[4] Ogród

92 6 2
                                    

.---Trzecioosobowa POV---.

Nastepnego dnia niebo również było bezchmurne , świeciło słońce - no cóż , był lipiec. Typowa jak na tą porę pogoda.
Wiał tylko lekki wiatr , dodając orzeźwienia.

Dwie zakonnice wyszły z głównego budynku i skierowały się ścieszką do ogrodu tuż obok.
Obie gawędziły wesoło , uśmiechając się.
Tak idąc , nagle usłyszały jakiś szelest w pobliskich krzakach. Zatrzymały się. Sarvente spojrzała na Katelyn , a ona i również na Sarvente. Jedna z nich musiała iść to sprawdzić , lub po prostu mogły to zignorować.

Ta lekkoniebiesko włosa zaproponowała tą drugą możliwą opcję , jednak już za późno - bo jej towarzyszka już ruszyła się z miejsca i zaczęła iść w stronę krzaków , z których najwyraźniej coś było. "Możliwie jakieś zwierze" - pomyślała. Oj jak się obecnie myliła..
Z każdym krokiem bliżej , szelest był głośniejszy. Nieoczekiwanie , ni stąd , ni zowąd , coś na nią wyskoczyło , przewalając ją na ziemię. Katelyn zmroziło. Usłyszła tylko krzyk Sarvente , zanim to coś na nią skoczyło.

Była ona wytraszona , a jestem pewna , że to słowo w pełni nie opisze jej strachu. Im dłużej istota leżała na niej , tym bardziej miała okazję się jej przyjrzeć. Był to człowiek , bynajmniej to wywnioskowała z obecnej obserwacji. Nie była pewna czy ma rację , ale no cóż. Uspokoiła się od środka , przecież nic złego nie zrobiła , aby zostać zabitą. Myślała , że to po prostu przypadek.

Raptem postać przyłożyła mały sztylet to jej szyi , bardziej do jej kołnieża.

??? : Jeden ruch , a utnę Ci tą śliczną twarzyczkę. - usłyszała tylko.

Te słowa tylko znów przywróciły w jej spojrzeniu strach , niezapokojenie.
Po paru chwilach , nieznajomy zauwawszy sytuację , poczuł poczucie winy. Sam nie wie dlaczego. Odchylił narzędzie od jej szyi mówiąc "Spokojnie , tylko żartowałem."
Oceniając skalę tego żartu , to podejrzewam , że każdy rozsądny człowiek pewnie wybrałby 0/10.

Kontynuując , zszedł z niej ostrożnie , podając jej rękę. Tymczasem druga zakonnica już uciekła.
Przyjęła jego pomoc. Wstała.



.---Sarvente POV---.

Kim on w ogóle jest?! Bałam się strasznie , bardziej z tego powodu , że miał ostre narzędzie nadal w ręku. Po chwili je schował.
Był to mężczyzna wyższy ode mnie , ubrany w szarawo-niebieską kurtkę z futrem , uszankę na głowie z dziwnym wzrorem. Spodnie były koloru ciemnego granatu , podobnie jak buty. Na oku miał przepaskę. Wydawała mi się znajoma...lub po prostu mi się to tylko zdaje?
Od jakiegoś czasu coś mi chodziło po głowie. Jakaś myśl , o której miałam pamiętać , lecz nie mogę sobie przypomnieć. Nieważne jak bardzo próbuje.
Wracając do obecnej sytuacji , na ścieżce do ogrodu , do którego ja i Katelyn zmierzałyśmy , stałam tylko ja i ten nieznajomy...
Postanowiłam przetrwać ciszę , pomimo , że nadal miałam obawy co do niego.

Sarvente : Jestem Sarvente , w skrócie Sarv! - zaczęła nieśmiało - A ty?
??? : Ruv. - odrzekł chłodno.

Podałam mu rękę na przywitanie. Jednak ten tylko spojrzał na mnie zdzwiony również dając swoją.

Sarvente : Miło Cię poznać , w takim razie! - puszczając uścisk podrapałam się po tyle mojej szyi.

Po chwili znów nastała nieprzyjemna cisza.
Chwię się zastanowiłam. Hmm.. Sięgłam po jego rękę i pobiegłam przed siebie , przez dalszą część ścieżki , aż dotarliśmy do ogrodu , do którego miałam dojść z Katelyn.

Ruv : Po co tu jesteśmy?
Sarvente : Aby się odprężyć!

Ten znów na mnie spojrzał. Usiałam na jednej z ławek. Ruv po chwili zrobił to samo.

Ruv : Więc co zamierzamy niby robić? Nie ma tu nic ciekawego. - rzekł zdegustowany.
Sarvente : Jak to "nic"?!?!? Natura jest bardzo ciekawa! - prawie że krzykłam oburzona.
Ruv tylko przewrócił oczami.

Po chwili przybiegła Katelyn z patelnią gotowa aby przywalić nią w niego od tyłu. Szybko się podniosłam i zatrzyłam ją.

Sarvente : Spokojnie-
Katelyn : BRONISZ KOGOŚ KTO BY CIĘ PRAWIE ZABIŁ?!-

Westchnęłam.

Sarvente : Po prostu się uspokuj. Przemocą nic nie rozwiażesz.
Ruv : Huh?
Sarvente : Wszystko ok , Ruv? Nie jesteś ranny?
Ruv : ... Nie.

Po tym i Katelyn usiadła z nami na ławce. Pomimo , że odłożyła patelnię na miejsce , usiadła po mojej stronie trochę z obawą.

Sarvente : Nie martw się! On jest bezpie-
Katelyn : Nawet gdyby , ja mu jeszcze nie wierzę.

Nieoczekiwanie , przyszła do nas kolejna z sióstr.

??? : Katelyn , ktoś Cię woła. - po tych słowach odeszła. Katelyn pożegnawszy się również. Więc zostaliśmy sami.

.---Ruv POV---.

Tak siedząc na ławce koło osoby , którą ledwo poznałem , rozmyślałem. Miałem pamiętać , kto mi dał tą wstążkę ... jednak ja tego nie wykonałem. Przez te wszystkie lata za dużo uciekałem.
Choć jedyne co pamiętam , że ona powiedziała , że rozpoznam ją po małych rogach na głowie.
Mam uczucie jakby ta dziewczyna to była ona , ale ona nie ma tych rogów...

Sarv tylko spoglądała jak jej koleżanka się z nami pożegnała i poszła.
Zostaliśmy sami sobie pozostawieni.

Było to trochę dla mnie niekomfortowe...

Spojrzałem na nią. Nagle i ona na mnie. Odwróciłem wzrok. Nie chciałem patrzeć jej w oczy.

Co się ze mną dzieje? Jest ona pierwszą osobą , którą nie zabiłem... Lub to jakieś przeznaczenie? Choć naprawdę wątpię temu. Możliwe , że to po prostu przypadek.

Sarvente : Wszystko ok , Ruv? - spytała dziś już po raz drugi.

Czemu ona się o mnie tak troszczy?

Ruv : Ta , tak w ogóle która godzina?
Ta spojrzała w stronę wierzy kościoła na zegar. Po chwili odpowiedziała.
Sarvente : 11 a czemu pytasz?

Spędziłem tu za dużo czasu - tak lucacy z zegarkiem , z 10 minit. Musiałem zmienić miejscówkę , zanim policja mnie znajdzie.

Ruv : Muszę już iść. - spojrzała się na mnie usłyszawszy te słowa.
Sarvente : Hm... mam pomysł! Szukasz coś podobnego do noclegu? Lub się mylę?

Trochę mnie to zaskoczyło. Skąd o tym wiedziała? Może po prostu intuicja.

Ruv : Uh tak?
Sarvente : W naszym kościele mamy swoje pokoje i kilka jest wolnych! Mógłbyś zwyczajnie wziaźć sobie jeden! A konsekwencje biorę na siebie , gdyby ktokolwiek miał jakieś "ale". - rzekła dumna.
Ruv : Jestem kimś , kogo co dopiero poznałaś i już oferujesz mi nocleg?
Sarvente : Każdy potrzebuje domu! Nawet "wypożyczonego"!

Na jej twarzy panował taki ciepły uśmiech.. Przypominiał jej uśmiech... A może tak tylko moja fantazja?

Sarvente : No to chodźmy! Wybierzesz sobie pokój! - chwyciła moją rękę i zabrała mnie do kościoła , który był tóż obok ogrodu , w którym byliśmy.

Kościół był różowy...

Niepowstrzymani - Sarv x Ruv FNF AU / PL Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz