11. Wojna....?

144 9 0
                                    


PRZYPOMINAJKA
----------------------------------------------------------------
Moja głowa jest pełna myśli w większości tych czarnych.
-Do zobaczenia na egzekucji, przyjaciele...
----------------------------------------------------------------

<Pov Tubbo>

Minęły już dwa dni...to już dziś. Willa skazali na stryczek. Miałem tam stać i patrzeć się jak mój przyjaciel umiera przezemnie. To ja go przecież wyciągnąłem pierwszy raz poza mury.

Wstałem leniwie z łóżka. Przebrałem się i ogarnąłem włosy. Nałożyłem koronę i wyruszyłem w miejsce gdzie aktualnie znajdował się blondyn. Lochy.

Skierowałem się w stronę jego celi.
-WILBUR!! -Wykrzyczałem pełen radości.
-TOBY!
-Jak ja się ciesze że cie widzę. -powiedziałem trzymając go za ręce przez kraty. Łzy ponownie napłynęły mi do oczy.
-Ja też się cieszę Tubbo....chociaż ten ostatni raz. -głos mu się załamał.
-Dziękuje ci za wszystko... Jesteś moim najdroższym przyjacielem. To dzięki tobie mogłem choć raz poczuć się szczęśliwy i wolny. I przedewszystkim poznaliśmy Tommy'ego i Ranboo. -krztusiłem się łzami.

-Dzięki tobie poczulem się kochany....dodałem opierając głowę o jeden pręt. To samo uczynił chłopak.
-Wszystko co dobre szybko się kończy..... -tylko to był w stanie powiedzieć. Także płakał. Oboje płakaliśmy jak małe dzieci....

-ODCZEP SIĘ DO NIEGO! -Usłyszałem krzyk ojca. Nawet nie drgnąłem. Poczułem mocne szarpnięcie z jego strony.
-Ojcze to boli!
-Dobrze ci tak. Wychodzisz sobie za mury. Zakazaliśmy ci tego! A teraz jeszcze mnie ignorujesz! -Wybuchnął złością.
-MAM TEGO DOŚĆ! SERDECZNIE DOŚĆ! NAWET SIĘ O MNIE NIE MARTWICIE! Ciągle tylko tron, król, następca króla...! Nonstop o tym! Nawet nie pozwoliliście mi się z kim kolwiek zaprzyjaźnić. Dlatego zaprzyjaźniłem się z moim strażnikiem. Jak go nie wypuścicie już nigdy mnie nie zobaczycie! Obiecuje to wam! Zrobicie sobie nowego zastępce tronu. Ja nim za żadne skarby nie będę. -Wyrzuciłem z siebie wszystko to co mi leżało na sercu...
Ojciec się do mnie zbliżył i uderzył mocno w twarz. Upadłem na ziemie zimnego lochu i poczułem jak Wilbur obejmuje mnie przez kraty.

-Nie dotykaj go! Na nic się nie nadajesz. -i wyszedł. Blondyn szybko mnie puścił.
-Toby....wszystko okej? Nie płacz proszę. Bo ja też będę płakał. A dobrze wiesz że mam wahania nastroju... - z powrotem się do niego przytuliłem. Przytulanie przez kraty jest bardzo ciężkie.

Siedzieliśmy w ciszy dłuższy czas.

Usłyszałem ciężkie kroki. To strażnicy. To juz teraz.
-Żegnaj Tobias....
-Obiecuje że zrobię wszystko żebyś był dalej z nami. -powiedziałem szybko gdy tylko mężczyźni zaciągnęli go na zewnątrz.
Wszystko było przygotowane. Było mnóstwo ludzi którzy czekali na jego śmierć...

~~~

Po tym jak jakiś facet przeczytał jego winę patrzyłem ciągle w oczy blondyna a on w moje. Patrzyłem tak dopóki nie założyli mu worka na oczy. Z moich oczy spłynął wodostpad łez. Usłyszałem dźwięk dźwigni. To koniec....

Ale chwila co jest. Ktoś wyskoczył z tłumu i rzucił mieczem tan gdzie miał zawisnąć Will. Blondyn stanął na mieczu i ztrzepnął z siebie worek oraz sznur. Po chwili dojrzałem również jak Techno rzuca mu miecz do ręki i sam zaczyna walczyć ze strażnikami.

Podbiegłem do walczących chłopaków i wyciągnąłem również swój miecz. Z tłumu wybiegł jeszcze Tommy i Ranboo. Wszystko zaczęliśmy walczyć ze strażnikami. Żaden ze strażników mnie nie atakował ja natomiast dzięki temu że nie mogli mi nic zrobić wykorzystałem to i  broniłem przyjaciół.

Ilość rycerzy nie zmniejszała się. Każdy pokolei spojrzał sobie w oczy i wiedzieliśmy co robić. Wycofaliśmy się.
Uzgodniliśmy że pobiegniemy do ogrodu, ponieważ tam jest najłatwiej ich zgubić. Wszyscy wspięliśmy się pośpiesznie po murze i znów zaczęliśmy biec. Nie wiedzieliśmy gdzie ale biegliśmy ile sił w nogach.

~~~

10 minut. Około tyle biegliśmy. Wilbur prowadził. Zwolniliśmy jak tylko zobaczyliśmy że zgubiliśmy oddział.
- UDAŁO SIĘ! -Wykrzyczałem resztką sił.
Wszyscy się przytuliliśmy płacząc ze szczęścia. Oprócz Techno. Staliśmy tak jeszcze chwilę.
-BRUUUUH! DOŚĆ. -Odezwał się wreszcie Blade. Odlepiliśimy się do siebie i spojrzeliśmy na niego z uśmiechem.

Ku naszemu zdziwieniu Techno podszedł do Willa i go delikatnie oraz szybko objął klepiąc po plecach.
-CZY TY UROIŁEŚ ŁZE?!?! -stwierdził Tommy.
-TAK! ON SIĘ WZRUSZYŁ!!!! -Dodał Mark.
-JA!? CO TO, TO NIE. -Właśnie wytarł tą łzę i wziął głęboki wdech.

-Dobra! Idziecie wszyscy ze mną. -oświadczył wyraźnie szczęśliwy Wilbur.
-Co? Gdzie? -spytałem zdezorientowany.
-Obiecałem coś Tommy'emu. - Oczy Toma zaiskrzyły. Podbiegł do niego i jeszcze raz się przytulił. Oczywiście wyższy oddał uścisk.
-No to gdzie idziemy? -spytałem ponownie.
-do mojego szczęścia. -powiedział pewnie i ruszył a my zaraz za nim.

~~~

-DOTARLIŚMY!!! -Zaczął się śmiać a nasza czwórka wpatrywała się w wielki mur z bramą. Wyglądało to....naprawdę przepięknie.
Wilby otworzył wrota i wszedł do środka.
-SYNU! Wróciłem!
-hę?! -to nasza reakcja.
-TO TY MASZ SYNA? -Wszyscy w tym samym czasie się odezwaliśmy.
-Ojcze! -podbiegli do siebie i się przytlili. Dużo przytulania dziś ma Wilbur. Zasłużył sobie.

-Stęskniłem się! -dodał młody.
-ja też, ja też.
-Tato?
-mhm?
-znowu.... znowu mają problemy...
-Nic nie robili prawda?
-Nie, nie.
-to dobrze. Ty juz się o resztę nie martw ja to załatwię.

-przepraszam że przeszkodzę. Jestem Tobias ale mów mi Tubbo.
-miło mi. Ja jestem Fundy! -odpowiedział energicznie. Już go lubię.
Wszyscy się przedstawili.

~~~

Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Świetnie się bawiliśmy jednak podszedł do nas jakiś chłopak w niebieskiej bluzie w paski odcieni niebieskich. Miał na sobie również czarne spodnie oraz okulary.
-Dzieńdobry! Jestem Jack Manifold mówcie mi po prostu Jack.
Znów wszyscy sie przedstawiliśmy.
-musze wam cos powiedzieć....Śniliście mi się... i to miejsce. Miedzy innymi widziałem ciebie Jack, różowowłosą, chłopaka z maską jak i chłopaka z niebieska bluzą i czerwonym prostokątem na niej. Ale to nie wszystko..... naprawdę mnóstwo ludzi, część znam ale reszty nie. Było wszystkich około 30 nie wiem nie jestem pewien. -po ukończonej wymowie otworzyłem oczy, bo zbyt się stresowałem i przed wypowiedzią je zamknąłem, wszyscy się na mnie patrzyli jak wryci.
-sen proroczy....? -odezwał się Ranboo.
-skąd taka myśl? -dopytał się Fundy.
-interesuje się takimi rzeczami. I do tego występowały w nim osoby których nigdy na oczy nie widziałeś. -skierował się słowami w moja stronę.

-Czyli możemy szykować się na wojnę.... -dodałem nie chętnie.
-....wojnę....? -spojrzał mi w oczy Will. Pokiwałem mu głową na tak.
-Czyli musimy szykować się na wojnę. -poprawił mnie Jack.
-Za L'manberg....-Wilbur wzniósł kielich wcześniej nalanego bimbru.
-Za L'manberg. -powtórzyliśmy wszyscy.

996 słów

Witajcie moi drodzy!
Dzieję się!!!!!
I będzie się działo jeszcze więcej....
Dobra w każdym bądź razie jak są jakieś błędy ortograficzne poprawiajcie w komentarzach.
Bay<3

A Niby Zwykłe Koty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz