Rozdział I 4 I Bard w potrzebie

24 4 2
                                    

Florence była przygotowana na najgorsze. Spodziewała się, że chłopak wywlecze na świtało dzienne o wiele gorsze sekrety. Jej aktualny problem zupełnie wyleciał jej z głowy w kontekście tej rozmowy. Choć to co przed chwilą powiedział Laozis było najprawdziwszą prawdą, kobiecie spadł kamień z serca. Tak - utknęła w swojej przybranej postaci, a sposobu by wrócić do postaci prawdziwej czyli smoczej, nie widział nikt, nawet Corie, ale skrywała przecież o wiele gorsze sekrety.

Dlatego właśnie roześmiała się gdy tylko usłyszała jego odpowiedź. Ulga jaką poczuła wprawiła ją w tak świetny nastrój, że na jej twarzy po raz pierwszy od dawna, zagościł uśmiech.

– Zatem śmiało, możesz tam iść i powiedzieć wszystkim – machnęła lekceważąco ręką w stronę twierdzy. – Nie przeszkadza mi to.

Nie tego się spodziewał. Nie mógł uwierzyć, że jego as z rękawa nie zadziałał. Zupełnie odjęło mu mowę. Z drugiej strony, czego mógł się spodziewać po takiej osobie, jaką była Florence? Że da się zaszantażować? Powoli kończyły mu się wyjścia.

– Skąd w ogóle o tym  wiesz? – zapytała, po czym szybko kontynuowała. – Nie, nie mów. Na pewno podsłuchałeś, prawda? – cały czas mówiła z uśmiechem na ustach, a w jej głosie pobrzmiewało rozbawienie. Patrząc na jej twarz, widział już że ona nie da się tak łatwo podpuścić.

Laozis był w tamtym momencie tak rozgoryczony, że mógł tylko jęknąć z zawodu. Nie zrobił tego jednak. Starannie rozważał swoje możliwości. Mierzył kobietę przenikliwym spojrzeniem.

– Dobra, rozumiem nie chce pani ucznia – powiedział w końcu starannie wyważonym "zrezygnowanym głosem". – ale i tak idę w tą samą stronę. Możemy razem podróżować do stolicy.

– Nie poddajesz się co? W sumie nic mi nie szkodzi, żeby cię tam zabrać. Zastanawia mnie tylko dlaczego tak bardzo nie chcesz wracać do Smoczego Pazura? Czyżbyś coś zmajstrował i bał się konsekwencji?

– Nie! Absolutnie nie! Ale zdarzyło się kilka rzeczy i cóż... nie chcę tam wracać. Miałem nadzieję, że zostanę pani uczniem, ale jeśli nie mogę to spróbuję zacząć nowe życie w stolicy...

Gdy mu się przyglądała, powoli w jej umyśle otworzyły się drzwi. Przecież ten chłopiec ponad miesiąc temu pochował swoją matkę. Jak mogła o tym zapomnieć? Czy to w ogóle o to chodziło? Czyżby mury twierdzy zbyt przypominały mu o osobie którą tak bardzo kochał? Zrobiło jej się głupio, że była trochę szorstka.

– Rozumiem, nie chcesz mówić. Chodź, pora rozbić obóz. Jutro rano wyruszmy w stronę stolicy.

***

Dzień zapowiadał się na wyjątkowo deszczowy. Laozis cały poranek wysłuchiwał narzekań Florence na temat deszczu i jego następstw - niemożności zjedzenia ciepłego posiłku i mokrych ubrań. Sam też nie był zbyt zadowolony z tego faktu, ale i tak miał świetny humor. W końcu, jakimś cudem, będą razem podróżować! Może i tylko do stolicy, ale przecież jego plan C zakładał coś jeszcze... Wszystko szło mniej więcej po jego myśli.

Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że kobieta jest tak rozgadana. Wrażenie jakie po sobie pozostawiła przez te wszystkie lata gdy ją obserwował było zgoła inne. Zawsze milcząca, stroniąca od nawiązywania i podtrzymywania znajomości. Nigdy nie przychodziła wieczorem do sali jadalnej by porozmawiać i posłuchać opowieści. Mimo to bezustannie dbała o to żeby w twierdzy dobrze się żyło. Zajmowała się wszystkim czym się dało. Sprzątała, naprawiała, gotowała, i zajmowała się rannymi w przychodni. Co dziwne, Laozis wielokrotnie widział jak przypalała posiłki, lub gdy różne rzeczy leciały jej z rąk. Nie wiedział dlaczego starała się być takim cichym pomocnikiem. Wiedział za to, że wszyscy w twierdzy doceniają jej prace. I on też ją doceniał.

Królewska KołysankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz