Ze specjalną dedykacją dla osoby, która zmotywowała mnie do napisania tego rozdziału c: Ficzek nie jest porzucony, autorka po prostu nie ogarnia konceptu czasu :D Miłego czytania życzę!
Aether z całego serca chciał móc pozwolić sobie na zwykły dzień wolnego. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że i tak kusił los z tym, na jak długo zniknął w trakcie Festiwalu poprzedniego dnia. Powinien był przechadzać się po mieście, niby z lekkością, niby czynnie uczestnicząc w wydarzeniu, ale podskórnie jednak czuwając. Podskórnie upewniając się, że nigdzie nie dochodzi do żadnych niegodziwości. Powinien zachować luźną postawę, ale czujnym i bystrym okiem wyłapywać każdą próbę kradzieży w tłumie, każdą możliwą kłótnię w alejkach i zaułkach czy oczyszczać drogi wychodzące z miasta z możliwych rabusiów czekających na niewinnych uczestników Festiwalu. Powinien też, i to zadanie jego zdaniem miało mieć o wiele większą wagę, dalej szukać siostry. I powinien w końcu trochę zacząć żyć dla siebie.
Aether nie znosił tego, że od pewnego czasu w jego głowie zapanował mętlik. Może dlatego tak boleśnie odczuł moment rozłąki z Xiao. Bo Yaksha nawet nie zdając sobie z tego sprawy, w jakiś sposób tworzył mur między Aetherem i wszystkimi jego powinnościami czy wszystkimi jego myślami. Kiedy Xiao był obok czas zdawał się zwalniać, a wszechświat trochę życzliwszym okiem patrzeć na losy pewnego młodego wędrowca. Przy Xiao Aether potrafił się wyciszyć, nawet jeśli, o ironio, robił to w najgłośniejszy możliwy sposób. Więc może właśnie dlatego, że umysł Aethera nie był przyzwyczajony do chwil, w których przez jego głowę nie biegło tysiąc myśli na sekundę, teraz gdy zaznał kontrastu spokoju, zwykła gonitwa myśli zdawała się powrócić ze zwiększoną siłą.
Bo zeskakując cicho z dachu Aether nie potrafił pozbyć się niekomfortowego i gorzkiego smaku, który osiadł mu na samym końcu języka, gdy uświadomił sobie, że być może powiedział Yakshy za dużo. Że być może wyszedł na narzekającego, niewdzięcznego idiotę. Że być może jawił się teraz Xiao jako małostkowy chłopczyk, który nie potrafi poradzić sobie z paroma walkami i który ma czelność narzekać o tym wszystkim do istoty, która spędziła na polu bitwy nieproporcjonalnie więcej czasu od niego. Traveller zaczął pluć sobie w brodę, że być może mógł lepiej ubrać pewne zdania i myśli w słowa. Że może powinien był mimo wszystko zachować swoje typowe, radosne usposobienie i zacisnąć zęby tak mocno, by przez najmniejszą szczelinę nie przedostało się choćby słowo skargi.
Nie znał Xiao. Nie tak naprawdę. Nie wiedział, czy mógł mu zaufać z czymś tak osobistym i ważnym. Nie wiedział, czy mógł swoimi problemami obarczać istotę, która miała na głowie więcej, niż wszechświat przewidywał. A jednak to zrobił. Z jakiegoś powodu przy Xiao wszystko wydawało się właściwe i na swoim miejscu. Z jakiegoś powodu Aether czuł, że jeśli ktokolwiek miałby zrozumieć jego myśli, nawet jeśli wyrażał je w dość toporny i nieudolny sposób, to byłby to właśnie Xiao. Xiao, który rozumiał potrzebę posiadania celu w życiu. Xiao, który został wciągnięty w służbę i pozostał w niej nieco z nie do końca własnej woli. Xiao, którego też ograniczały pewne oczekiwania, które narzucały mu najróżniejsze czynniki zewnętrzne czy społeczeństwo. Xiao, który był samotny. A ostatecznie też Xiao, który tak długo był traktowany jak broń, że zapomniał, jak to jest być człowiekiem. I Aether, który mimo życzliwości, jaką okazywali mu ludzie, powoli przestawał się tym człowiekiem czuć wrzucany w kolejne wiry walki. Naprawdę mogli stanowić dla siebie nawzajem wybitnie dziwne, ale z jakiegoś powodu idealnie działające yin i yang.
Ale Aetherowi nie chodziło tylko i wyłącznie o Xiao. Jasne, chciałby pozostawać w dobrych stosunkach z Yakshą. W ogóle wyjściowo wolał nie robić sobie niepotrzebnie wrogów, a jego imię osławione dobrocią i masą historyjek, przydawało mu się więcej niż często. Bycie ratującym wszystkich herosem miało dokładnie tyle samo zalet, co i wad. I jasne, gdyby Yaksha z powodu jego nadmiernego wyznania nagle miał zmienić o nim zdanie na gorsze - ucierpiałaby na tym względnie niewielka część życia Aethera. Głównie dlatego, że sam Xiao nie był typem osoby, która rozpowiada powierzone w mniejszym czy większym sekrecie pierdoły wszystkim naokoło. Jest szansa, że nieodpowiednie słowa dotarłyby do Zhongliego i być może do Ningguang czy Beidou, ale nigdzie dalej. A jedna z tych trzech osób zrozumiałaby jego potrzebę wolności. Kolejne dwie zbyt wiele mu zawdzięczały i widziały możliwość jego pomocy jako zbyt przydatną by marnować ją przez głupie słowa, o których prawdziwości wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę.
CZYTASZ
Genshin Impact - Call Me By Your Name
FanfictionKrótka historia, w której Xiao nie jest przyzwyczajony do wielu rzeczy, w tym: - do bycia traktowanym jak człowiek - do posiadania przyjaciół - do lubienia przebywania w towarzystwie ludzi - do miłości, która boli, zwłaszcza, gdy dotyczy ona niewłaś...