Jak zwykle wstałem rano gdy obudziły mnie promienie słońca. Wstałem leniwie z łóżka i pokierowałem się do mojej szafy. Ahhh. Znów muszę nosić ten strój pajaca.Jak ja bym chciał być zwykłym chłopakiem. Nie księciem. Nie przyszłym królem. Nie kimś popularnym. Kimś zwykłym. Ale tak się nie da.
Gdy się przebrałem akurat do mojej komnaty zapukała pokojówka.
- Dzień dobry, książę proszony jest na śniadanie. -oznajmiła.
-Dzień dobry. Tak jasne, już idę.Po tych słowach otworzyłem drzwi i zbiegłem po schodach do wielkiej jadalni. Jak zwykle z rana był szwedzki stół, na stole stał tylko mój talerz bo rodzice unikali mnie jak najlepiej tylko mogli. Dosiadłem się do stołu i zacząłem wybierać co dziś zjem.
Gdy jadłem swoje danie, po sali rozchodizlo sie echo od stukania srebrem o porcelane. Gdy nagle do jadalni wszedł ojciec.
-Ja wraz z Matką wyjeżdżamy na około miesiąc. Poradzisz sobie jesteś już pełnoletnia. -oznajmiła na szybko mężczyzna. -zapomniał bym, masz swojego własnego strażnika. -że co?! strażnika? i będzie tak za mna chodził, że nie będe mial nawet odrobine prywatności?Nie pożegnali się tylko oznajmili że wyjeżdżają, to ja też sie nie pożegnałem. Z jednej strony sie cieszyłem bo nie będę musiał ich widzieć i nie będą ną mnie krzyczeć bez powodu a z drugiej strony będzie ze mną strażnika, to jeszcze gorsze niż oni bo on będzie za mną chodził cały czas, a rodzice mnie unikali.
Gdy miałem iść z powrotem do komnaty w celu namalowania czegoś, usłyszała, za sobą kroki, odwróciłem się szybko z moim małym mieczem w ręce.
Osoba która za mną stała była dość wysoka. Wyglądał jakby był ubrany w królewskie szaty. W pasie miał przepasany miecz a na plecach łuk i strzały.-Ou. Wiataj książę Tobiasie, będę cię chronił przez ten czas kiedy król i królowa nie będą obecni. -Ukłonił się. Schowałem z powrotem swój miecz do pochwy.
-Witaj. Miło mi cię poznać. - uśmiechnąłem sie sztucznie. Nie kłaniaj się. Czuję się dziwnie.
- dobrze panie. - zgodził się. Nienawidze jak mówią do mnie w taki sposób.
-Mówi do mnie Tubbo. -oznajmiłem Z uśmiechem. Chłopak odwzajemnił uśmiech.-Jak się zwiesz? -zapytałem z nadzieją że może mi to powiedzieć. Rycezr spojrzał na mnie nie pewnie. Już miałem się odwrócić i iść do swojej komnaty gdy mężczyzna przemówił.
-Możesz mówić Wilbur bądź po prostu Will. - zdecydował się odpowiedzieć. Uśmiech sam wkradł mi się na twarz.
-Chodź pokażę ci co gdzie jest. -nie wiedziałem co zrobić więc postanowiłem że to dobry pomysł.<TIME SKIP>
Cały dzień spędziliśmy na rozmowach. Siedząc u mnie w komnacie. Wilbur jest fajna osobą. Może w końcu się z kimś zaprzyajźnie.
Gdy był zachód słońca pomyślałem że fajnie by było sobie pomalować bo w sumie rano miałam taki zamiar.
-idziemy do ogrodu. Będe malował. -powiedziałem jakby dumny z tego że maluje.
-uuuu a co? -sięgnąłem po płótno oraz farby.
- nie wiem. To się zobaczy. -zeszliśmy z piętra kierując się w stronę wyjścia do ogrodów.Od razu ujrzałem pełno pszczół. Nie dziwię się jest początek lata. Kocham pszczoły są takie słodkie i puszyste.
-Pszczoły! o mój Boże kocham pszczoły. -powiedziałem siadając na soczysto zielonej trawie przy pieknych kwiatach.
- Muszę przyznać że jesteś uroczy -chłopak zaśmiał się i zrobił zrobił dziubek z ust spoglądając na mnie.
-Dziękuje. -odpowiedziałem nie pewnie, nikt nigdy mi nie mówił komplementów, nie umiem nawet rozpoznac czy to szczere czy mówi tak po prostu żeby mi się podlizać. Nie potrafię się gniewać na ludzi. Nie licząc moich rodziców.
Zaczęłam malować pszczołę siedząca na tulipanie. Muszę przyznać zę całkiem ładnie mi wychodziło.- Bardzo ładnie malujesz. -przesunął się do mnie starszy. - Jak długo już malujesz. Do takich rzeczy trzeba czasu. -dodał po chwili.
- widzisz, odkąd byłem coraz starszy i rozumiałem pewne rzeczy. Takie jak to że rodzice mnie nie kochają. Zacząłem malować. Odpręża mnie to. Miałem wtedy chyba coś około 8 lat? Nie wiem. -odpowiedziałem dokańczając malować tło obrazka.-aż 10 lat!? Wow. To bardzo dużo. Przepraszam że zapytam, ale co się stało pomiędzy tobą a twoimi rodzicami? -tego pytania się obawiałem.
-Urodziłem się nie chciany...- westchnąłem. - Moi rodzice nigdy się nie kochali nawet się nie lubią.
-o przepraszam, przykro mi, naprawdę ci współczuję. - odpowiedział ze ściszonym tonem.Rozmawiałem tak Z Willem do puki nie usłyszałem miauczenia.
-słyszysz to? -zapytałem wsłuchując się jeszcze bardziej.
-cicho, przestań tak trajkotać. -zasmiałem się a chłopak się uciszył i też zaczął się wsłuchiwać.
-to koty. Spokojnie dużo ich się tu kręci. -powiedział z ciepłym uśmiechem na twarzy.
-to że to koty to wiem ale gdzie są bo jeśli w ogrodzie to straże je zabiją. -szybko wstałem z trawy, odłożyłem moje dzieło na miejsce w którym siedziełem.Zacząłem się rozglądać a mój... kolega? chyba tak mogę go nazwać, robił to samo.
-może się rozdzielmy? ty pójdzie.... -na dał mi dokończyć.
- Nie ma mowy! Nie mogę Cię odstąpić na krok. Jeśli coś ci się stanie będę za Ciebie odpowiadał i mnie najpredzej powieszą! - no racja zapomniałem przecież jest moim ochroniarzem.-ale my jesteśmy tylko w ogrodzie nic mi się nie stanie. -Zacząłem próbować przekupić blondyna ale nic z tego.
- nie, idę z tobą.
- no dobra. -przez to wszystko nawet nie zauważylismy że nie było już słychać kotów. Ale i tak postanowiliśmy pójść się porozgladać.-I nic. Pewnie gdzieś się schował albo uciekły. -Stwierdził Wilbur.
- pewnie tak. Ale szkoda chciałbym chociaż raz w życiu dotknąć lub chociaż zobaczyć kota na żywo.
-Hę? -chłopak spojrzał na mnie z góry.
- Co?
-nigdy nie widziałeś kota?
- no nie... widzialem tylko w ksiegach. -podrapałem się po karku.
- No to mamy już jedną rzecz do zrobienia na jutro. -Powiedział dalej zaskoczony ale już uśmiechnięty.-Już nie mogę się doczekać. - podchodząc do miejsca w którym wcześniej przesiadywaliśmy, zauważyłem że na twarzy Wilbura pojawia się zadziorny uśmiech.
Odwrócił się w moja stronę i spojrzał mi smutno w oczy.
-Dziecie moje... uciekaj, uciekaj póki żyjesz.
-C-co? -spojrzałem na niego i starałem się nie wybuchnąć śmiechem.
- Pamietaj że zawsze będę przy tobie. Nigdy Cię nie opuszczę i bede cie bronił duchowo. -nic z tego nie rozumiałem i wystraszylem się że coś mu jest. Że takie rzeczy ma w głowie.
Wyciągnął miecz i odwrócił się ode mnie, a że staliśmy bardzo blisko muru, blondyn wpadł na niego i zsunął się po nim.Wybuchłem że śmiechu. Zacząłem się dusić gdy ten podczas wstawiania potknął się a miecze wyleciał mu z rąk gdzies w krzaki.
-C-o t-to miało by-ć. -wydusilem z siebie przez śmiech, a słowa nie były prawie w ogóle do zrozumienia ale najwidoczniej Will je zrozumiał bo spojrzał się na mnie z miną mówiącą ' aaa nic takiego tylko jakbyś nie widział to kurwa się wyjebałem i przy okazji będę miał guza na czole'.-Gdzie mój miecz? -zignorował moje wcześniejsze słowa.
-wpadł gdzieś ta.. ou -powiedziałam wskazując na krzaki no właśnie krzaki róży.
- I jak ja to teraz wyciągnę? -spytał spoglądając na mnie dalej leżąc na trawie.
-nie wiem. -wyciągnąłem do niego rękę aby pomóc mu wstać.1045 Słów
Witajcie!
Mam nadzieję że rozdział się wam spodoba. Pisałam bo chyba z godzinę?
Dobra ja zabieram się za pisanie rozdziału drugiego.
Bayy
![](https://img.wattpad.com/cover/285833049-288-k318617.jpg)
CZYTASZ
A Niby Zwykłe Koty.
Short StoryKsiążę Tobias Smith ma ciężkie życie. Jego rodzice, czyli Król i Królowa, zostali zmuszeni by wziąć ślub i mieć dziecko, przez co Toby był nie kochany. Toby był niskim człowiekiem chociaż jego rodzice byli dość wysocy. Miał jasno czekoladowe włosy i...