Powoli wstał z łóżka.
Nie mógł sobie przypomnieć co się wczoraj stało.
Złapał się za głowę, poczuł ten piękny zapach.
– Co się... – spojrzał wokół siebie. Wszędzie porozrzucane lalki i misie. Nagle coś małego w masce dzika przebiegło mu pod nogami.
Poczuł, że coś uciska go w klatce piersiowej.
Nagle otworzył oczy. Był na misji. Zauważył zbliżającego się demona. Musiało mu się na chwilę zemdleć.
– Więc jednak jeszcze żyjesz, człowieku. – odezwała się wysoka kreatura.
Postawą przypominała mężczyznę, a delikatnymi ruchami i sylwetka ciała – kobietę. Długie włosy sięgały aż do ziemi. Ciągnęła za sobą długą białą szatę, bardzo podobną do tych greckich.
Jej białe oczy przeszywały go na wskroś i wierciły dziurę do samego serca, czyli tam gdzie znajdowały się wszystkie jego pragnienia i małe rzeczy, które kochał.
– Więc nazywa się Y/N? Serio? I dałeś jej kwiaty z korzeniami. Phi. Mężczyźni na prawdę są debilami. – powiedziała stwarzając pomiędzy nimi wielką przepaść. Kreatura zdawała się mieć problem z przedstawicielami płci męskiej, pałała do nich widoczną nienawiścią.
– Co tam gadasz? – zapytał się wracając myślami do teraźniejszości.
– Wiem, że ją kochasz.
– Kogo?
– Y/N. Nie rżnij głupa. Nie jesteś prezydentem.
– Kim?
– Ty serio jesteś jak każdy inny! – powiedziała z wyraźnym jadem w głosie i żyłką malującą się na jej czole.
Inosuke przez chwilę stał myśląc nad czymś, po czym rzucił się na demona bez zawahania.
– Skąd ty to niby wiesz, głupia babo?! – w okolicy rozległ się dźwięk czterech ostrz zderzających się ze sobą z wielką prędkością. – I skąd niby masz takie ostrza?
– Jedna z moich sztuczek, tak samo jak przenikanie do ludzkich pragnień i miłostek... – powiedziałam z wrednym usmieszkiem malującym się na jej białej skórze.
Inosuke zaczął się już domyślać skąd wie o jego zainteresowaniu Y/N.
Nie miał pojęcia, że istota obserwowała go nawet, kiedy żegnał się z Y/N przed bramą Posiadłości Motyla. Śledziła go całą drogę tutaj, była bardzo ciekawa tej głupiej istoty, ale nie mogła tego przed sobą przyznać. Nigdy nie ukrywała się ze swoją nienawiścią do przeciwnej płci. Zawsze chciała zniszczyć ich wszystkich, tych co sieją skaże i rządzą głupio na tym świecie.
Jej nienawiść wzrosła kiedy skończyła w zaaranżowanym małżeństwie z jednym z nich. Właśnie przez niego stała się tym, czym jest teraz. To właśnie przez nich.
Walka była równa, demonica nie miała już więcej sztuczek w rękawie. Jej obrona i defensywa powoli stawały się coraz gorsze. Nie mogła sprecyzować swoich ruchów przez powoli zaślepiający ją gniew.
Nagle poczuli coś ciepłego. Pierwsze promienie porannego słońca zaczęły powoli przebijać się przez gałęzie drzew.
Las powoli powracał do życia. Ptaki się budziły. Demonica szybko rzuciła się do ucieczki przed śmiertelnym wrogiem każdego demona. Inosuke ruszył za nią, jednak nie zdążył jej dogonić.
Zmęczony i wyczerpany padł na ziemię i zasnął.
Po kilkunastu godzinach w końcu się obudził i zobaczył przed sobą coś białego.
– Nie żyje? – zapytał sam siebie lekko zdezorientowany.
– Żyjesz żyjesz, głuptasku. – odpowiedział mu znajomy głos z głębi pokoju. Niezbyt wysoka postać odłożyła książkę o trujących roślinach na regał i podeszła do łóżka.
– Nieźle ci poszło, Inosuke. – powiedział/a Y/N głaskając chłopaka po czole.
Nie wiedział co się dzieje w tamtej chwili. Jego serce zaczęło szybciej bić, słyszał krew dudniącą w jego uszach, zupełnie jakby był pod wpływem jakiejś klątwy.
– Wyglądasz jakbyś się znowu we mnie zakochał. – zaśmiała się jego ukochana osoba.
– Mogło tak się stać. – powiedział łapiąc swojego człowieka za rękę.
———
Jak wam się podoba ten rozdział.Muszę wam powiedzieć, że bardzo chce poznać opinie na temat Ro, czyli demona, który jest w tej części.
Chcecie więcej rozdziałów z nią? ––>
CZYTASZ
Inosuke Hashibira x reader
FanfictionKochasz DZIKIEGO DZIKA, więc pewnie dlatego to czytasz.