18. | Bal maturalny |

1.1K 114 160
                                    

Nic nie mogło się równać z atmosferą, jaka panowała wśród uczniów ostatnich klas, przygotowujących się do jednego z najważniejszych wieczorów ich życia. Wszyscy byli wyraźnie podekscytowani przygotowaniami i oczekiwaniem na wielki bal maturalny.

Marinette stała przed dużym lustrem w swojej sypialni, przyglądając się uważnie swojemu odbiciu. Delikatny, wykonany wcześniej przez Julekę makijaż, można było śmiało nazwać co najmniej profesjonalnym, a długa, różowa, pozbawiona ramiączek suknia z dopasowanym, gładkim gorsetem i tiulowym dołem prezentowała się na niej perfekcyjnie. Mimo to, w żadnym wypadku nie podzielała entuzjazmu swoich przyjaciółek, starając się jednak z całych sił nie dawać tego po sobie poznać. Wprawne oko Alyi, która wstała właśnie z obrotowego krzesła po tym, jak skończyła upinać na czubku swojej głowy efektowny, elegancki kok, dostrzegło nietęgą minę przyjaciółki. Stanęła za jej plecami i kładąc na jej szczupłe ramiona swoje dłonie, szepnęła do jej ucha:

— Co się dzieje, Marinette? Jesteś blada jak trup.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech i rozprostowując delikatnie siateczkowy dół swojej kreacji, usiadła ostrożnie na różowym szezlongu.

— Kiepsko się dzisiaj czuję. Chyba lepiej byłoby, gdybym została w domu — odparła, chwytając się za skronie. — Potwornie mnie mdli. Wygląda na to, że się czymś zatrułam.

Alya posłała jej pełne czułości spojrzenie, otaczając ją ramieniem.

— To nie pierwszy raz — skwitowała. — Obserwuję cię od kilku dni, Marinette. Ciągle jesteś zmęczona i wyglądasz, jakbyś miała zasnąć na stojąco. Poza tym, słyszałam, jak wymiotowałaś ostatnio w toalecie, na przerwie. Nie sądzisz, że powinnaś iść z tym do lekarza?

— Nie martw się, Al. Mówiłam ci już, że to na pewno jakieś zatrucie, albo grypa żołądkowa. Nic poważnego, przysięgam.

— Przed państwem Marinette Dupain-Cheng, szanowany autorytet w dziedzinie medycyny — bąknęła z przekąsem Alya. — Serio, w poniedziałek idziesz do lekarza i nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu, zrozumiano?

Marinette pokiwała głową na znak zgody. Nie miała sił walczyć z Alyą i jej racjonalnymi argumentami, tym bardziej że przyjaciółka widziała tylko skrawek tego, z jakimi dolegliwościami zmagała się ostatnimi czasy. Notoryczne zmęczenie i senność to jedno, jednak najbardziej niepokoiły ją coraz częstsze zawroty głowy, mdłości oraz fakt, iż jej okres spóźniał się już ponad miesiąc. Oczywiście, starała się sobie to wytłumaczyć chronicznym zmęczeniem i stresem. Przez superbohaterskie życie pod ciągłą presją, jej cykl dawno przestał być regularny, jednak nie zmieniało to faktu, że zaczynała się niepokoić. Nie była już małą, naiwną dziewczynką. Była świadoma swoich czynów i doskonale wiedziała, jakie mogą nieść za sobą konsekwencje. Tamtej nocy, którą spędziła w ramionach Czarnego Kota, oboje dali się ponieść chwili. Tempo, jakie sobie narzucili oraz namiętność, jaka zrodziła się między nimi w tamtym momencie, nie pozwoliły pomyśleć im o czymś tak przyziemnym, jak zabezpieczenie. A jednak postanowiła trwać w niemądrym przeświadczeniu o tym, że przecież to był jej pierwszy raz. Jakiego pecha potrzeba, aby zajść w ciążę po jednym, niewinnym zbliżeniu? To wszystko wydawało jej się niedorzeczne.

Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi oraz wołanie Sabine, dobiegające z dołu.

— Dziewczynki, Nino i Luka już przyjechali!

Alya wstała pierwsza. Rozprostowała uważnie materiał swojej sukni na cienkich ramiączkach i wyciągnęła dłoń w stronę Marinette, pomagając jej wstać.

— Pamiętaj, gdybyś źle się czuła, od razu mi o tym powiedz. Będę pilnowała Nino, żeby nie pił, na wypadek, gdyby trzeba było odwieźć cię do domu.

Trylogia szczęścia część 1: Zanim staliśmy się szczęśliwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz