9. Wpadka

169 10 1
                                    


PRZYPOMINAJKA
----------------------------------------------------------------
Zerwałem się do siadu i ponownie rozejrzałem się po pokoju lecz to była moja komnata. Co się ze mną dzieje? Dlaczego śnią mi się znajomi Wilbura chociaż ich na oczy nie widziałem?
----------------------------------------------------------------

Wstałem powolnym krokiem z łóżka i zrobiłem moją codzienna rutynę. Nałożyłem tylko jeszcze koronę ponieważ musiałem nosić ją w zamku, i poszedłem do komnaty obok. Zrobiłem wejście smoka krótko mówiąc.
-POBUDKA! -Na ten czyn Will zerwał się z łóżka i od razu chwycił za miecz.
-Aaagh! dlaczego mnie straszysz?! -wydusił z siebie gdy powoli ogarnął że to tylko ja.
-Aby było zabawnie. -Odpowiedziałem krótko. -a teraz ogarnij się i idziemy do Tommy'ego i Ranboo. -dodałem szybko podchodząc do niego i patrząc na niego z lenny facem aby szybko zrobił to o co go poprosiłem.

-Ale mi się nie chceeee.
-CO? TO ROZKAZ. OD JEGO MOŚCI. -Oznajmiłem ledwo niewybuchając śmiechem.
-JUŻ SIĘ ROBI. -Ponownie zerwał się z łózka i ruszył w kierunku szafy. Zaczęliśmy się śmiać.
-To ja poczekam u siebie w komnacie, ok? -zasugerowałem przerywając śmiechy. Na odpowiedź dostałem tylko kiwniecie głową.

Wyruszyłem w stronę mojego pokoju i rozejrzałem się szybko w celu znalezienia sobie jakiegoś zajęcia dopóki blondyn się nie ogarnie. Na jednej z półek znalazłem stare książki. Postanowiłem że znajdę sobie jakąś odpowiednią i poczytam.

~~~
(Od teraz tak zapisuje time skip ~Autorka)

Muszę przyznać że ta książka jest dość ciekawa. Trochę miłości, trochę przeztępstw, czyli takie jakie najbardziej lubię. Choć książka ta leżała w mojej komnacie nie czytałem jej nigdy. Nosiła tytuł "Pogrążeni" (Btw to jest tytuł mojej drugiej książki która jeszcze nie jestem upublikowana ale już ja powoli kończę. I tak, jest o Dnf i Karlnap ~Autorka) z mojego amoku wyrwał mnie przyjaciel który najwidoczniej już się ogarnął.

-Tubbo, chodź na szybkie śniadanie i idziemy w świat! -najwidoczniej się ucieszył ale nie mam pojęcia o co mu chodzi. Nie codziennie ma taki humor.
-juz lecę! -powiedziałem równie z entuzjazmem i pobiegłem za chłopakiem.
-TY CZYTASZ. Woah.
-co? A tak. Nudziło mi sie jak czekałem na ciebie to postanowiłem sobie coś przeczytać.
-Ależ Toby. Nie spodziewałem się tego po tobie. Romanse jakieś? -wyrwał mi książke z rąk i zaczął czytać jakąś stronę, a ja modliłem się tylko aby nie było to nic zboczonego.
-"Po chwili się zorientowaliśy że mężcyzna dalej mnie trzymał tak że nasze krocza się stykały." -przeczytałe na głos.
O kurwa... no i po mnie.
-No to....ten..idziemy już? -próbowałem czymś zacząć normalną rozmowę ale on nie przestawał się śmiać.

~po tym jak Will się uspokoił i byli już blisko zamieszkania przyjaciół~

Ostatni etap przechadzki, czyli krzaczki. Droga między nimi była już trochę wydeptana ale dalej zarośnięta. (Masło maślane, ale ok ~Autorka)
-Kurna. -powiedział wyraźnie zirytowany Wilby.
-Co znów narzekasz. Najpierw że to za daleko, a teraz znowu coś się dzieje.
-Zgubiłem miecz.
-ZNOWU?! -nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.
-NIE ŚMIEJ SIĘ TYLKO POMÓŻ MI GO SZUKAĆ.
-Nie. -oznajmiłem krótko.

Starszy zaczął mnie gonić. Ja za to wdrapałem sie na drzewo i czekałem az mnie znajdzie.
-OJ wiem że wlazłeś na drzewo złaź. -Krążył pod moim drzewem. To ten moment. Zeskoczyłem na niego z góry zwalanąc go z nóg.
-O ty mały krasnalu ogrodowy. -wstał i sie otrzepał.

-Dobra wracajmy już lepiej—Co jest. - rozejrzałem się dookoła. Przed nami stał wielki drewniany dom. Wygladał na zadbany.
-Woah. Ale ładny. -Dodał po chwili ciszy blondyn.

-CZEGO TU CHCECIE!? -Wbiegł przed nas ten sam mężczyzna z maską świni na mordzie co wcześniej nas uratował przed wilkami.
-Spokojnie my tu przy -Nie dokończyłem bo zbliżył swój miecz do mojej szyi.
-Zostaw go! -krzyknął Wilbur. Dopiero teraz sobie uświadomiłem że nie ma broni. Ale mu jesteśmy głupi!
-Gadać po co tu przyszliście?!
-Przypadkowo
-Nie da sie przypadkowo, zawsze jest po coś.
-ale my się tylko bawiliśmy. -dołączyłem drżącym głosem do rozmowy.
-BRUUUH. Zabawy są dla dzieci a wy na takie nie wyglądacie. A z resztą dobrze się bijecie. Z tymi wilkami nawet dobrze wam szło. -dobra czyli jednak wie że to my.

Powoli opuścił broń.
-Ahh. -westchnął lekko.
-Dziękujemy za miłe przyjęcie. Jednak my już musimy iść. Do zobaczenia— jak cie zwą? -Odezwał się Will do Różowowłosego.
-Technoblade ale możecie mi mówić Techno. -oznajmił kierując się w stronę domu nawet nie odwracając się w naszą stronę.
-papa Techno.-krzyknąłem.
-Za słodko. Bleh. -usłyszeliśmy i zachichotaliśmy.

~~~

-GDZIE MY JESTEŚMY!! -Krzyknąłem już przerażony faktem że się zgubiliśmy.
-Nie mam pojęcia Tubbo.... -Wilbur już był załamany. My juz nawet nie wiemy gdzie jest chata Techno. A tym bardziej zamek!
-to już koniec Toby...
-Przestań Will!!!
-strażnicy zauważą że nas nie ma. Twoi rodzice cię uziemią. Mnie zabiją. To koniec.... -Nie nie nie to nie prawda.
-NIE. WRÓCIMY UDA NAM SIĘ!! -Wiedziałem że zgubiliśmy się na dobre ale dalej miałem cicha nadzieję.

Po godzinie nieustannego krążenia po tych samych miejscach w końcu postanowiłem się dosiąść do blondyna który siedział załamany oparty pod drzewo.
-To przezemnie. Przepraszam Tubs. To przezemnie możemy nawet umrzeć.
-proszę nie mów tak. To nie twoja wina. To jest moja wina, to ja zacząłem cie przedrzeźniać. -bylem na skraju powstrzymania łez. Co jeśli strażnicy nas znajda i naprawdę będą chcieli zabić Wilbura za to że mnie niby nie dopilnował.

Było juz późno, cały dzień  szukaliśmy drogi powrotnej ale to na nic. Dzisiaj jedliśmy tylko śniadanie. Nie powiem byłem trochę głodny. On ma racje. Nie daliśmy rady. Wtuliłem się w wyższego i zasnąłem trzęsąc się z zimna.

~~~

Obudziła mnie głośna rozmowa. Otworzyłem oczy i dojrzałem....pokój Toma i Ranboo? CZY ONI NAS ZNALEŹLI? Rozejrzałem się raz jeszcze. TAKK. Zerwałem się z łóżka i podszedłem do drzwi wyjściowych. Na podwórku mogłem dostrzec Wilbura który siedział przy oczku wodnym i wsłuchiwał się w śpiew ptaków.
-HEJ WILL. UDAŁO SIĘ. A MÓWIŁEŚ ŻE SIĘ NIE UDA!! -Podbiegłem do niego i przytuliłem mocno.

-Tutaj są! -usłyszałem przytłumiony krzyk. Otworzyłem oczy. Byłem w tym samym miejscu w którym zasnąłem.
-Toby szybko uciekajmy! -blondyn złapał mnie za rękę i podniósł. Zacząłem biec za nim jak najszybciej tylko potrafiłem.

Oby tylko nas nie złapali....

-Nie, nie, nie,  Zostawcie nas! -krzyknąłem. Ostatkiem sił doganiajac Willa.
-Na rozkaz Króla i Królowej musimy was zaprowadzić do końca tygodnia do zamku.  -Powiedział również zmęczony jeden z nich.

-Meczą się Tubs. Musisz jeszcze dać radę! -Nie czułem nóg a biegłem tak szybko jak tylko to możliwe. Czyłem że nogi odmawiają posłuszeństwa. Upadłem.
-Wilbur! UCIEKAJ! -Tylko tyle dałem radę z siebie wydusić. Dalej widziałem tylko czarny ekran. 

1057 słów

Ohayo!
No także kolejny rozdzialik.
Pisałam go około 3 godziny? Chyba coś takiego.
Mam nadzieje że nie ma dużo błędów ortograficznych.
Jutro—zanczy już dziś około 21 00 zacznę pisać więc spodziewajcie się rozdziału 23:00‐00:00
BAYY
LOVE YA<33

A Niby Zwykłe Koty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz