[16] Różne skale problemu.

59 3 3
                                    

<Ruv's POV>
- Ile jeszcze będziemy tak się szwendać ... - wymamrotałem czując jak Carol ciągnie mnie sam już nie wiedziałem gdzie. Nogi prawie się same pode mną uginały ze zmęczenia.

- Zaraz skończymy , spokojnie , nie denerwuj się! - oznajmiła ze słyszalną radością w głosie , której ja chwilowo nie odczuwałem. Stety niestety, ale taka prawda.
Skierowałem wzrok ponownie na Whitty'ego idącego obok mnie, który nawet tego nie zauważył. Chyba. Lub już to zrobił , nie przyznając się do tego.
Chodzimy po galerii chyba już z cztery godziny , jak nie więcej  i wciąż nie widzę końca tego cholernego piekła. Byłem przekonany , że Sarvente zdążyła już wstać - było grubo po jedenastej jak nie dwunastej gdy wychodziliśmy , z resztą była rannym ptaszkiem - więc realne. Ale sam nie wiem. Było możliwie około piętnastej lub po niej a my nawet jeszcze nie byliśmy ani blisko końca lecz nadal od niego zbut dalejo. Po chwili coś chłodnego i innego uderzyło mnie w twarz - powietrze? I to z zewnątrz. Wyszliśmy? O Boże—

- Oj zmień minę , bo wyglądasz jak małe dziecko , które nie dostanie lizaka , bo matka mu nie kupiła. - dodała , lekką ironią gdy byliśmy już po za budynkiem - Poza tym sam później tylko nam podziękujesz , gdy to spotkanie wypali i wiesz...

- A nie mogę po prostu ubrać się normalnie- - mruknąłem , nie zbyt przekonany co do tego.
Tak , może i wyglądałem na takiego co ci nawet matke zabierze i zrobi czyny nielegalne , lecz mam sumienie w pewnym sensie. Nie było to może coś sympatycznego , ale lepiej niż ci mordercy co potrafią pozbawić cię wszystkiego, ale wciąż powiedzą , że nic nie żałują lub zasłużyłeś na to.

- NIE! - obaj jednocześnie przerwali mi w pół zdania , jakby zmówili się sekundę temu , krzycząc jednym chórem. Ich głosy brzmiały tak dobrze razem , tak w ogóle.

- Dobra już ... wystarczy. - westchnąłem mając choć ciupinkę nadziei , że przemierzanie tego wszystkiego czy zakładanie nie zajmie kolejnych kilku godzin. Machnąłem ręką dając im znać , że temat zamknięty.

Nie chciałem zamartwiać Sarvente , że nie wracam do domu po najpewniej sześciu , ośmiu godzinach bez znaku nawet życia. Nie lubiła tego , wiedziałem , więc trzymałem kciuki , żeby to się nie stało.

Po dłuższej chwili doszliśmy do jednej z ławek w pobliskim parku. Byłem wykończony , choć nie dawałem po mnie tego widać. Lata praktyki...

- Ktoś coś chce? W pobliżu jest kawiarnia. - Carol wyszła z propozycją niemal od razu jak Whitty przysiadł się obok mnie.

- Kawę , no nie? - szturchnął mnie w ramię, tak jakby miał mnie zaraz namówić do czegoś wbrew mojej woli.
Kiwnąłem mu głową, bo faktycznie kubek ciepłej , przede wszystkim świeżego kawowego napoju by mi się przydał.
Carol uśmiechała się lekko za nim machnęła nam , sygnalizując, że zaraz wróci , znikając nam z horyzontu. Widzieliśmy ją jeszcze przez chwilę jak przechodziła przez ulicę zanim weszła do budynku z jedzeniem i piciem.

- I jak oceniasz to , co kupiliśmy? - Whitty spytał się niemal natychmiast gdy czarnowłosa nie była w naszym zasięgu.

- Nie wiem... - zacząłem , próbując wymyślić coś sensownego na poczekaniu - Chyba są okej. Ale spędziliśmy na tym zbyt dużo czasu. - dodałem , opierając się o oparcie ławki. Czułem się zmęczony, ale myśl, że zaraz oboje dostaniemy kawy poprawiało mi trochę samopoczucie.
Przelatujące ptaki nad nami dodawały pozytywniej energii otoczeniu wraz z lekkim letnim wiatrem. Nie byłem może fanem tej pory roku , ale czasem lubiłem usiąść sobie w zacisznym miejscu i podumać.

- Haha , masz rację. - dodał, spoglądając w niebo. Nastała chwilowa cisza zanim kontynuował - Myślisz , że spodobasz się Sarv?

Spojrzałem na niego przez sekundę zdziwiony lub raczej zaskoczony tym pytaniem. Tak , znałem ją już trochę, bo przecież u niej przebywam. W zasadzie chwilowo pomieszkuję, ale to inny , niepotrzebny wątek. Rozważałem to , aby w końcu jej się przyznać o moich uczuciach , że napięcie między nami za każdym razem kiedy się mijamy jest "dziwne" , ale na Boga zapomniałem , że działa to też w drugą stronę.

Westchnąłem , spoglądając ponownie na niego.

- Mam nadzieję, że tak.

~~~

<Sarv's POV>
Otwierając oczy moją głowę przeszył pulsujący ból. Na chwilę zmrużyłam oczy. Gdy ponownie spojrzałam przed siebie , nie zobaczyłam nic innego niż pustkę. Byłam w jakimś pomieszczeniu. Gdzieś , gdzie nie znałam otoczenia lub nie wiedząc gdzie są opcjonalne formy obrony. Czułam jak moje serce zaczęło szybciej bić.
Rozejrzałam się dookoła szukając czegokolwiek lub kogokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Wiadome było , że to się nie stanie. Westchnęłam , próbując się uspokoić i to wszystko przemyśleć. Musiałam ochłonąć. Wiedziałam , że moje ręce były na pewno związane , szatan wie czym , ale było to niewygodne. Nogi jakimś cudem nie , lecz nie miałam nadzei , że zostanie to na dlugo. Trudno było mi przekłąć ślinę z powodu, bodajże chyba materiału, bo raczej niczego innego w moich ustach. Było zbyt ciemno , pomimo małego światełka nade mną. Nie wiem kim było to coś , co mnie tu przytargało. Z pewnością nie żywiłam do niego żadnej sympatii.

Nagły stukot kroków butów na jakimś obcasie wytrącił mnie z obecnych myśli. Nie potrafiłam dojrzeć dokładnie postaci kilka metrów przede mną z powodu tak małej ilości światła. Jedynie jedna mała żarówka święcąca tak licho rozświetlała to wszystko ale tak , że chyba ćma nawet by nie zauważyła. Zaczęło ono chwilowo migać dopóki nie byłam w stanie w końcu zobaczyć kto stoi przede mną. Za szatana nie kojarzyłam tego człowieka...? A był to w ogóle człowiek?
Jego białe włosy odbiły się z jasnym, oślepiającym blaskiem , jednak tak lekkim , że niezauważalnym dla oczu. Podszedł do mnie , podnosząc moją brodę do góry swoją ręką.

- Powinienem Ci mówić "dzień dobry" czy "spoczywaj w wiecznym spokoju"? - odezwał się patrząc mi w oczy. Czułam dosłowne wiercenie jego wzroku w moich oczach. Odwróciłam wzrok jak najprędzej mogłam. Jego błękitno-szare oczy pozostały skierowane na mnie.
Zaśmiał się puszczając moją twarz, pozwalając jej opaść do stanu w jakim była wcześniej. Po chwili ciszy ponownie się odezwał.

- Nie jesteś tutaj bez powodu. - dodał , okrążając mnie , na końcu jego ręce lądując na moich ramionac stojąc za mną. - A raczej powinnaś wiedzieć dlaczego.

Patrzyłam bezmyślnie w podłogę , zastanawiając się co tu w ogóle robię. Nie znałam go , nigdy nie widziałam go na oczy. Tego miejsca tym bardziej. Lecz zapach wydawał mi się dziwnie znajomy. Właśnie tak , jakbym kiedyś już miała z nim styczność. Ale gdzie? Kiedy?

- Nie wiem. - zdołałam wymamrotać przez materiał w moich ustach na tyle głośno , aby usłyszał. Suchość w ustach stawała się coraz bardziej nieznośna.

- Maleńka przestań grać jakbyś nie domyślała się , że nie wiemy czym jesteś. - odrzekł , jego ton stając się bardziej stanowczy. Uścisk jego palców na moim ciele wzmocniał. Przestawało mi się to podobać z każdą nadchodzącą chwilą. A czas w takich momentach zawsze ciągnie się najdłużej.

Milczałam , wiedząc, że i tak każde wypowiedziane przez ze mnie słowo będzie nie zrozumiałe lub możliwie przekręcone. Spojrzał się na mnie jeszcze raz z góry zanim odszedł aby stanąć przede mną.

- Wszyscy tu wiemy , że nigdy nie byłaś normalna. - powiedział zanim zniknął ponownie w ciemnościach otaczających mnie i jego.
Sama nie dowierzałam tego , co usłyszałam. Czyli o to mu chodziło od początku naszej krótkiej , na boskie szczęście , rozmowy? O to , że nie jestem stąd? Ale co w związku z tym? To wciąż pozostawało dla mnie nie jasne. Albo....o cholera. Tylko nie to...ja—

Mam tylko nadzieję , że z Ruv'em wszystko w porządku. Ostatnią rzeczą , która bym chciała to to , żeby widzieć go rannego lub co gorsze ... nie mam nawet siły tego wymówić.

Nawet w myślach.

Nie miałam pojęcia kim lub czym on był , ale nie zamierzałam grać na jego warunkach. Musiałam wymyślić plan ucieczki. Tylko dajcie mi chwilę...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 13 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Niepowstrzymani - Sarv x Ruv FNF AU / PL Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz