Hospital

733 58 20
                                    

Karetka odjechała. Natomiast jeszcze przed tym, przyjechała policja.

Policjant podszedł do nas, chcąc zadać pytania. Zaczął od ojca. Ten oczywiście kłamał w żywe oczy, wypierając się, zadania danych obrażeń kobiecie.

Potem padło na siostrę, która opowiedziała wszystko zgodnie z prawdą, omijając część o broni.

Następnie przepytujący skierował się do mnie, zadając to samo pytanie co pozostałej dwójce.

Postanowiłem, że wykorzystam swoją umiejętność manipulatorską. Zacząłem się trząść, łapiąc rękawa bluzy blondyna i lekko się o niego opierając.

-Potwierdzam w stu procentach słowa siostry. - orzekłem, zacinając głos.

-Rozumiem, że jest pan bardzo roztrzęsiony a jeśli potwierdza pan jej wizję to nie będę wypytywać. - odezwał się współczująco i przeszedł do Clay'a, który także potwierdził wersję blondynki z dokładniejszymi szczegółami.

-Dobrze. Pan pójdzie z nami, jako podejrzany w sprawie pobicia. Z państwem się skontaktujemy w najbliższym czasie. - oznajmił, skuwając mężczyznę i zaciągając go do radiowozu.

-Nieźle manipulujesz. - lekko uśmiechnął się chłopak.

Cicho prychnąłem.

-Musimy się jakoś dostać do szpitala. - oświadczyłem z posępną już miną.

-Autobus mamy za 3 minuty. - rzekła blondynka, sprawdzając najprawdopodobniej rozkład na internecie.

-W takim razie biegniemy. - uśmiechnąłem się znacząco.

Wybiegliśmy jak poparzeni z domu. Nasza droga wyglądała niemniej dziwnie, ludzie się na nas patrzyli, lecz mnie to nie przejmowało, chciałem wiedzieć, tak jak i Lily, co z mamą.

Dobiegliśmy w idealnym momencie i wsiedliśmy do autobusu. Był tak samo zapełniony jak wcześniej, a nawet bardziej.

-Fuck. Więcej tych ludzi nie może być? - zapytałem ironicznie opierając się o wolny kant autobusu.

Blondynka złapała wolne miejsce, ponieważ jakaś pani miała akurat swój przystanek.

Clay oparł się o rączkę na górze, naprzeciwko mnie.

-15. Godzina, w której ludzie wracają z pracy. - wywrócił oczami.

Lekko westchnąłem, przytulając się do chłopaka.

-Wiesz co? Dziękuję za wszystko. Bez ciebie najpewniej leżałbym tam razem z mamą, cały poturbowany. - oznajmiłem szczerze, mocniej się go przytrzymując, ponieważ pojazd nagle zwolnił.

-Nie rozmawiajmy o tym w tej chwili Gogy. - położył swoją głowę na moich włosach, przytrzymując mnie jedną ręką a drugą trzymając się rączki.

-Cholera jasna, mówiłem ci już żebyś tak do mnie nie gadał. - zirytowałem się.

-Dobra cicho tam. - zaczął lekko głaskać moje plecy.

Przy Dream'ie zacząłem czuć się naprawdę swobodnie. Mimo, że wiedziałem, że zadaję się w tej chwili z przestępcą, czułem się bezpiecznie. Wiedziałem, że chłopak nie miał złych zamiarów, chyba. W końcu ratował mi tyłek, bynajmniej przed szkołą.

Staliśmy tak około 10 minut, gdy na tablicy nie wyświetliło naszego przystanku.

Wszyscy wysiedliśmy. Stacja znajdowała się tuż przy szpitalu. Dosyć szybko weszliśmy do budynku.

-Dzień dobry, szukamy Grace Davidson. Niedawno najprawdopodobniej ją tu przewieźli. - starałem się zachować spokój.

-Jeśli mogę wiedzieć, kim państwo są dla poszkodowanej? - odezwała się młoda dziewczyna za ladą.

My drug? His smile. [PL, DNF] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz