Florida

996 71 29
                                    


Był to pierwszy lot Lily i Georga w życiu. Zapomnieli o chwilowych problemach i stresie. Patrzyli się przez okno dobrą godzinę, obserwując jak coraz mocniej oddalają się od ziemi.

...

 Aktualnie, zostało im 2 godziny lotu. Rodzice odpłynęli w krainę Morfeusza, blondynka czytała jakąś książkę a brunet patrząc przez okno, - przy którym siedział najbliżej, rozmyślał nad nową szkołą, nie chodzi tu o sam budynek, tylko ludzi. Rodzina mówiła mu, że naoglądał się zbyt dużo filmów i boi się, że będą go gnębić, jednak był i jest to realny problem wielu ludzi - w tym i jego. W podstawówce był wyśmiewany, popychany i wyłudzano od niego pieniądze. Na pewno nie były to jego najprzyjemniejsze przeżycia.

W pewnym momencie, rozbrzmiał dobrze znany już wszystkim głos pilota.

-Lądujemy, proszę zachować wskazane czynności i nie panikować w razie turbulencji.

Każdy zapiął swój pas bezpieczeństwa a brunet wraz z siostrą obudzili rodziców, którzy cały czas spali. Po 10 minutach wyszli z samolotu, po czym do budynku podwiózł ich mały bus.

Po kolejnych 40 minutach czekania na swoje walizki, - których mili dość sporo,  wyszli z lotniska. Świeże, rześkie powietrze dotarło do ich nozdrzy. Klimat był tu kompletnie inny, niż w Londynie, tak samo jak czas. 5 godzin do tyłu. W Orlando - gdzie obecnie przebywali - była 8 rano.

Rodzina zastanawiała się nad zamówieniem taxi, lecz ten plan od razu odpadł, patrząc na to, że musieliby zamówić 2 auto pomocnicze. Wybrali autobus. Wiedzieli mniej więcej, w którą stronę się kierować i po sprawdzeniu rozkładu jazdy busów, oraz mapy na google, wsiedli do nadjeżdżającego akurat pojazdu.

Droga z przesiadkami zajęła im około półtorej godziny, ponieważ mieszkali na obrzeżach miasta. Rodzina lubiła mieszkać w Londynie, jednak uznali centrum Orlando za miejsce trochę bardziej niebezpieczne, a domy na wybrzeżach także były tańsze.

 Ich przystanek był przedostatnim na rozkładzie. Czwórka wysiadła z autobusu i ciągnąc za sobą walizki szła przed siebie. Tylko starsi wiedzieli, gdzie idą, za to rodzeństwo po prostu za nimi szło.

Po niedługim czasie zatrzymali się przed średniej wielkości domem. Piękna biała furtka na ciemno brązowych zawiasach, została pchnięta przez kobietę, która jako pierwsza weszła na ich nową posiadłość. Brunet wszedł jako ostatni, dokładnie zamykając ją za sobą.

Kręta, kamienna ścieżka prowadziła do małego zarośniętego bluszczem tarasu z ciemnego drewna. W ogródku rosły różnego rodzaju kwiaty i krzewy, jednak największą uwagę przyciągała spora jabłoń, pod którą znajdował się stolik z dwoma ławami po obu jego stronach, przykryty jasnoniebieskim obrusem. Sam dom był ciemnoszarego koloru, który idealnie pasował do mrocznego odcienia dachu, obramowań okien czy drzwi. Na tarasie znajdowała się mała ławeczka i taboret.

Ojciec otworzył drzwi kluczem, który wcześniej przyszykował sobie w kieszeni. Wszyscy weszli zamykając za sobą drzwi.

Ich oczom ukazało się dosyć jasno urządzone pomieszczenie. Jaskrawe szare cegły widniejące na ścianie idealnie pasowały śnieżnobiałym meblom. Domownicy ściągnęli kurtki i buty, ruszając po tym do następnego pomieszczenia.

Kuchnia połączona z jadalnią i salonem były w ciepłych, jesiennych odcieniach. Ciemne, ponure lecz pasujące do tych pomieszczeń meble dodawały przytulności wnętrzu. Mama jak i ojciec uwielbiali klimaty lat 60-tych, dlatego pokoje uzupełniały różne stare i cenne przedmioty typu radio na płyty winylowe, czy stojący zegar wybijający głośno godzinę 12.

Cała rodzina pokierowała się na schody - tym razem nie kręte, co bardzo ich ucieszyło, - wchodząc na górne piętro. Każdy skierował się do przydzielonego mu wcześniej pokoju.

(POV GEORGE)

Wszedłem do pokoju, który jak się dowiedziałem, został przeznaczony dla mnie.

Pierwsze co przykuło moją uwagę to ciemne granatowe ściany a na jednej z nich widoczna tapeta w czarno-białe pasy. Ucieszyłem się na ten widok, ponieważ niebieski jest jednym z kolorów, który widzę z moją przypadłością - daltonizmem - i go uwielbiam. Jaskrawe meble w śnieżnym kolorze, rozjaśniały trochę wnętrze, jednak szczerze mówiąc jestem strasznym bałaganiarzem i wiedziałem, że za niedługo będą czarne - dosłownie. 

Mały, okrągły, niebieski dywanik leżał na środku jasnoszarych paneli. Przy biurku znajdowało się krzesło gamingowe, także w niebieskie pasy. Łóżko stało przy oknie, co bardzo mi odpowiadało. Uwielbiałem leżeć, myśląc i patrząc na przejeżdżające auta. Skłaniało mnie to do większych przemyśleń.

Po niedługim czasie usłyszałem pukanie, więc cicho odpowiedziałem "proszę".

Do pokoju wszedł ojciec, niosąc ze sobą moje walizki. Był szczerze uśmiechnięty, co mnie w sumie nie dziwiło. W końcu nasze życie zmienia się o 180 stopni i będzie o wiele lepsze - jeśli chodzi o warunki. Odłożył torby na ziemie w moim pokoju, uśmiechając się do mnie smutno, po czym wyszedł. Nie wiedziałem co mogło oznaczać to zachowanie.

-Może nareszcie zrozumiał swoje postępowanie względem mnie? - pomyślałem, jednak odciągnąłem od siebie tą myśl dosyć szybko. Nie chciałem dłużej nad tym rozmyślać, więc zacząłem rozpakowywać swoje walizki. Około 11 skończyłem i odnosząc bagaże na dół, zajrzałem do siostry, której nawet dupy nie chciało się ruszyć i aktualnie spała. 

Jej pokój był w odcieniach beżu i czerni. Rozglądnąłem się spod drzwi po czym je cicho przymknąłem i poszedłem do siebie.

Walnąłem się na łóżko i nawet nie wiem kiedy, odpłynąłem w krainę Morfeusza..




My drug? His smile. [PL, DNF] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz