10.Uziemienie

148 10 0
                                    


PRZYPOMINAJKA
----------------------------------------------------------------
-Meczą się Tubs. Musisz jeszcze dać radę! -Nie czułem nóg a biegłem tak szybko jak tylko to możliwe. Czyłem że nogi odmawiają posłuszeństwa. Upadłem.
-Wilbur! UCIEKAJ! -Tylko tyle dałem radę z siebie wydusić. Dalej widziałem tylko czarny ekran. 
----------------------------------------------------------------

<Pov Wilbur>

-Wilbur! UCIEKAJ! -Tylko to usłyszałem. Przekręciłem się do tyłu i zauważyłem jak strażnicy biorą Toby'ego. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie miałem po co uciekać.
-Zostwcie go! -krzyknąłem po raz kolejny.
Podbiegli do mnie kolejni mężczyźni i związali mi ręce sznurem.
-Nie rozumiecie! On nie chce tam żyć! On nie ch-ce. -zaksztusiłme się łzami.
-Masz racje, nie rozumiemy. -I dalej powrócili do ciągnięcia mnie do zamku a Tubbo był niesiony przez jednego z nich.

<Pov Ranboo>

-Jak myślisz? Nic im nie jest? -spytałem troche zaniepokojony tym że nie ma naszych przyjaciół.
-Nieeeee. Przestań histeryzować. Will dał by sobie rade z każdym!
-Ale co jeśli strażnicy się o wszystkim dowiedzieli? -przez myśl przechodziła mi tona myśli.
-Wątpie. -Wciąż powtarzał to samo. Nie wiem jak on zniósł moje całodzienne marudzienie.

~~~

-MIELI WCZORAJ PRZYJŚĆ. -Obrażał się ciągle Tommy. Tym razem to ja nie mogłem znieść tego jak ciągle gada o tym samym.
-Z resztą. Mieli dziś też przyjść a ich nie maaa!
-mówię ci Tom. Coś. Się. Dzieję. -po raz kolejny mu to tłumaczyłem.
-Wiesz jak to sprawdzimy. Prwada?
-Doskonale wiem jak. -uśmiechnąłem się lekko do przyjaciela i wyszliśmy z domu zamykając go na klucz.

-Na 3. JEDEN, DWA, TRZY! -Tommy zawsze się tak ekscytuje gdy mamy zmieniać się w koty. Niby robimy to już od dwóch lat ale ciągle się ekscytuje. Dalej jestem wdzięczny Dream'owi że nas tam zabrał.
Niby chciał zrzucić Toma do lawy ale potem mówił że to był żart. A ja mu wierze.

Biegliśmy szybko przed siebie, kierując się w stronę zamku. Mam cholernie wielką nadzieje że nic im nie jest.

Po pary minutach byliśmy na miejscu.

-Ej! Które to było okno? - blondyn krzyczał szepcząc od razu po tym jak się przemieniliśmy
-Te. -wskazałem wielkie okno przez które było widać trochę komnatę.
-Podsadź mnie! -no toć on tam nie dosięgnie.
-Co ty pierdolisz? Przecież nie dosięgniesz.
-na tym świecie Żyjesz już 18 lat. Dalej nie wiesz że masz dwa metry wzrostu?
-Faktycznie. Dobra nie czepiaj się mnie tylko właź. -podstawiłem chłopakowi rękę aby mógł stanąć na moje ramię.

<Pov Tommy>

Wspiąłem się po Ranboo i zajrzałem przez okno do komnaty Tubbo.
-Jest? Wiesz, Tommy nie jesteś leciutki.
-Jest.....ale. -Nie dokończyłem. Chłopak siedział skulony w kącie i płakał w kolana.
-Ale...?
-On płacze.
-MÓWIŁEM CI ŻE COŚ SIĘ STAŁO. A TY NIC PORADZĄ SOBIE. I TERAZ MASZ. -Ranboo puściły nerwy.
-Przestań tak ciagle gadać. GDZIE JEST WILL?! -Nie było go z Tobym więc coś się stało.
-A co jeśli na prawdę przyłapali ich na  ucieczce i teraz Wilbur pójdzie na stryczek...?
-Tłumaczyłem ci to durniu. To zależy od rodziców Toby'ego. Napewno ich jakoś przegada. -on jeszcze nie wie.

-Sluchaj. Jego rodzice go nie kochają...urodził się dla dobra państwa.
-Jak to? No to już nie zobaczymy Willa.....
-NAWET TAK NIE GADAJ!!! NIE, NIE ZROBIĄ TEGO. -Momentalnie łzy mi do oczy napłynęły. Ja już nigdy nie zobaczę Wilbura. Ani L'manburgu który obiecał mi pokazać...

-Tommy...
-Mhm...
-Zejdź ze mnie.
-Ou przepraszam już schodzę. -Totalnie zapomniałem. Zapukałem jeszcze szybko do okna. Toby poderwał się raptownie i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. W końcu mnie zauwarzył i szybko otarł łzy tym samym podchodząc do okna. Uchylił je lekko.

-Co ty tu robisz? I jak tu dosięgasz? -odezwał się jako pierwszy.
-HEJ. -Odezwał się Boo.
-Ou ok.
-DLACZEGO PŁACZESZ?! CO SIĘ STAŁO? GDZIE JEST WILL?! -Chłopak zamilkł.
-No bo...ahhh. To było tak. Ja wraz z Wilburem szliśmy jak codzień do was. Ale zaczęliśmy się wygłupiać i pobiegliśmy gdzieś do nieznanych nam okolic. Tam spotkaliśmy Techno. Tą świnie co nam z wilkami pomogła, I się zgubiliśmy i postanowiliśmy pójść wreszcie spać. Obudziłem się gdy któryś ze strażników coś wołał. Zaczęliśmy uciekać ale nogi mi się ugięły i dalej nic nie pamiętam bo zemdlałem. Wiem tyle że są moi rodzice. A  Wilbur jest w lochu.... -Oczy ponownie zalały mi się łzami.

-i co my teraz zrobimy? -zadał pytanie Mark stojący podemną. Ahh. On to się ze mną ma.
-Żebyśmy to my wiedzieli juz byśmy wprowadzali plan w życie. -odezwał się Toby również powstrzymując łzy.
-To może nie myślmy nad tym wtedy kiedy moje obojczyki zostana zaraz złamane? -ale on niecierpliwy.
-okej, dobra, już schodzę. -zeskoczyłem z chłopaka.
-Bay bay bee boy. Trzymaj się. -pomachałem do okna w którym prawdopodobnie stał jeszcze brunet.

<Pov Wilbur>

"To moja wina"
"Zasłużyłem sobie"
"Nie powinienem wtedy go gonić"
"Jestem żałosny"
"Zabij się, nie, chwila, za kilka dni i tak umrę"
"Nie będę sprawiał kłoptów"
"Co z L'manburgiem?"

Siedziałem po turecku pod ścianą waląc o nią głową. Nie zostało mi nic innego do roboty. W końcu siedzę w lochu. Hmmm. Stryczek czy gilotyna?

"Wilbur, pozdradałeś zmysły. Przestań."

Moja głowa jest pełna myśli w większości tych czarnych.
-Do zobaczenia na egzekucji, przyjaciele...

824 słów

Hola!
Zaczyna się rozkręcaaać.
Przewidziana jest już nie do zmiany śmierć pewnej osoby. Zgadujecie kogo.
Adios <3





A Niby Zwykłe Koty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz