— Dzisiaj mam zamiar zaprosić Marinette na sesję zdjęciową! — stwierdził z determinacją Adrien, kończąc mycie zębów. — Patrolowałem wczoraj wieczorem okolicę piekarni i widziałem, że wybrała się na krótki spacer. Wyglądała, jakby czuła się już lepiej, więc powinna przyjść dzisiaj do szkoły.
— Wiesz, co ci powiem, dzieciaku? Jak następnym razem spotkam Biedronkę, to poproszę ją o to, żeby zaczęła wypłacać mi świadczenia za pracę w szkodliwych warunkach! — naigrywał się Plagg.
Ostatnimi czasy, drwiny z Adriena stały się jego ulubioną formą spędzania wolnego czasu. O ile czarne kwami przez lata dzielnie znosiło chroniczną wadę wzroku swojego właściciela, który nie był w stanie dostrzec w koleżance z klasy swojej wielkiej miłości, o tyle przez ostatni tydzień jego cierpliwość wypaliła się doszczętnie.
— Nie rozumiem, o co ci chodzi! Obiecałem sobie, że postaram się być dla Marinette lepszym przyjacielem i mam zamiar dotrzymać słowa.
— I uważasz, że po tym, jak dosyć dobitnie dałeś jej kosza, powinieneś teraz wysyłać jej sprzeczne sygnały i zapraszać ją na sesję fotograficzną? Poza tym, co na to twoja ukochana?
— Daj spokój, przecież Biedronka nie wie, że jestem modelem — odparł, wzruszając ramionami.
Plagg pacnął się otwartą łapką w czoło. Tego było dla niego po prostu zbyt wiele. Podleciał do swojego sekretnego skarbca, mieszczącego się w niskiej szafce z podwójnymi drzwiczkami i wyjął z niego cuchnący kawałek sera, którym zaczął się inhalować.
— Kretynie — jęknął. — Miałem na myśli Kagami! Biedronka, Marinette, Kagami... Ja rozumiem, hormony, ale powoli zaczyna mnie to wszystko przerażać! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że twój ojciec raczej się za to nie zabierze więc... — kwami odchrząknęło teatralnie, po czym usiadło na lustrze, idealnie na wprost swojego właściciela. — Adrien. Nie jesteś pierwszym przedstawicielem gatunku ludzkiego, z jakim mam do czynienia. Na szczęście poprzedni właściciele mojego Miraculum cechowali się nieco dojrzalszym wiekiem i nie musiałem przeżywać tego piekła, co w twoim przypadku, ale serio, lubię cię i uważam, że nadszedł już czas, żeby przeprowadzić z tobą TĘ rozmowę — dodał, akcentując ostatnie dwa wyrazy.
— Czy to ma związek z moimi mocami? — dopytywał niczego nieświadomy Adrien.
— Tak, z mocami potężniejszymi niż kotak... — zawahał się przez chwilę, orientując się w porę, że nie powinien wymawiać tego słowa. — Silniejszymi niż siła, jaką dysponujemy. Ja rozumiem, jesteś w takim wieku, w którym żeńskie przedstawicielki twojego gatunku budzą twoje szczególne zainteresowanie, a ty jesteś jak koneser w nowo otwartej fromagerii, który chciałby wkręcić się na degustację wszystkich trzech rodzajów. Interesuje cię zarówno cheddar, którego koloru i wyrazistości nie da się pomylić z żadnym innym, ale twoje serce zawsze wyrywa się do camemberta, którego puchata skorupka, choć bywa delikatnie przysuszona, skrywa w sobie aksamitne, kremowe wnętrze. A wtedy pojawia się bree, którego atłasowa struktura i subtelny aromat aż proszą się, żeby włożyć w niego swoją bagietkę.
— Plagg, nie mam pojęcia, o czym bredzisz, ale wydaje mi się, że ser kładzie się na bagietkę, nie odwrotnie.
— Zależy, co kto lubi — prychnęło kwami, wzdrygając ramionkami. — W każdym razie. Pamiętaj, że jeżeli włożysz bagietkę w serek i zapomnisz o niej na dłuższą chwilę, w środku może pojawić się niespodziewany gość, na przykład pleśń. I o ile pleśń, która powstaje w kontrolowanych warunkach, w odpowiednim czasie jest efektem pożądanym, o tyle serek, który pleśnieje zbyt szybko, potrafi zniszczyć smak najlepiej wypieczonej bagietce! Proszę, miej to na uwadze — dodał ze śmiertelnie poważną miną.
CZYTASZ
Trylogia szczęścia część 1: Zanim staliśmy się szczęśliwi
FanfictionPrequel do "Kiedyś będziemy szczęśliwi" W jaki sposób wyglądały relacje Adriena i Marinette, zanim na świecie pojawiła się Emma? Dla przyjaciół z liceum Francoise Dupont'a, to ostatni rok nauki, a zarazem ostatni dzwonek na zapewnienie sobie odrobin...