+ School AU + (1/2)

149 17 15
                                    

Bycie jednym z popularniejszych dzieciaków w liceum, wbrew ogólnemu powszechnemu stereotypowi, nie było w porządku. Jasne, każdy cię znał lub przynajmniej kojarzył nazwisko tudzież mordę. Szanował czy też nawet się bał (co w moim przypadku było nadmiernym zjawiskiem). Mogłeś siadać gdzie chcesz, gadać z kim chcesz, wręcz dostawać co chcesz (kasa albo dziewczyny, które miały chore fantazje pragnące szybko spełnić, o zgrozo, od razu w szkole — i weź tu nie zwariuj z takimi ludźmi).

Problemy pojawiały się jednak, gdy twoja sława wynika z negatywnych informacji. Bo, proszę szanownego państwa, każdy wiedział, że moja osoba potrafi przypierdolić jakiemuś wędrownemu pajacowi nie z tych stron (z naszych stron by wiedział, iż nie należy mnie irytować), aż łepetyna, przy dobrych wiatrach, leciała hen na trzecie piętro. Moja postać, jako groźny degenerat lub bojownik o chaos, wzbudzała podświadomy niepokój i chęć ewakuacji. Kojarzono mnie jedynie ze strefą niebezpieczeństwa, wręcz czerwoną linią krzyczącą: STOP, ZAKAZ WJAZDU. Z jednej strony się nie dziwię, ba, jak najbardziej się zgadzam żeby nie zadawać się ze mną lekkomyślnie, jednakże problemy jakie mnie spotykają z tym są dosyć przykre.

Meritum. Zamiast ludzi spokojnych, układanych, NORMALNYCH, jestem zmuszony zadawać się z istotami (gdyż (patrz: Dazai Osamu) mądrym człowiekiem tego się nazwać nie da) szalonymi, co najmniej chorymi psychicznie, brakującym im taktu, gustu i smaku. Niemal we wszystkim, przeważnie w ubiorze oraz jedzeniu. Zwykli znajomi, przyjaciele (zgrozo, że to brązowe gówno tak czasem nazywam), to właśnie jest zgraja prawdziwych degeneratów umysłowych, z którymi obcuję każdego dnia starając się ich jakkolwiek edukować w każdej sferze. Tak, by przynajmniej mi nie robić wstydu przy kimś! Oczywiście, większość idzie bez żadnego progresu, ale się nie zamierzam poddać! Kiedyś ich nauczę jaka jest różnica między krawatem w kreski, a w kropki!

Tak czy siak, pomijając zupełnie dziewoje lekkich obyczajów spod śmietników szkolnych, znalezienie drugiej połówki należy do zadań najwyższej klasy, do jakiej rzadko kto ma odwagę się podjąć z powodu wysokiego wskaźnika niepowodzeń. Kontakty międzyludzkie/rasowe wypadają kompletnie źle, w momencie posiadania nalepki krzywdzącej "licealnego chuligana" . Sexy bad boy, to nawet nie jest on. To nawet nie stoi blisko siebie w jednym rzędzie!

Ludzie, ja z tego miejsca pragnę zaznaczyć, grubą kursywą najlepiej, iż ja, Nakahara Chuuya, jestem osobą wysoce wrażliwą na piękno wszechogarniającego nas wokół świata. Ubóstwiam pięknych ludzi, wysokiej klasy modę z paryskich czerwonych dywanów, słodkie kwiaty oraz dotykające duszę poematy! A o muzyce klasycznej pieszczącej me zacne uszy to już nie śmiem wspomnieć. Nałożone schematy na człowieka są większym niebezpieczeństwem niż on sam. To, że komuś od czasu do czasu spierzę twarz to jeszcze nie powód, aby nazywać mnie nieczułym draniem. Akurat jest ciekawe, jak ludzie piorą swoje ubrania, nikt się nie czepia tego, jak topią owe ciuchy, żeby później przyczepiać ich ciała do twardej liny jakimiś klamerkami. Wznoszę o więcej empatii dla rzeczy!

Wznoszę również, a co, o więcej empatii do mnie. Szczególnie u chodzącego anioła klasie niższej, który ewidentnie ma mnie gdzieś. Ewentualnie boi się. Obie wersje są możliwe. Cholera.

— Oto nadchodzi, apokalipsa sto sześćdziesiąt — Tachihara uśmiechnął się do mnie krzywo.

Żałosny żart łączący mój wzrost i charakter.

— Twój biały gołąb niedawno tu latał.

Miał raczej na myśli najpiękniejszego chłopca na świecie, Nakajime Atsushi'ego. Pierwszoklasistę, szesnastolatka do jakiego wzdycham od pierwszego dnia nowego roku. Czyli będzie to już dobre pięć miesięcy moich bezowocnych prób przekonania go do siebie, choć sądziłem iż mój występ na szkolnym karaoke w zeszłym miesiącu zrobiło jakiś postęp. Nic z tego, bo życie mnie nienawidzi.

— Heeeej, ślimalu!

Poprawka, życie mnie kurewsko nienawidzi.

— Spierdalaj, śmierdzący tuńczyku — warknąłem. Za co mnie los pokarał takim kimś, czymś, chuj wie co to jest.

— Od rana niemiły, jak przykro — westchnął. — Ja tu ci niosłem milusie wieści, no cóż, nie dostaniesz ich. Nu, nu!

— Skąd pewność, że bym je chciał.

— Ponieważ właśnie gadałem z Atsushi'm ooooo.... — zbędna, teatralna chwila ciszy. — Tobie?

— ŻE JAK?!

— Ale ci nie powiem, byłeś niemiły.

(przyp. tłumacza)

Szatańska makrela, w której się w dupie poprzewracało, chociaż nie jestem pewien czy takowy narząd makrele posiadają, zrobiła smutną minę, aby zaraz potem wysunąć z tej śmierdzącej jamy różową gumę, co zwie swoim językiem, w akcie wredności

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Szatańska makrela, w której się w dupie poprzewracało, chociaż nie jestem pewien czy takowy narząd makrele posiadają, zrobiła smutną minę, aby zaraz potem wysunąć z tej śmierdzącej jamy różową gumę, co zwie swoim językiem, w akcie wredności. Niech go, ją, to dunder świśnie!

W słusznym przypływie gniewu rzuciłem w niego agresywnie puszkę wypitej (uwaga, program zawiera lokowanie produktu) pepsi. Trafiłem w prost na ten pusty łeb.

— Jeszcze mnie bije, to już przesada.

— Te, Dazai, lepiej mów zanim ławką rzuci, a widzę, jak się czai zezując na nią — wtrącił się Tachihara.

— Słuszna uwaga — potwierdziłem.

— Dobraaaa... Umówiłem was na spotkanie.

— WHAT-

Siedzący chłopak przeciągle gwizdnął, kiedy ja miałem oczy jak talerze, zaś usta jak arbuz.

— Łżesz — burknąłem z niedowierzaniem.

Brunet zamiast odpowiedzieć podał mi kartkę, na jakiej był zapisany jakiś numer telefonu oraz data z godziną i adresem. Napisane było nieznanym mi stylem pisma.

— Nie wierzyłeś, że ci to załatwię, he?

— Jak niby tego dokonałeś?

— Też jestem ciekaw! — zawołał rudy.

Brązowo oki zachichotał lekko.

— Powiem wam po spotkaniu — puścił nam oczko. — Teraz pora na lekcję.



_____________
Pomysły miejsca na randkę ChuuAtsu ->

Yeah, jestem leniwa i troszkę Was wykorzystam ❤

ChuuAtsu - Headcanon's & Talk'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz