P. XI / NOWY DZIEŃ

420 53 9
                                    

Xiao nie zorientował się, że wstrzymał oddech na aż tak długo dopóki fizycznie nie poczuł pieczenia płynącego z własnej klatki piersiowej. Gdyby jego płuca nie zaczęły domagać się nowej dawki tlenu pewnie dalej stałby tam jak wmurowany, nie wiedząc ani co powiedzieć, ani co zrobić. Wciąż nie potrafił zrozumieć jakim cudem Aether w jednej sekundzie zwyczajnie stał gdzieś uśmiechnięty, by w następnej pokazać komuś gdzie jego miejsce i znów wrócić do uśmiechu. I jak żadna z tych postaw nie wydawała się Yakshy sztuczna czy przywdziana na siłę. Adeptus może nie znał się na ludziach aż tak dobrze. Może nie rozumiał pewnych niuansów jeśli chodziło o całą ich rasę. Ale powoli zaczynał rozumieć Aethera. Zaczynał widzieć różnicę między maską uśmiechniętego bohatera, którą widział w czasie Festiwalu, gdy blondyn szedł w towarzystwie Archonki i jej głównej podopiecznej, a szczerym uśmiechem, który Traveler pokazywał w jego obecności. Jego radość płynąca ze spędzonego razem czasu też wydawała się szczera. Tak, jak szczery wydawał się niedawny wybuch, który sprawił, że krew w ciele Xiao niemal zamarzła na kość.

Adeptus nie zwracał uwagi na ludzi jako na jednostki. Opiekował się mieszkańcami Liyue, bo taki był jego obowiązek, ale tak naprawdę nie wiedział nawet jak nazywały się osoby, które kontaktowały się z nim najczęściej. Sądził, że wytworzył dookoła siebie raczej status miejskiej legendy. Nieuchwytnego strażnika, którego cień można zobaczyć jeśli będzie się wystarczająco uważnym, ale strażnika, który nigdy nie spoczywa ze służby i który nigdy nie wymaga pomocy. Xiao zapomniał jak to jest mieć kogoś, z kim można dzielić walkę. Że można stać z kimś plecy w plecy i nie martwić się, że ktoś zaatakuje cię od tyłu. Że nie trzeba walczyć ze wszystkimi przeciwnikami w pojedynkę. 

Początkowo zasłaniał się tym, że przecież żeby zgrać się na polu bitwy trzeba spędzić na nim wspólnie ogrom czasu. We własnych myślach używał Bosaciusa jako przykładu ostatniej istoty, której był w stanie zaufać na tyle, by nie spoglądać wciąż przez ramię. Brak zgrania, konieczność ochraniania istoty słabszej od siebie, bo przecież nikt Yakshy nie dorównałby na polu bitwy. To byłoby tylko dodatkowe rozproszenie. A nieuwaga, gdy w powietrzu słychać szczęk ostrz, nigdy nie jest dobrym pomysłem. Jednak gdy Xiao myślał o możliwych walkach u boku Aethera, tak naprawdę nie martwił się o żadną z powyższych kwestii. Adeptus miał wrażenie, że kroczenie przez pole bitwy z Travelerem byłoby najbliższym uczuciem spokoju jakiego Xiao mógł doświadczyć od czasów istnienia Krwawej Piątki. 

Przez chwilę Xiao był szczerze przerażony. Bał się, że tym jednym stwierdzeniem zniszczył cały wieczór. Że zniszczył całą tę relację, która dopiero się budowała i nie miała jeszcze zbyt stabilnych fundamentów. Nie sądził, że stwierdzenie, którym rzucił, było mocno prowokacyjne. Jasne, tego samego nie można było powiedzieć o tonie, którego użył, ale było coś takiego w towarzystwie Travelera, że Yaksha najpierw mówił, a potem myślał. Nawet on sam nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo dał się ponieść emocjom, by oznajmić cokolwiek tak żywiołowym tonem. Dla Aethera też musiała być to w jakiś sposób nowość. A jednak blondyn nie wycofał się. Nie okazał strachu, mimo że gniew Adeptusa mógł wiązać się z poważnymi problemami i ranami. Nie żeby Xiao w ogóle potrafił dopuścić do siebie myśl, że mógłby skrzywdzić stojącego obok niego chłopaka, ale chwilowo patrzył na siebie przez pryzmat własnej reputacji. Nie był istotą, której ludzie się stawiali, ale Aether oczywiście musiał odstawać od reszty nawet w tej kwestii.

Czerwony, tak? Poczucie zagrożenia? Aether nie naciskał. Cierpliwie czekał aż Xiao przetrawi nowe informacje i spróbuje dobrać do tego odpowiednie wspomnienia i emocje. Blondyn nie wymagał też od niego użycia słów. Tak długo, jak ich system miał szansę zadziałać, tak długo Traveler nie zamierzał wymuszać na Adeptusie przyznania się do tego, o jakich momentach swojego życia myślał. Nie oczekiwał, że nagle podzieli się z nim wszelkimi historiami. Jasne, może na to przyjdzie kiedyś odpowiedni moment. Może kiedyś Xiao da radę spojrzeć na własną historię, na ludzi, których uważał kiedyś za rodzinę czy na istoty, z którymi walczył i przypomni sobie, co wtedy czuł. Może kiedyś to wszystko nie będzie tak szczelnie otulone warstwą obojętności, którą sam na sobie wymusił wiele lat wcześniej. Może kiedyś pomyśli o chęci spotkania z kimś i przypomni sobie wspólne patrole z pozostałymi Yakshami. I może nawet kiedyś myśląc o tym nie będzie czuł się jakby patrzył na czarno-białe zdjęcie przedstawiające obcych mu ludzi. Może kiedyś kolory powrócą do jego wspomnień, ale na razie Adeptus musiał uznać, że postać Aethera miała mu wystarczyć. Choć to i tak było zdecydowanie więcej, niż to, na co zasługiwał.

Genshin Impact - Call Me By Your NameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz