Rozdział I 7 I Mefist

14 3 2
                                    

– Skup się! - warknęła Corie.

Dziesięcioletnia Florence przełknęła ślinę i z trudem powstrzymała łzy. Nie rozumiała dlaczego Corie zmuszała ją by opanowała Dar lodu. Nie znosiła go, bezustannie odmrażała sobie tylko ręce, lub inne części ciała. A jej mentorka ciągle naciskała na nią i wymagała więcej i więcej. Czuła, że jeśli tak dalej pójdzie to skończy jako sopel lodu na dnie pobliskiego jeziora.

– Jeśli się bardziej nie przyłożysz, to nigdy ci to nie wyjdzie – powiedziała zjadliwym tonem. – Nie dasz sobie rady z niczym jeśli nie potrafisz zamrozić głupiej szklanki wody.

Flo ponownie wyciągnęła przed siebie rękę, przygotowując się na ból który nadejdzie. Czuła jak gromadzą jej w się w oczach łzy. Nie chciała tego dłużej robić, miała już dość. Przecież to się nigdy nie uda. Ile już to trenowała? Rok, dwa lata? Postępy były niewielkie, w przeciwieństwie do irytacji Corie, która była wprost przepotężna.

Skupiła się na wodzie w szklance, próbując rozgryźć jej strukturę. Sięgnęła w głąb siebie, próbując połączyć swój lód z wodą. Nienawidziła tej mocy, również dlatego. W przeciwieństwie do Daru Cienia, jaki posiadała, Dar Lodu wymagał o wiele więcej skupienia i poświęcenia. Poruszać się w cieniach potrafiła jeszcze za życia rodziców... Z jej dłoni wystrzelił biały obłok, a Florence krzyknęła z bólu i skuliła się trzymając rękę przy sobie. Pociągnęła nosem czuła, że zaraz się rozpłacze. Dłoń była całkiem czerwona jakby trzymała ją na śniegu przez dłuższy czas.

– Chodźże dziewczyno – Corie chwyciła ją za kołnierz i pociągnęła mocno. Była wściekła. Zaciągnęła ją do samych piwnic i otworzyła ciężkie żelazne drzwi, po czym wrzuciła ją do środka. Florence upadła, ale natychmiast podniosła się i podbiegła do Corie. – Siedź tu – powiedziała odtrącając ją. Dziewczynka stanęła w miejscu. – Nie rób takiej miny, przypominasz zbitego psa. Od teraz będziesz tutaj mieszkać.

– Dlaczego? – spytała smutno, zupełnie nie rozumiejąc co się właśnie działo.

– Może tutaj przyzwyczaisz się do zimna. Straciłam do ciebie cierpliwość, dziewczyno. Zastanów się nad swoim zachowaniem i przyjdź do mnie gdy będzie gotowa kontynuować nasz trening. I nie płacz, bo nie ma nad czym.

Wyszła zamykając drzwi. Z ust Florence wyleciał obłoczek pary. Rzeczywiście czuła się jak zbity pies.

***

Laozis niepewnym krokiem szedł korytarzem kwatery głównej Krwawej Rdzy. Nie wiedział czy wolno mu było tak chodzić, ale do tej pory żaden strażnik go nie zatrzymał. Florence kazała mu iść obadać sytuację, po tym jak usilnie błagał ją by pomogli Naji. Powiedziała, że dobrze będzie zakręcić się wokół Glorii i to zadanie przypadło jemu z racji podobnego wieku. Lao zgodził się choć nadal był wściekły za to, że nazwała go czternastolatkiem. Może rzeczywiście wyglądał młodo, ale przecież powinna wiedzieć, że ma więcej lat! Mieszkali pod tym samym dachem, uwaga, od blisko dwudziestu lat! Tak, właśnie tyle miał, a nie czternaście, litości. Dobrze, nigdy wcześniej nie rozmawiali, ale wypadałoby niektóre rzeczy wiedzieć. On wiedział o Florence całkiem sporo. W końcu była nie tylko dostojnym smokiem, ale także córką samej dowódczyni.

Tak czy inaczej, wyglądał młodo, więc mógł wzbudzić zaufanie Glorii, w każdym razie większe niż budziła w niej Florence. Zastanawiał się o co ją zapyta gdy ją spotka. W końcu dziś rano umarł jej ojciec. Nie wyobrażał sobie zacząć nagle wesołej pogawędki. Myślami wrócił do śmierci własnej matki. Co chciał wtedy usłyszeć? Poczuł jak coś ściska go w gardle. Była taką dobrą kobietą... Nie zasługiwała by umrzeć. Niestety musiała zachorować, na nieuleczalną chorobę. Lao zacisnął pieści. Zasługiwała by żyć kolejne sto lat, pomyślał z goryczą. Bez niej czuł się zostawiony na pastwę losu. Tęsknił.

Królewska KołysankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz