- No to jak śnieżynko, przeprosisz? - zapytał przesłodzonym głosem Loki patrząc na nią z góry.
Emily, która obecnie nie znajdowała się w najlepszej sytuacji. O ile można tak nazwać zakopanie żywcem w śniegu w pozycji leżącej. Tylko twarz miała odsłoniętą.- Mam przeprosić za to, że nazwałam się oślizgłym oszustem po tym jak stworzyłeś swoje klony przeprowadzając zmasowany atak na moją osobę? Czy może za to że bez problemu wszystkie je odbiłam zaklęciami? - na jej ustach zagościł wredny uśmieszek.
- Nie uśmiechał bym się tak na twoim miejscu, w końcu teraz jesteś skazana na moją łaskę. Po za tym co dało ci powstrzymanie pierwszej fazy ataku skoro z kolejnymi nie dałaś sobie rady?
I tu miał rację. Była pod wrażeniem jego umiejętności. Od kilku minut leżała nieruchomo pod gęstą, twardą jak skała pierzyną śnieżną co znacznie ogarniczyło jej jakiekolwiek ruchy nie mówiąc już nawet o użyciu różdżki, która boleśnie wbijała jej się w lewy bok.
- Jesteś słaba - uśmiechnął się smutno i obrócił się w stornie zamku. - Masz 10 sekund żeby ogłosić swoją kapitulację albo zostawię cię na pastwę lisków śnieżnych.
- Tu nie ma lisków śnieżnych - odparowała.
Kiedy Loki zaczął odliczanie, ona zaczęła się przygotowywać. Nie zamierzała się poddać ani przeprosić, miała swoją dumę.
Oczami wyobraźni zobaczyła swój pokój i stojącą obok jej łóżka matkę. Było to miesiąc przed jej wyjazdem z Hogwartu.
- Słuchaj, może i trochę za późno ale lepiej późno niż wcale. Na wszelki wypadek nauczę cię jednego dość prostego dla profesjonalistów zaklęcia. Jednakże ty będąca zaledwie adeptem przyswoisz go sobie znacznie trudniej.
- Czy nie lepiej zatem było by nauczyć mnie go później? - zapytała cicho Emily.
- Cicho siedź, daj skończyć matce. Zaklęcie jest trudne ponieważ wykonuje się je bez różdżki. - zaczęła krążyć po pokoju dotykając różnych rzeczy jak to miała w zwyczaju. - Chodzi o to żebyś poradziła sobie w kryzysowej sytuacji kiedy nie będziesz mogła użyć różdżki, bo będziesz miała na przykład związane ręce.
-Ale przecież tylko wielcy czarownicy potrafią czarować bez różdżki.
- Powiedziałam zamknij tą niewyparzoną gębę i daj skończyć matce. Chodzi o to żeby skumulować w sobie magię, a następnie rozproszyć ją wokół siebie w postaci małego lub większego osobliwego impulsu. Coś jak mały kontrolowany wybuch energii. Pozwól, że ci zaprezentuje.
Carol dała się związać sznurem, który przyniósł wcześniej skrzat domowy imieniem Vincent.
- Teraz ważna jest koncentracja. Musisz przypomnieć sobie te uczucie, które czujesz kiedy przymierzasz się do rzucania zaklęcia. Niech te uczucie ogarnie całe twoje ciało. Tym razem nie jest ci potrzebny odpowiedni ruch nadgarstka. Musisz skupić się na oddechu, zaczerpnąć powietrze tak aby tlen dostał się do każdej komórki twojego ciała. - 11 latka obserwowała z nieskrywanym zaciekawieniem i starała zapamiętać się wszystkie szczegóły postępowania matki. - W zależności od potęgi krwi i czystości krwi danego czarownika, moc wybuchu jest większa lub mniejsza, najważniejsze są jednak ćwiczenia.
- Kiedy jesteś gotowa to poprostu to czujesz. Następnie wymawiasz odpowiednie zaklęcie - wzięła ostatni głęboki wdech i na wydechu szepnęła - Dimittis. - sekundę później dziewczynka poczuła uderzająca fale ciepła, wokół jej matki zaczęły pojawiać się iskierki i chwilę później liny oplatające jej ciało wystrzeliły rozerwane we wszystkie strony i z impetem uderzyły w ściany.
Emily otworzyła szeroko oczy. Nie sądziła, że takie coś jest możliwe i to bez różdżki. Jej samej zaklęcie nie do końca wychodziło. Początkowo szło bardzo opornie, w ogóle jej nie wychodziło. Po dwóch tygodniach potrafiła już kumulować w sobie odrobinę magii ale wciąż miała kłopoty z jej rozproszeniem wokół siebie. W przed dzień wyjazdu do Hogwartu udało jej się rozerwać jeden cieniutki sznurek którym była obwiązana.
Zamierzała teraz wykorzystać owe tajemne zaklęcie aby wyrwać się spod lodowej kopuły. Podczas kiedy Loki odliczał do 10, ona skupiła się na oddechu. Wraz z wypowiedzeniem przez bruneta słowa "zero" Emiliy zamknęła oczy i wypuściła skumulowaną wewnątrz ciała magię.
- No cóż, twoja szansa na ratunek przepadła. Żegnaj śnieżynko. - brunetka otworzyła oczy i poczuła nie małe rozczarowanie. Liczyła na efektowny wybuch i krzyk zaskoczenia ślizgona a tu klops. Kątem oka widziała jak Loki oddała się powolnym krokiem nawet na nią nie patrząc. Ale nie krzyczała. Nie wolała o pomoc. Tak jak już wcześniej było wspomniane - miała swoją dumę.
Dodatkowo zobaczyła, że jej mały wybuch energii spowodował powstanie całkiem głębokiej szczeliny po jej lewej. Przy nie lekkim wysiłku i kilku minutowej walce udało jej się wydostać lewą rękę spod śniegu. Później już łatwo udało jej się odkopać prawą rękę i resztę ciała.Od razu popędziła w stronę zamku w celu wzięcia gorącej kąpieli i zmianie przemoczonych ubrań. W myślach już obmyśla plan zemsty na wielmożnym księciu Asgardu.
CZYTASZ
Liar at Hogwarts //Loki Laufeyson
Short StoryW wieku 111 lat syn Laufey'a dostaje się do Szkoły Magii i Czarodziejstwa (Hogwartu). Jak sobie poradzi w świecie, początkowo jego zdaniem, nic nie znaczących ludzi? Co zrobi gdy dowie się, że Midgardczycy również władają magią? Przekonacie cię...