P. III / JEDEN WARUNEK

537 69 6
                                    

Aether tylko czekał na moment, w którym po zatrzymaniu się przy ostatnim straganie, odejdą kawałek od ludzi, którzy nie powinni słyszeć ich konwersacji. Wiedział, że Ei będzie miała jeszcze swoją rolę do odegrania. Będzie musiała chociażby zatrzymać się przy świątyni żeby pobłogosławić miasto. I teoretycznie Aether powinien jej towarzyszyć. Jako ochrona, jako łącznik między ludźmi a Archonką, a ostatecznie jako ziemski przewodnik w kwestiach, których Shogun mogła nie rozumieć. Jeśli jednak istniało coś, czego nauczył go Zhongli to z pewnością było to umiejętne wyrażenie słów kontraktu w taki sposób, by obie strony myślały, że są zadowolone aż do ostatniego momentu, kiedy tak naprawdę cała sytuacja obracała się na korzyść tylko jednej z nich. Więc tak, Ei była święcie przekonana, że Aether będzie towarzyszył jej i Yae przez cały czas trwania Festiwalu. 

I gdy zatrzymali się o kilka kroków od Drzewa Świętej Wiśni, gdy Traveler oznajmił, że na niego już czas, przez jej pozbawioną uczuć twarz przebiegł wyraz zirytowania. Spytała go chłodno, skąd ta nagła zmiana licząc, że może przyłapie chłopaka na jakiejś nieścisłości, którą mogłaby wykorzystać przeciwko niemu, ale ten tylko z absolutnym spokojem przywołał słowa ich umowy. I Yae, chcąc czy nie chcąc, musiała się z nim zgodzić. Kapłanka uniosła rękę do twarzy tak, by ukryć dolną połowę twarzy pod obszernym rękawem kimona, ale Aether nie musiał widzieć jej mimiki by doskonale wiedzieć, co wyrażała. Niewielki, pełen aprobaty i dumy z powodu jego przebiegłości uśmieszek. Bo może i Miko była kapłanką Ei, ale doceniała cudzą umiejętność stosowania nie do końca czystych zagrywek. Szanowała ja.

Shogun udzieliła mu oficjalnego pozwolenia na odejście, mimo że drobne iskierki, które Aether dostrzegał w jej oczach, jasno dawały mu do zrozumienia, że zupełnie nie podoba jej się taki obrót sytuacji. Te drobne iskierki niezmiernie go także cieszyły. Chłopak niemalże miał ochotę się uśmiechnąć. To taka drobnostka. To zwykłe bycie wrednym i małostkowym. I jawne pokazanie niechęci wobec danej osoby. Ale w momencie, gdy w obliczu Archona robił to zwykły śmiertelnik, nabierało to zupełnie nowego znaczenia. Bo może i Archoni mieli boską moc. Może trudno było ich pokonać. Może Aether nie miałby jak wyjść cało z tej sytuacji, gdyby Ei zdecydowała się na zamordowanie go w tamtym miejscu i w tamtym czasie. Jakaś część Travelera nawet tego chciała. Nawet chciał ją do tego podpuścić.

 Archonka, której poświęcono najważniejszą świątynię w kraju mordująca swojego wiernego przyjaciela, który zdążył wyrobić sobie już reputację bycia dobrym i pomocnym, wręcz legendarnym bohaterem, na terenie tejże właśnie świątyni, praktycznie w korzeniach świętego drzewa. To doprowadziłoby do wojny. Do obalenia Shogun. Bo Archonów trudno było pokonać, jednak nie oznaczało to, że są zupełnie niepokonani. A nawet gdyby ludzie zawiedli, istniało dwóch Archonów, którzy w pewien sposób upodobali sobie towarzystwo Aethera i blondyn był tego dobitnie świadomy. Traveler serdecznie wątpił, by Zhongli podpisał konktrat, który uniemożliwiłby mu wojnę z Shogun. Ba, przecież takie wydarzenia miały już miejsce w przeszłości. A Venti? Teoretycznie bóg wolnej woli, ale zawsze stawiający człowieka ponad istotę boską. Jakże satysfakcjonująco, ale też niezmiernie ironicznie, byłoby obserwować Ventiego przyjmującego formę Aethera tylko po to by położyć kres działaniom Szalonej Archon. Bo okrzyknięto by ją szaloną. Okrzyknięto by ją morderczynią. Bo może ludzie nie daliby rady fizycznie się jej pozbyć, ale czasami wystarczy odpowiedzieć odpowiednie słowa. 

I gdy Aether opuszczał świątynię, idąc plecami do Shogun nie zamierzał się oglądać. Zdawał sobie sprawę z tego, że oboje doskonale rozumieli sytuację. Że nawet jeśli zginie to i tak wygra. Ei dopiero zaczynała zjednywać sobie zaufanie ludzi. Jasne, okazanie miłości w czasie Festiwalu było banalnie proste. Realne opiekowanie się mieszkańcami terenu znajdującego się pod czyimś panowaniem było prawdziwym wyzwaniem. Nie żeby Shogun jakkolwiek się tym przejmowała, skoro dbała jedynie o ciągłość wieczności. O ciągłość, którą mogła zapewnić tylko w momencie, w którym ludzie mieli o niej przynajmniej neutralne zdanie. To mocno wiązało jej ręce i tym mocniej cieszyło to Travelera. Bo chłopak poczuł jakiś sens zwycięstwa, gdy powoli schodził, omijając tłumy ludzi, by z gracją, ale jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem wzroku Archonki. I gdy to osiągnął, rzucił się biegiem w stronę tarasu, na którym umówił się z Xiao w duchu modląc się by Yaksha na niego czekał. Albo żeby chociaż mógł go odnaleźć na terenie Festiwalu. Nie chciał tylko by okazało się, że całkowicie przegapił swoją szansę przez irytujące obowiązki.

Genshin Impact - Call Me By Your NameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz