Rozdział I 14 I Dar

4 2 0
                                    

Ivy nie miała pojęcia ile spędziła skuta w kuchni. Mimo, że ze względu na Mykomare nie chciała, to i tak trochę się przespała, a za każdym razem gdy burczało jej w brzuchu grzybowa kobieta karmiła ją. To w sumie tak minęły kolejne dni. W zapomnienie odchodziło też niepokojące uczucie w dole brzucha. Kobieta czuła, że co ma być to będzie i nie może liczyć na żaden cud. Dużo za to rozmyślała. Głównie o Stelli i o tym jakim tchórzem się okazała, ale także o tym ile to potrwa zanim ktoś się zorientuje, że została porwana. Myśl o tym, że może już nigdy nie zobaczyć domu napawała ją... spokojem. 

W międzyczasie drzwi kuchni od czasu do czasu się otwierały, ale żaden z piratów nie słuchał słów Ivy, jakiekolwiek by nie były. Tym razem miało być jednak inaczej, ponieważ na horyzoncie pojawiła się znajoma twarz, pierwszy raz odkąd została tutaj zamknięta. Drzwi otworzyły się po raz pierwszy tego dnia, a jasne słoneczne promienie wpadły do środka.

Poznała te wypłowiałe włosy i muskularną sylwetkę od razu. Eddie, bo tak miał na imię ten opalony mężczyzna nadal chodził bez butów i nadal wyglądał tak samo beztrosko jak za pierwszym razem, gdy wciągał ją na statek. Przeszedł przez pokój nie zaszczycając Ivy jednym spojrzeniem.

– Jak tam? Wszystko w porządku? – zapytał nonszalancko, wygrzebując coś z szafki obok. Kobieta jedynie prychnęła.

– Możecie mnie rozwiązać? I tak nie dam wam przecież rady, a kończyny mi całkiem zdrętwiały.

– Nie mówiłem do ciebie księżniczko, tylko do Mykomare więc się przymknij – odparł jej niemiło w końcu na nią patrząc. Jak na robaka. Kobieta na te słowa otworzyła usta w geście niemego oburzenia.

– Eddie, jak to tak niemiło! Ivy jest naszym gościem i powinniśmy ją traktować jak gościa – padło z ust Mykomare. W czasie tych kilku dni zdążyła się już przyzwyczaić, że grzybowa kobieta niemal każde zdanie wyśpiewywała, jednak usłyszenie swojego imienia, przyprawiło ją o ciarki.

– Miło, nie miło. To więzień, a nie gość – odparł znudzony.

– Słuchaj no. Mam coś co by wam się bardzo przydało, ale nikt nie daje mi dojść do słowa! – wtrąciła Ivy.

– A cóż takiego? – zaśmiał się. Jego lekceważąca postawa coraz bardziej denerwowała Ivy. – Nie próbujesz mnie czasem oszukać?

– Posiadam Dar leczenia! Wiedzielibyście o tym o wiele wcześniej gdybyście mnie posłuchali! - wypluła w końcu z siebie. Miała ogromną ochotę stąd wyjść, znowu poczuć na skórze wiatr i słońce, a przy okazji przestań żywić się grzybami. Dlatego modliła się do bóstwa żeby pirat jej uwierzył. Eddie wyprostował się i spojrzał na nią z uwagą.

– Naprawdę? – jego głos momentalnie spoważniał.

– Oczywiście, że tak!

– I na serio nie kręcisz, tylko po to, żeby stąd uciec? To zbyt duży zbieg okoliczności, wiesz? My mamy epidemię a ty Dar leczenia? – znowu dopytał. Wyraźnie nie mógł uwierzyć.

– Jak mam stąd uciec? Jesteśmy na środku morza! – odparła, jedynie na pierwszą część jego zdania. Sama nie mogła uwierzyć w ten zbieg okoliczności.

– Nie do końca... Dobiliśmy już do wysp kilka dni temu – jedna z jego brwi powędrowała do góry, a głos stał się znowu lekceważący. – Myślałem, że zauważyłaś.

– A ja myślałam, że piraci nie dobijają do brzegu na tak długo – prychnęła. Tak naprawdę chciała natychmiast się podnieść i wyjrzeć przez okienko, ale nogi jej zdrętwiały. Nie chciała też żeby Eddie pomyślał, że podnosi się by go zaatakować lub uciec. Wszelkie gwałtowne ruchy nie były wskazane. Nie chciała, żeby zrobił jej krzywdę, więc pozostała na swoim miejscu.

Królewska KołysankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz