P. VII / WIELKIE BITWY TYLKO WE WTORKI

470 57 4
                                    

Xiao nie rozumiał jakim cudem Aether mógłby martwić się zanudzeniem go. To było dopiero pierwsze ich spotkanie w taki sposób. Pierwszy raz mogli ze sobą zwyczajnie porozmawiać, nawet na najbardziej błahe tematy i Adeptus miał szczerą nadzieję, że nie będzie to ostatni raz. Przebywanie wśród ludzi raczej zwykło ranić Yakshę. Wcześniej nikt nie martwił się jego uczuciami, nikt nie sprawdzał, czy wszystko z nim w porządku, nikt nie upewniał się, czy coś mu nie zaszkodzi. Nikt nie szukał rozwiązań, które mogły sprawdzić się w jego konkretnym przypadku. Dla Aethera może to spotkanie było jednym z kolejnych. Jemu najwidoczniej takie środowisko odpowiadało. Dla Yakshy jednakże było to coś zupełnie niesamowitego. Coś, co jak taran niszczyło wszystkie mury, które postawił wokół siebie. Pierwszy raz, ktoś stawiał go na piedestale i Xiao wiedział, że to uczucie odmieni go na zawsze. I chwilowo nawet nie przerażało go, czy stanie się to dla niego na lepsze, czy na gorsze. Nie w momencie, kiedy musiał szczerze przyznać, że żaden posiłek, który spożył do tej pory, nie smakował mu aż tak dobrze. Jasne, może sama potrawa nie była najlepsza. Może tym razem szefowi kuchni powinęła się noga, ale Xiao rozumiał to doskonale, bo w końcu może kucharz nie zabrał którejś przyprawy ze sobą albo może w natłoku zleceń czegoś nie dodał. Nie zamierzał narzekać. Posiłek był przygotowany na odpowiednim poziomie. To cała otoczka dookoła niego była niezwykła i niezapomniana. Najwidoczniej to była kolejna kwestia, w której Traveler miał rację. Nie żeby to jakkolwiek Yakshę dziwiło.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, ile bym oddał żeby tak wyglądał mój dzień - zaśmiał się Aether, odkładając na chwilę pałeczki i opierając je o talerz, by chusteczką na wszelki wypadek otrzeć sobie twarz.

- Nie rozumiem? - oznajmił dość pytającym tonem Xiao, który szczerze nie wiedział, gdzie źle połączył wątki. I co by się nie działo, chciał usłyszeć o dniu czy życiu Travelera tak dużo, jak tylko mógł. Wiedział, że Aether był silny. Szanował go za jego umiejętności bojowe i siłę, którą pokazał chociażby przy obronie Liyue. Ale takie wydarzenia były przecież raczej rzadkością, nieprawdaż? To nie było tak, że codziennie gdzieś na świecie prawie kończyła się rzeczywistość, jaką dany lud znał. To nie tak, że wysyłaliby Aethera do poważnej walki zamiast nich. Do pokonania paru potworów? Jasne. Do wielkiej bitwy co wtorek? No raczej nie. Więc w którym momencie przy poczynionym przez siebie założeniu popełnił błąd?

- Zlecenia od Katheryn to najbardziej powtarzalna część mojego dnia - potwierdził Aether przez chwilę odpływając myślami i zapatrując się w przypadkowy punkt na nocnym niebie, bezwiednie wodząc palcem po krawędzi swojej szklanki. -  Są też jeszcze prośby mieszkańców i zlecenia od wojowników. Gdy na przykład ludzie broniący danych terytoriów są zbyt zajęci, pozostawiają dla mnie kilka uwag o potworach, na które zwyczajnie nie mają czasu, a które mimo wszystko są niebezpieczne i wypadałoby się ich pozbyć. I tych, i tych, staram się mieć po maksymalnie trzy w tygodniu. Zdaję sobie sprawę z tego, że dałbym radę fizycznie wykonać więcej takich zleceń, ale chociaż to samolubne, potrzebuję też trochę czasu dla siebie. Choćby na odpoczynek. Poza tym, gdybym zgodził się wziąć ich więcej to zwiększałbym szansę na to, że komuś musiałbym odmówić, bo coś nie zgadzałoby się z moimi przekonaniami. Nie żebym jakoś mocno się ich trzymał, ale ludzie w Tevyacie nie reagują dobrze na odmowę.

Xiao jakimś cudem to nie zdziwiło. Sam po sobie wiedział, że jeśli miałby o cokolwiek kogokolwiek poprosić to poprosiłby właśnie Aethera. Ale nie dlatego, że chciał go w jakikolwiek sposób wykorzystać. Zwyczajnie to jemu najbardziej ufał. I mógł śmiało założyć, że większość ludzi widzi Travelera w ten sam sposób. Jego reputacja go poprzedzała. Chłopak z obcego świata, któremu ufali Archoni, z którym przyjaźnili się wysoko postawieni w hierarchii. Chłopak, który zawsze znajdował czas żeby chwilę pobawić się z dziećmi w porcie, bo brakowało im tej jednej osoby. Chłopak, na którym zawsze można było polegać. Xiao zdawał sobie sprawę z tego, że on sam nigdy nie miałby szansy zdobyć takiego rozgłosu. Takiej reputacji. Jego własna leżała na drugim końcu tej skali, ale Yaksha potrafił sobie wyobrazić, że bycie postrzeganym jako wieczny bohater może być tak samo męczące, jak bycie postrzeganym jako wieczny złoczyńca.

Genshin Impact - Call Me By Your NameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz