P. X / CZERWIEŃ

417 59 2
                                    

Przebywanie w towarzystwie Aethera wydawało się Yakshy tak naturalne, że nieomal go to przerażało. Nie rozumiał, skąd brało się to uczucie, skoro praktycznie wszystko, co zaszło tego wieczoru, było dla niego absolutną nowością, ale nie zamierzał na to narzekać. Jakby nie patrzeć, miał na głowie o wiele więcej spraw, których znaczenie nie było dla niego jasne, ale z którymi jeszcze albo nie chciał, albo nie potrafił się zmierzyć, więc z całych sił próbował całym sobą skupić się na momencie i na sytuacji, która działa się dookoła niego. Skupić się na przyjemnym głosie Travelera, gdy ten próbował wytłumaczyć mu dokładnie jakiej magii zamierza użyć, by wisiory rzeczywiście dały radę zapewnić im jakąkolwiek komunikację. Skupić się na obserwowaniu chłopaka, który z taką wprawą mieszał, rozgniatał i podgrzewał najróżniejsze substancje, czasem nawet nie patrząc na własne dłonie i robiąc wszystko niemalże automatycznie. Zauważając, że za każdym razem, gdy blondyn nieopatrznie zbliżył dłoń zbyt blisko ognia czy przypadkiem uderzył się o coś, mówił cicho "auć", co wzbudzało w Yakshy zmartwienie, którego nie czuł od ładnych kilkuset lat. A wreszcie skupić się na tym, że Aether poprosił go o podanie mu pomocnej dłoni.

- Aether, nie sądzę żeby to był dobry pomysł - zaznaczył spokojnie Adeptus, próbując zachować kamienną twarz i nie dać po sobie poznać, że jest przerażony. To, że ta drobna maskarada nawet po jednym wieczorze spędzonym z blondynem nie miała już najmniejszego sensu, to była kwestia na zupełnie inny dzień.

Bo Aether widział jasno, jak na dłoni, że Yaksha się zwyczajnie boi. Choć może "zwyczajnie" to nie do końca odpowiednie słowo w takim kontekście. W końcu Xiao miał za sobą kilkaset lat życia i niezliczone walki, w czasie których nie raz i nie dwa stawał oko w oko ze śmiercią. W końcu Xiao nigdy nie pytał, jak potężny jest przeciwnik, nigdy nie zastanawiał się, czy wyjdzie ze starcia żywy, nigdy nie odmawiał pomocy i nigdy nie uciekał od obowiązków. Potrafił stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem niemal każdego rodzaju i nawet nie drgnąć. Zachować tę kamienną, niewzruszoną minę. 

I może Aether tak szczerze nie wiedział o Yakshy zupełnie nic. Może tylko wydawało mu się, że powoli zaczyna rozumieć Adeptusa, bo ten z nieznanego dla niego powodu postanowił tej jednej nocy i akurat przy nim opuścić choć jeden z tak wielu licznych murów, które otaczały jego serce. Może tak naprawdę nie był to nawet strach tylko emocja, której Traveler nie rozumiał i źle ją interpretował, ale wydawało mu się, że Xiao po prostu bał się, że zniszczy coś, nad czym pracowali. Bo dopóki siedział tylko w niewielkiej odległości i słuchał jego opowieści o absurdalnie każdym, nawet najmniejszym temacie, dopóki miał tylko podawać konkretne przedmioty, dopóty było dobrze. Może Xiao nie byłby tym, co Aether określiłby jako "maksymalne wyluzowanie", ale jego ruchy były płynne, może trochę zbyt nagłe na początku, jakby miał wrażenie, że musi zerwać się do wypełnienia zadania, ale Traveler miał wrażenie, że jak na standardy Yakshy, mógł taki poziom spokoju określić jako standardowy. Gdy jednak poprosił go o podejście i pomoc w roztarciu kryształów na pył, Yaksha widocznie się zawahał. W pierwszym momencie ruszył się żeby mu pomóc, jak za każdym razem wcześniej, ale gdy usłyszał, że miał coś zrobić sam, dosłownie zamarł.

- Xiao zaufaj mi - poprosił spokojnie Aether z zachęcającym uśmiechem, odkładając z wyczuciem tłuczek do moździerza i wyciągając w stronę Yakshy otwartą dłoń.

Adeptus nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że i tak już nagina własne szczęście, że zaciąga u wszechświata zbyt duży kredyt samym tym jednym wieczorem. Że każde okazanie dobroci, każdy uśmiech, każdą chwilę, którą spędzą razem, będzie płacił przygniatającym go poczuciem samotności przez wieki, które miały nadejść po ich niechybnym rozstaniu. Nie przeszkadzało mu to. Jeśli taka była cena tych paru chwil spędzonym w blasku istoty tak fantastycznej, jak Aether, to byłby w stanie zapłacić ją i po stokroć. I właśnie dlatego, że w przyszłości chciał móc z pewnym rozczuleniem wspominać te momenty, niejako próbował się z nich wycofać. Nie chciał ich w żaden sposób skazić czy zniszczyć, a przecież był pewien, że jeśli jakkolwiek pozwoli sobie na pełniejsze przeżywanie danej chwili to właśnie to zrobi.

Genshin Impact - Call Me By Your NameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz