coś wymyślić

Poczułem ja ciarki przechodzą mi przez goły kręgosłup. Wiedziałem ze pewnego dnia taka sytuacja nadejdzie i policja zapuka mi do drzwi, ale nie sądziłem ze wydarzy się to tak szybo i ze będą to konsekwencją zabicia jebanego psa.

Szybko pozbierałem myśli analizując moją sytuacje i obmyślając szybki plan działania.
W pierwszej kolejności musiałem napisać do kogoś bliskiego, żeby moi ludzi wiedzieli co się ze mną dzieje. Ze wszystkich osób wybrałem Sana, co by o nim nie mówić z całej ekipy najbardziej opanowaną osobą zaraz po wujku.

Ja
7:55: Psy po mnie jadą. Nie podejmujcie żadnych pochopnych decyzji. Jak będzie źle to wezmę Kuia jako adwokata i za jego pośrednictwem ustalimy co robimy.

Nie napisałem żadnych słów pożegnania czy czegokolwiek takiego. Żegnałem się z ludźmi tylko wtedy, gdy miałem pewność, że nie zobaczę ich nigdy więcej. W innych wypadkach wolałem oszczędzać czułe słowa.

Gdy wiadomość została dostarczona skasowałem ją jak i wszystkie połączenia po czym podszedłem do szafy, z której wyjąłem szare dresy i biały podkoszulek.
Przebrałem się i poszłam do kuchni, gdzie czekając na robioną przez ekspres kawę wpatrywałem się w panoramę budzącego się do życia miasta.

Nie byłem głupi, w mieszkaniu trzymałem jedynie broń, na którą posiadałem papiery oraz niewielką ilość narkotyków która w policyjnym identyfikatorze była oznaczona jako ,,na użytek własny".
Pozostawało mi jedynie pić kawę oczekując aż w moje drzwi zakukają służby porządkowe.

Gdy kończyłem dopijać gorzką ciecz usłyszałem walenie w drzwi na co uśmiechnąłem się nieznacznie.
Po odliczeniu kilku sekund podszedłem do brązowych drzwi które otworzyłem z wymalowanym na twarzy sztucznym zaskoczeniem.

Chwile później siedziałem z przykuta do stołu ręką w sali przesłuchań. Doskonale wiedziałem, że nie będzie to zwykłe przesłuchanie, będą mnie trzymać tak długo jak się nie przyznam.

Od początku wiedziałem ze jestem głównym podejrzanym, Gregory skutecznie opóźniał działania policji jednak nie można było ciągnąć tego w nieskończoność. Policja z dnia na dzień wkreślała kolejnego podejrzanego aż zostałem tylko ja.

Już po pierwszym pytaniu policji zobaczyłem jak bardzo irytuje ich fakt, że od śmierci Capeli minęło kilka tygodni a sprawa dalej jest w toku.

Taka właśnie była policja w tym mieście, nic ich nie obchodziło, często za kratkami lądowali niewinni ludzie tylko po to, aby mogli zamknąć uciążliwą sprawę. Po takich akcjach robili przeważnie spotkanie, na którym klepiąc się po plecach świętowali ich kolejny sukces.

Widząc jak bardzo spocona jest policja postanowiłem wezwać prawnika, który już po 30minutach znajdował się ze mną w sali.
Nie mogłem wyjść z podziwu ze Kui nigdy nie wpadł przez co cały czas posiadał legalną licencje.


- Po prostu przyznaj się ze go zabiłeś - praktycznie wykrzyczał przesłuchujący mnie policjant. Widziałem jak bardzo jest zdesperowany i wyczerpany sytuacją w jakiej się znajdował.

Nie dziwiłem mu się, wiedziałem ze przesłuchiwanie mnie nie jest ani najłatwiejszym, ani najprzyjemniejszym zadaniem. Ja jednak w najmniejszym stopniu nie zamierzałem mu tego ułatwiać i bez większego wysiłku odbijałem piłeczkę odpowiadając na jego pytania.


-nie przyznam się do czegoś czego nie zarobiłem —
z satysfakcją obserwowałem złość i frustracje wymalowaną na jego twarzy

- wiemy ze ty go zabiłeś, miałeś przecież motyw, zabił ci ojca, chciałeś zemsty prawda? - szczerze powiedziawszy bawił mnie sposób w jaki próbował na mnie wpłynąć powołując się do moich emocji.

Szkoda tylko ze nie wiedział ze ja ich nie posiadam.

-byłem na niego zły to fakt - powstrzymywałem śmiech, gdy zobaczyłem zwycięski uśmiech na ustach policjanta - ale nawet bym nie pomyślał, żeby upaść tak nisko i brudzić sobie ręce krwią tego człowieka - kontynuowałem na co policjant westchnął głęboko wychodząc z pomieszczenia trzaskając przy tym drzwiami.

Następnie do sali weszło kilka policjantów, skuli mnie i zaprowadzili do celi, gdzie spędziłem kolejne kilka godzin.
Po tym czasie przyszedł policjant, który mnie przesłuchiwał i poinformował mnie ze przesłuchanie będzie kontynuowane następnego dnia a ja do tego czasu jestem zatrzymany.

Chwile po tym jak policjant opuścił pomieszczenie z celami drzwi ponowienie się otworzyły a ja zobaczyłem w nich Montanhe.

- Mamy mało czasu - zaczął, rozglądając cię po pomieszczeniu, aby upewnić się ze że nikt nas nie słyszy - obiecałem, że coś wymyśle i wymyśliłem. Jest 2 w nocy wiec jest tu tylko kilka osób z czego większość była mi winna jakąś przysługę. Kamery i alarmy są wyłączone, zaraz cię odkuje i wypuszczę. - w jego głosie słyszałem nutkę niepewności, którą bezskutecznie próbował zdusić
-Teraz ty musisz mi coś obiecać - kontynuował otwierając duże drzwi zrobione z metalowej kraty - obiecaj, że już nigdy nie będziesz patrzył na świat przez metalowe kraty

obiecaj, że już nigdy nie będziesz patrzył na świat przez metalowe kraty

-Nie mogę ci niczego obiecać - odpowiedziałem po czym biegiem skierowałem się do tylnego wyjścia z komendy.

Zostawiłem za sobą chłopaka, który był w stanie poświecić swoją posadę w policji, aby mnie ratować. Chłopaka, który był gotowy poświecić wszystko co miał, a może i nawet swoje życie żebym mógł uciec z bagna, w które wpadłem z własnej woli.

-.-.-.-.-.-.-.-.

Hejka, jak się dziś czujecie? Wszystko git?

A no i miłego weekendu, odpocznijcie, bo od poniedziałku szkoła ://

Morwin / Przez metalowe kratyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz