Rozdział I 11 I W proch się obrócisz

4 2 0
                                    

Florence pomyślała, że zna tą sylwetkę. Że już ją gdzieś widziała. Że właśnie stoi przed nią ktoś, kto jest za wszystko odpowiedzialny i że bardzo ciężko będzie o tym powiedzieć Glorii. Nie potrzebowała czytania w myślach żeby wiedzieć, że to ta sama osoba która stała za morderstwem i próbą  kolejnego, tym razem jej zabójstwa.

Nie zastanawiała się długo. Rękoma ustawiła przed sobą ścianę lodu, tak jak poprzednio kryjąc się za nią. W porę, bo kolejna strzała przebiła lód. Jej grot błyszczał złowieszczo w świetle księżyca. Przez półprzezroczystą ścianę widziała jak mężczyzna opuszcza łuk. Prędko podniosła z ziemi drewniany kij, którym wcześniej budziła Naję. W jej głowie biły się dwa wilki. Jeden kazał jej zaatakować, a drugi natychmiast uciekać i powiadomić Glorię. Spojrzała na swoje ręce. Były już całe czerwone od zimna.

– Florence, jak się czujesz z tym, że tutaj zginiesz? – zapytał mężczyzna. Ponownie naciągnął łuk i zaczął zmierzać w jej kierunku.

Kobieta szybko podjęła decyzję. Wycofała się, prawie całkowicie znikając w cieniu budynku. Przemknęła za jego róg i przylgnęła do ściany, powoli przesuwając się do frontu. Wiedziała, że jest to budynek w którym stacjonuje straż i najbliższe źródło pomocy. 

– Możesz się kryć, ale nic ci to nie da – usłyszała, gdy jednym ciosem zniszczył jej lodową konstrukcję. 

– Słyszę twoje kroki, Florence – ostrzegł ją. Kobieta jednak nie zatrzymywała się, wręcz przeciwnie. Przyśpieszyła, by po chwili znaleźć się przy ganku z przodu budynku. Jak najciszej wsunęła się między poziomymi barierkami i przykucnęła za wielką ławą. Od drzwi dzieliło ją kilka metrów. Mimo to zastygła w bezruchu. Kiedy się nie ruszała, Dar ukrywania się w cieniach działał najlepiej.

Zobaczyła go, jak przekrada się z zabójczą precyzją obok budynku. Był o wiele bliżej niż jej się to wydawało. Futro, które nosił na ramieniu otarło się o barierki blisko niej, kiedy wychylił się żeby zlokalizować Florence. Nie mógł jednak jej dojrzeć, dlatego ruszył dalej.

Florence nie spodziewała się, że to wujek Glorii mógłby być tym złym. Wychodziło na to, że zabił swojego brata, a teraz chciał zabić również jego córkę i wszelkich świadków. Kobieta znienawidziła go w jednej sekundzie. Był nikczemny i zbyt pewny swego. Zupełnie jak ktoś kogo bardzo dobrze znała.

Gdy się oddalił podniosła się powoli i na palcach podeszła do drzwi. Skrzypnęły cicho, aż prawie się obróciła, ale ostatecznie szybko wbiegła do środka. Pod ścianą przysypiał zaledwie jeden strażnik. To był ten sam, który tak niemiło powitał ich pierwszego dnia.

– Hej, obudź się – potrząsnęła nim, a ten aż podskoczył. Włócznia wypadła mu z rąk i potoczyła się po podłodze.

– Co ty tu robisz? – zapytał wstając i zajmując zaalarmowaną pozycję.

– Musisz mi w czymś pomóc. Jak ci na imię?

– Owen – wymamrotał, spoglądając niezadowolony na swoją broń, po którą nie mógł sięgnąć, bo znajdowała się za Florence. 

– Owen, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Musisz zmobilizować waszych strażników. Część z nich musi natychmiast udać się za budynek i uratować Chestera. Wasz więzień, Naja, również jest ranny. Oboje zostali zatruci.

– Co to im zrobiłaś?!

– Reszta musi natychmiast udać się do gabinetu Glorii. Rozumiesz? Natychmiast. 

– Dlaczego mam wykonywać twoje polecenia? – dopytał niezadowolony. Miał coraz bardziej kwaśną minę.

– Bo jeśli tego nie zrobisz to potem będziesz żałował, że dałeś zginąć nie jednej, a kilku osobom w tym Glorii. No dalej, rusz się! – powiedziała szybko i nogą przeturlała włócznię w jego stronę. Owen podniósł ją i spojrzał tępo na Florence. – Liczę na ciebie – dodała po czym wyszła z budynku.

Królewska KołysankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz