Autumn Evening

2K 99 130
                                    

PISAŁAM TO NA PC NA WERSJI ANGIELSKEJ, WIĘC JEŚLI BĘDZIE WIDOCZNE, ŻE COŚ JEST NIE TAK TO TRZEBA ZMIENIĆ NA WERSJĘ ANGIELSKĄ :(( 

(POV GEORGE)

W Londynie mieszkam od dzieciństwa. To właśnie tutaj mam swoich przyjaciół, dziewczynę i szkołę. Planowałem spędzić w tym miejscu całe swoje życie i dożyć spokojnej starości, a jeśli coś zmusiłoby mnie do opuszczenia tego pięknego, zatłoczonego miasta i tak starałbym się przyjeżdżać do niego jak najczęściej... Jednak moje idealne plany na przyszłość, wśród najlepszych przyjaciół i kochanej dziewczyny - Megan, zniszczyła moja rodzina, a tak właściwie ojciec.

Nigdy nie byliśmy jakoś bardzo zamożni. Właściwie, to pieniędzy starczało na wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, byliśmy najzwyczajniejszą angielską rodziną.



Brunet wracał ze szkoły w  ciepły, jesienny, piątkowy wieczór. Słońce grzało niemiłosiernie mimo zbliżającej się małymi krokami zimy. Lekcje skończył o 14, jednak chciał wykorzystać ten dzień  i spędził popołudnie wraz z znajomymi.

 Aktualnie szedł przez park wsłuchując się w śpiew ptaków. Pod jego nogami szumiały jaskrawe pomarańczowe, żółte czy też czerwone liście, których było dość sporo na ścieżce, którą wybrał. Można było usłyszeć śmiechy dzieci bawiących się wśród drzew w chowanego.

Chłopak przypominał sobie siebie z przed paru lat - szczęśliwy, zawsze szczerze uśmiechnięty chłopczyk o jasnobrązowych pięknych oczach, -dziecko które każda matka na placu zabaw chwaliła i uświadamiała jego matce jakiego wyjątkowego syna wychowała, Gogy -Teraz.. George.. osoba, która pomimo życia pełnego świetnych ludzi, którzy zawsze wspierali go, gdy tego potrzebował, był smutny. po prostu. Chociaż nie było to takie proste. 

Chłopak często uczęszczał do psychologa, przez którego czuł się jeszcze gorzej. Mimo świadomości, iż rozmowa może mu pomóc, obawiał się jej i to był kluczowy problem.

 Lekarzowi udało się ustalić na podstawie paru krótszych rozmów z brunetem, że ma najprawdopodobniej zaburzenia psychiczne. Matka Georga przejęła się tym, dokładnie tak jak jego siostra - Lily, A ojciec? Zaczął  traktować syna jak jakiegoś wyrzutka, gdy tylko miał okazję poniżał go. Zdarzały się również rękoczyny. Słowa, które zapadły mu w pamięci do dzisiaj, były wypowiedziane właśnie przez niego... "pfff.... problemy psychiczne, zaburzenia. Dziecko ty masz wszystko, czego jeszcze kurwa chcesz?!"  od tego momentu jego relacje z tatą zaczęły się walić. Chłopak znienawidził swojego ojca.



Przeszedłem ulicę, wchodząc na tereny zamieszkane. Po drodze myślałem nad weekendem. Z ciekawości sprawdziłem pogodę, miało być ciepło na co mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. W następnym tygodniu nie miałem zapowiedzianej żadnej kartkówki czy sprawdzianu. Ucieszyłem się na myśl spotkania ze znajomymi. Jednak moje myśli szybko skierowały się w inną stronę, gdy ujrzałem znany mi dom - mój dom.

 Stałem jeszcze przez chwilę przed furtką, wymyślając najgorsze scenariusze w głowie, bo nawet nie powiadomiłem rodziców o moim późniejszym przyjściu. Po minucie otrząsnąłem się z chwilowego transu, przeszedłem ogród i wchodząc na taras zauważyłem swojego kota. Wziąłem go na ręce i podchodząc do drzwi pociągnąłem za klamkę, wchodząc do środka. Odstawiłem zwierzę na podłogę i ściągnąłem buty oraz kurtkę.

Wszedłem do kuchni, która była połączona z jadalnią i pierwsze na co zwróciłem uwagę, to cała moja rodzina - ojciec, mama, Lily a nawet moja kochana babcia i dziadek, którzy mieszkali dosyć daleko od nas. Wszyscy siedzieli przy stole. Wszyscy jakby czymś podekscytowani a jednocześnie zmartwieni i zamyśleni, jednak słysząc odgłosy, które spowodowałem przychodząc, odwrócili się w moją stronę. 

- Gogy! Tak dawno cię nie widziałam! - odezwała się babcia, która mówiąc to podeszła do mnie i przytuliła. - Ale wyrosłeś - uśmiechnęła się.

Dziadek niestety ledwo chodził, więc jedynie odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się ciepło. Przywitałem się z nim a następnie z rodzicami i siostrą. Ojciec patrzył na mnie ostrym wzrokiem, który próbowałem uniknąć.

-Gdzie byłeś George? - odezwał się po chwili, pierwszy raz od dłuższego czasu normalnie mnie nazywając, pewnie przez obecność gości.

-Byłem z przyjaciółmi na dłuższym spacerze. - odparłem krótko. Normalnie zawsze byłem rozgadany względem większości osób i zaraz zacząłbym opowiadać z każdym najmniejszym szczegółem gdzie byliśmy, czy co robiliśmy, ale ojciec to był wyjątek. Jedyny wyjątek.

-Dobrze siadaj synu. Nie siedzimy tu bez przyczyny w końcu. - powiedział grzecznie i oschle jednocześnie.

Usiadłem na wolnym miejscu obok siostry. Ta od razu złapała mnie za rękę i lekko ją ścisnęła. Po takim zachowaniu wywnioskowałem, że musiało stać się coś niedobrego, bynajmniej niedobrego dla Lily lub mnie, ponieważ miny dziadków i rodziców były dość uśmiechnięte.

-Więc.. znalazłem lepszą pracę. - powiedział.

-To świetnie.- powiedziałem szczerze, z tyłu głowy obawiając się, że może być jakiś haczyk, pamiętając o zachowaniu tego bachorka siedzącego obok mnie.

-Tak. Problem w tym, że musielibyśmy się przeprowadzić na Florydę.. - nastała chwilowa cisza. 

-Jasne jest to, że musielibyście zmienić szkołę a do Londynu wracalibyśmy na święta i dłuższe wolne, ale też nie zawsze, bo loty nie kosztują groszy.- przerwał ciszę ojciec.

Dziadkowie, jak i mama spuścili głowy. Każdemu poza ojcem było przykro z zaistniałej sytuacji. w końcu mieszkali tu od urodzenia nie tylko ja, czy moja siostra ale i wcześniejsze pokolenia, -nasi pradziadkowie, ale świadomość, że można żyć jednak w lepszych warunkach niż są, zadecydowała o dalszych losach.

-George.. - odezwała się mama podnosząc głowę.

-Wiemy, że tobie jak i Lily będzie trudno.., ale podjęliśmy już decyzję..


"Wylatujemy we wtorek."

My drug? His smile. [PL, DNF] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz